Siedziałam przymulona przy stole kręcąc łyżką w ostygniętej owsiance. Nie miałam zupełnie ochoty na cokolwiek. Gdybym mogła w tamtej chwili zasnąć i obudzić się, kiedy coś ciekawego będzie miało miejsce, najpewniej wybrałabym taką opcję... Niestety szykował się kolejny dzień, który miałam zamiar spędzić w domu na zupełnym bezrobociu. Na wyjazd z Mickiem i Liamem nie miałam co liczyć... Oboje wyjechali w swoich sprawach do sąsiednich hrabstw, zaś mnie uznali za zbyt poszkodowaną, żebym mogła z nimi przebyć taką trasę.
— Muszę jechać do warsztatu... Mają jakiś problem z głównym zasilaniem i sprzęt siada — oznajmił mój tata zbiegając po schodach.
— To chyba rzeczywiście jest źle, skoro nie zostawiasz tego im... — wymamrotałam.Faktycznie, ojciec prowadził duży warsztat samochodowy. Dzięki niemu mieliśmy liczne dochody, jednakże... Mimo wszystko nie wyrabiał się ani ze spłatą alimentów, ani czegokolwiek. Praca w jego przypadku okazywała się być na tyle pochłaniająca, że liczyły się tylko cholerne samochody.
Rzucił mi cichą prośbę, abym przestała, na co wzruszyłam jedynie ramionami.
— Wrócę jutro... Najpóźniej za dwa dni.
— Rozumiem — mruknęłam cicho dalej bawiąc się owsianką.
— Zostawiam ci pieniądze na stole... Albo nie. Nie ma tu miejsca... Cholera, gdzie ja podziałem klucze — mamrotał biegając po całym domu.
Zmarszczyłam brwi obserwując coraz uważniej jego dość dziwne zachowanie... Nigdy tak przecież nie robił.— Coś się dzieje? — zapytałam w końcu.
— Nie teraz, Cassie...
Zirytowana wstałam i stanęłam przed nim. Zatrzymał się gwałtownie spoglądając niezrozumiale.
— Co się dzieje? — zapytałam trochę celniej.
— Nic... Po prostu... Nagle muszę wyjechać, ogarnąć kilka spraw na głowie, a ty ledwie po wypadku... Nie chcę, żeby coś ci się stało. Do tego jeszcze Sweetspeed... — westchnął ciężko.
— Jaki Sweetspeed? O czym ty teraz mówisz? — zmarszczyłam brwi.
— Nic, nic ważnego — oznajmił całując mnie w czoło. — Wieczorem wpadnie pani Presley zobaczyć, czy nie rozwaliłaś domu. Nie bądź wredna. Cześć!
— Narazie... — rzuciłam cicho spoglądając w stronę zamykających się drzwi.Zostałam sama w totalnie pustym domu. Westchnęłam cicho, po czym wróciłam do niezjedzonego śniadania. Odsunęłam jednak miskę od siebie zastanawiając się, co zrobić. Chwyciłam telefon i zaczęłam przeglądać media. Zawiesiłam jednak na ilustracji z wyrysowanymi banknotami, kiedy dotarła do mnie ważna informacja.
— Nie zostawił mi pieniędzy — szepnęłam cicho. Pokręciłam głową z delikatnym uśmiechem. — Może z resztek kieszonkowego wyżyję...Chodziłam po całym domu struta nudą. Miałam już dość bezczynnego siedzenia... Coraz bardziej irytowały mnie szczegóły, które mocno rzucały się w oczy... Jakby sama całość spojrzenia na bałagan w domu nie wystarczyła...
— Pierdolę to... – wymamrotałam kierując się w stronę garażu.
Mialam zakaz na samotne eskapady po ostatnim incydencie. Nie umiałam jednak znaleźć żadnego zajęcia w tak pustym miejscu.Sięgnęłam do klamki. Zawahałam się przypominając sobie swoje zwidy z wcześniejszego dnia. Obawiałam się, czy na pewno wcześniejsze sytuacje były jedynie wyobrażeniami...
W końcu jednak odważyłam się nacisnąć klamkę i wejść do pomieszczenia. Kusiło mnie, żeby zejść do dolnej części garażu. Podświadomość jednak broniła mnie przed tym zapierając się wszystkim, byleby tam nie szłam. Byłam zbyt znużona, żeby kłócić się z samą sobą. Dla własnego spokoju wzięłam kluczyki od Jeepa. Otworzyłam bramę, po czym wyjechałam przyciskiem zamykając wjazd.
Uśmiechnęłam się delikatnie do samej siebie. Dawno nie jeździłam dla własnej przyjemności, bez przymusu, czy konkretnego celu. Nuciłam cicho piosenkę, która leciała w radiu. Zerknęłam na wielki napis, który pojawił się, kiedy wyjechałam z miasteczka. Westchnęłam cicho, sunąc samotnie drogą, otoczona krajobrazami daleko wznoszących się kanionów. Naokoło wylany asfaltem odcinek, otaczały pustkowia, co pewien czas zapełniane pojedynczymi kaktusami.
Całe napięcie zaczęło ze mnie schodzić. Czułam się trochę bardziej wyluzowana, niż kompletnie spięta grafikami i wyrobieniem się na czas, jak najczęściej to bywało. Smak lata jednak, które zbliżało się dużymi krokami, czuć było już od dwóch tygodni. Ostatni miesiąc szkoły, ostatnia walka o oceny... A później? Wakacje i rozmyślanie nad dalszymi planami...Moje szczęście szybko rozwiał samochód, który zablokował mi drogę stając prostopadle do mnie na środku ulicy. Wyhamowałam przed nim i zatrąbiłam zirytowana.
— Co ty odwalasz, debilu! — zawołałam, chociaż głos rozszedł się jedynie po moim samochodzie.
Nacisnęłam kilka razy klakson, co chyba nie do końca spodobało się temu, kto kierował czarnym SUVem. Wycofał, po czym ustawił się przodem do mnie.
— Co on kombinuje...? — wymamrotałam w napięciu czekając na rozwój wydarzeń.
Nagle ruszył z piskiem opon... Wprost na mnie. Przerażona wrzuciłam tylni bieg, po czym zaczęłam się wycofywać. Zjechałam na pobocze uderzając podwoziem o kilka skał. Zaklinowałam się. Wypuściłam zirytowana powietrze, po czym poczułam mocne uderzenie od frontu. Spojrzałam przestraszona w kierunku samochodu, który przyległ maską do mojego auta.I wtedy stała się kolejna dziwna rzecz w moim życiu. Usłyszałam chrzęst metalu, po czym przede mną pojawił się... Robot. W jednej chwili wróciły do mnie poprzednie wydarzenia. Zaparło mi dech w piersiach na tyle mocno, że w żaden sposób nie mogłam nabrać powietrza. Patrzyłam zszokowana w stronę maszyny, która wrogo wbijała niebieskie światełka w moją stronę. Po chwili chwycił za maskę mój samochód i podniósł go do góry. Pisnęłam przerażona, kiedy przód został kompletnie wygięty, a silnik najpewniej zakończył swój żywot. Złapał następnie dach i jednym ruchem oderwał go od reszty samochodu. Zasłoniłam się przed spadającym szkłem. Niepewnie opuściłam ręce spoglądając w stronę robota. Stał wyprostowany patrząc w moim kierunku.
W oddali usłyszałam ryk silnika. Zerknęłam na nadjeżdżające auto, które w rozmazywało się w oddali. Z każdą chwilą jednak samochód wydawał się być coraz lepiej mi znany. W końcu zbaraniałam, kiedy zobaczyłam biało-srebrnego Chevroleta.
Wydawało mi się, że czas zwolnił, kiedy on także przemienił się w robota... Czy naprawdę wszystkie samochody były robotami?!Rzucił się na wrogą mi maszynę i przewalił ją na ziemię. Był od swojego przeciwnika mniejszy i równocześnie zgrabniejszy, niż potężnie zbudowany czarny robot.
Między nimi rozpoczęła się walka. Podobna do tej, którą już raz widziałam między nim, a czerwonym...
Wysiadłam z samochodu zszokowana patrząc na walczące tytany. Piach wzbijał się w powietrze, zasypywał mnie i wszystko wokół oraz pogarszał widok całej bójki. Chociaż nie na niej byłam skupiona. Czułam się jak małe zwierzątko, którego priorytetem jest uciec przed szarpiącymi się o zdobycz drapieżnikami.
Pisnęłam, kiedy biały robot wylądował tuż obok mnie. Jeżeli niebieskie punkty na jego głowie były oczami, to spojrzał w moją stronę. Następnie zerwał się do pionu i uderzył przeciwnika.
Ja natomiast schowałam się za pobliską skałą i przyległam do niej. Zasłoniłam uszy starając się nie słuchać odgłosów walki, która miała miejsce tuż obok. W pewnej chwili czarny robot przeleciał nad moją kryjówką i uderzył o ziemię. Podniósł się błyskawicznie. Swój wzrok utkwił we mnie. Nie musiałam zastanawiać się, czy miały oczy, jakieś obiektywy, czy cokolwiek, co pozwalało sterującymi obserwować wydarzenia i otoczenie tych maszyn. On mnie widział. Był zainteresowany tylko moim istnieniem.
Za plecami usłyszałam chrzęst. Spojrzałam do tyłu. Biały przygotowywał się do dalszej potyczki. Chciał walczyć dalej. Nikt nie zważał na mnie. Poczułam się zagrożona wiedząc, że znalazłam się w samym środku demonicznej walki...
CZYTASZ
Między Ziemią, a wymiarami...
FanfictionCassie Davis to nastolatka, która z powodu sytuacji rodzinnej zmuszona została przeprowadzić się z Nowego Jorku do jednego z mniejszych miasteczek na obrzeżach stanu Nevada, gdzie jej życie niespodziewanie nabiera większych rozpędów. Niektóre zdarze...