Obudziłam się lekko otumaniona. Chyba na skutek leków, które podała mi babcia po wczorajszym ataku. Na myśl o tym poczułam kłucie w sercu. Nie chciałam żeby dziadkowie myśleli, że to z ich winy. Wiem jak bardzo się starali i ile serca włożyli w to, żebym czuła się tu jak w domu. Ale w głębi duszy wiedziałam, że nic nigdy nie będzie takie samo. Za oknem już prawie świtało. Wiedziałam, że dziadkowie niedługo wstaną, więc postanowiłam zejść do kuchni, żeby przygotować im śniadanie. Postanowiłam zrobić jajecznicę. Wbiłam kilka jaj i zabrałam się za przygotowywanie. Gdy już nakładałam na talerze usłyszałam kroki. Do kuchni weszła babcia.
- Kochanie co ty tu robisz tak wcześnie? Powinnaś jeszcze spać.
- Och babciu spałam długo, zdecydowanie za długo. - 15 godzin, to efekt tych leków, a mimo to nie czuje się wypoczęta. Od wypadku rodziców prawie nie sypiam, a na jedzenie nie mogę patrzeć. To drugie może być problemem dla babci, ona zawsze twierdziła że jestem głodna. W sumie jak każda babcia.
- Kochanie dlaczego tu stoją tylko dwa talerze? - ugh, zaczyna się.
- Nie jestem głodna.
- No co ty wymyślasz? Musisz coś jeść! Odkąd ostatni raz Cię widziałam bardzo schudłaś! - rzeczywiście 2 lata temu byłam nieco pulchniejsza. Jednak czułam się w sobie dobrze. Nie byłam głodna.
- A co to za krzyki z rana ? - do kuchni wszedł dziadek.
- Ta młoda dama nie chce jeść - powiedziała babcia z oburzeniem. Dziadek spojrzał na mnie z troską w oczach. Wiedział, że z tą kobietą na temat jedzenia się nie dyskutuje.
- W szafce są czekoladowe płatki, odkąd byłaś dzieckiem chyba się nic nie zmieniło i nadal jesteś miłośnikiem czekolady? - powiedział dziadek puszczając mi oko. Uśmiechnełam się pod nosem i dałam za wygraną. Nie chciałam im dawać kolejnego powodu do zmartwień.
Zasiedliśmy do stołu, wbiłam wzrok w miskę bawiąc się jedzeniem. Kątem oka dostrzegłam, że dziadkowie wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Coś się szykuje, jestem tego pewna. Dziadek odchrząknął i powiedział.
- Sophi z związku z ostatnimi wydarzeniami, razem z babcią uważamy, że powinnaś pójść do psychologa - łyżka wypadła mi z rąk, podniosłam wzrok na dziadków z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Chyba sobie ze mnie żartujecie? Nie jestem jakaś nienormalna!
- Kochanie nikt nie twierdzi, że jesteś nienormalna. To dla Twojego dobra. Będziesz mogła opowiedzieć o swoich problemach i uczuciach specjaliście. To Ci pomoże.
- Z całym szacunkiem, ale nie mam zamiaru mówić o swoich problemach jakiemuś pajacowi, który robi to tylko dla kasy. Mam dość! Idę na górę!
- Sophi, kochanie wróć! - usłyszałam wołanie babci, której załamywał się głos.
Wbiegłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko. Oni uważali mnie za jakąś wariatkę. Nie mogłam się uspokoić. Jedynym lekiem była dla mnie muzyka, wzięłam więc telefon i słuchawki i pogrążyłam się w dźwiękach Lany Del Rey. Obudził mnie dźwięk telefonu. Hmm nie znam tego numeru.
- Halo?
- Nie mów że dopiero wstalaś?
- Yyy z kim rozmawiam?
- A no tak, dostałem numer od dziadków. No ale jak mogłaś nie poznać swojego czarującego kuzyna? - Elliot, mogłam się domyślić.
- Twoja skromność powala. Co chciałeś?
- Mieliśmy iść na pizzę. Pogadamy trochę, powspominamy dawne czasy. Chętna?
- W sumie czemu nie? To podjedziesz po mnie za godzinę?
- Pewnie. To do zobaczenia.
- Pa.
Nie miałam ochoty na samą pizze, ale musiałam pokazać dziadkom, że wszystko ze mną okey i że wychodzę do ludzi. Wzięłam prysznic i gdy spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, uznałam, że jest mi potrzebny makijaż. Po skończeniu wysuszyłam włosy i zostawiłam rozpuszczone. Teraz prezentuję się znacznie lepiej. Postanowiłam założyć białą zwiewną sukienkę, do tego sandałki i małą brązową torebkę. Jest okey. Zeszłam na dół i poinformowałam dziadków, że wychodzę do Elliota. Na dworze było ciepło, wręcz gorąco, zaleta Los Angeles. Elliot podjechał po mnie na podjazd.
- Na co się gapisz? Wrosłaś w tą ziemię? - Nie mogłam uwierzyć! Ten pajac jeździ Hummerem! W sumie nie powinnam się tak dziwić, to w końcu Los Angeles.
- Fajna bryka.
- To moje cudeńko - powiedział Elliot głaskając deskę rozdzielczą. Faceci. Po 10 minutach byliśmy już w pizzerii.
- Jak się mieszka z dziadkami?
- Spoko, ale nalegają żebym poszła do psychologa.
- Chcą dla ciebie dobrze.
- Nie jestem nienormalna!
- Nikt nie twierdzi, że jesteś nienormalna! Po prostu biorą pod uwagę to co przeszłaś, z pomocą psychologa będzie łatwiej Ci się z tym uporać.
- Dzięki, ale na razie spasuję.
- Jak chcesz - w tym czasie podeszła kelnerka.
- Czego państwo sobie życzą? - powiedziała do nas obojga, ale wpatrywała się w Elliota.
- Kochanie może ty wybierzesz? - powiedział Elliot, w tym samym czasie kelnerka zabijała mnie wzrokiem.
- Okey. To może, ser, szynka, pieczarki, kurczak?
- W porządku kochanie - o co mu chodziło z tym kochanie? Panna "zaraz Cię zabije" odeszła, a ja patrzyłam na kuzyna z pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Sorry, ale ona nie chce się odczepić, więc musiałem coś wymyślić - powiedział szczerząc się.
- I dlatego wykorzystałeś swoją kuzynkę?
- Spokojnie, wynagrodzę Ci to jakoś - chłopak puścił do mnie oczko.
- Jako dziecko byłeś zupełnie inny. Taki cichy, a teraz proszę, pies na baby - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Jutro pierwszy dzień szkoły, ale nie stresuj się, wszystko Ci pokażę.
- Początki są zawsze trudne, ale w końcu się przyzwyczaję - kelnerka przyniosła posiłek, więc zaczęliśmy jeść. Naprawdę byłam głodna, a ten zapach wszystko potęgował. Gadaliśmy o starych, dobrych czasach. Śmialiśmy się na niektóre wspomnienia i czas minął naprawdę szybko.
- Odwiozę Cię do domu, bo dziadkowie już się pewnie niepokoją.
- Okey tylko zapłacę - sięgnęłam do torebki.
- Chyba sobie ze mnie kpisz! Nawet nie ma takiej opcji.
- No przecież byłam Ci winna za ten pokój.
- Oj ty głupia, przecież żartowałem. - Elliot zapłacił i poszliśmy do samochodu. Siedziałam zamyślona. Tak szybko wszystko ulega zmianie. Jeszcze jutro ta cholerna szkoła, zaczynam się stresować.
←←←←→→→→
Wyrażajcie swoje opinie. Bardzo nam na tym zależy, czy wam się podoba czy nie...
Akcja rozwinie się od 3 rozdziału.
CZYTASZ
Nowy początek
Подростковая литератураSophia, ambitna 17-latka, która jednego dnia straciła swoich rodziców. Przez 15 lat mieszkała w Londynie, ale gdy doszło do tragedii, musiała się przenieść do Los Angeles, do miejsca, w którym się urodziła. Nie spodziewała się, że miejsce, za którym...