Rozdział 31

134 19 4
                                    

Zima, a wraz z nią śnieg opanowały Hogwart, zakrywając błotniste ścieżki, pożółką trawę oraz szare mury białym puchem. Luke siedział na parapecie w pustym dormitorium. Jedynie on oraz Weasley zostali w tym pokoju, a praktycznie cała reszta gryfonów udała się do domu na święta. Nawet Hermiona zniknęła z murów szkoły. Z tego co wiedział z Hufflepuff'u został Thomas oraz dwójka innych puchonów, a wszyscy ze Ślizgonów również udali się do domu. Zamek był opuszczony, a samych uczniów w nim, nie więcej niż dziesięciu, co dawało trochę grozy. Jednak zamek nie wydawał się tak przerażający jak twierdza Voldemorta. W odczuciu Luke'a...teraz...wydawał się odrobinę bardziej ciepła niż niecały rok temu.

Chłopak wstał i niepewnie skierował się do wyjścia....brakowało mu czegoś...od wczoraj nie odezwał się do nikogo i o dziwo....zaczęło mu to doskwierać.

Stanął w połowie i podrapał się po głowie. Znów to robi...zachowuje się jak małe dziecko....lekki niepewny uśmiech wpadł mu na usta, gdy przypomniał sobie jak skradał się w nocy do brata...jak bardzo walczył o atencję mamy i taty...

Te wspomnienia choć bolesne i okryte płaszczem śmierci dały mu delikatne ciepło w środku.

"Czy gdybym odszedł...." zastanowił się na chwilę, a zaraz po tym szybko się opamiętał. Nie...nie mógł wrócić do tamtego czasu. Nie mógł odejść od Voldemorta....nie mógł....bał się...? Czy on się bał własnego Pana?

Szedł powoli przez korytarze z książką w ręce, aż w końcu doszedł do gabinetu Dumbledore'a. Thomas i Ron omijali go, pewnie chcąc mieć spokój od niego. Co dość zabolało Luke'a, a nie powinno...prawda?

Wszedł bez pukania do gabinetu i spojrzał zmęczonym wzrokiem na biurko. Nadal trzymając klamkę zatrzymał się w drzwiach. Powstrzymał wyraz zdziwienia utrzymując swój zwyczajowy obojętny wzrok i przejechał spojrzeniem po trzech osobach obecnych w gabinecie. Dumbledore, Remus oraz...Black stali obok siebie najwyraźniej rozmawiając o czymś, a Luke przerwał im wchodząc bez zaproszenia. Zamrugał i uniósł brew wyraźnie sprawiając, że profesor OPCM oraz uciekinier z Azkabanu pobledli.

-Nie powiedział mi dyrektor, że dzisiejsze zajęcia mam odwołane-mruknął ignorując ich.

-Wybacz chłopcze, ale wystąpiły nagłe sprawy i nie zdążyłem cię powiadomić-powiedział starzec i ciepło się uśmiechnął.- Mógłbyś wrócić za godzinę?

Luke kiwnął głową. Odwrócił się tyłem do mężczyzny i spojrzał na zgraję przez ramię.

-Syriusz Black....-mruknął i utkwił spojrzenie w oczach mężczyzny.- Mogę tylko wiedzieć....-zaczął.- Dlaczego pan wydał Potterów?-zapytał bardzo spokojnie. W końcu nie miał z nimi żadnych więzi, więc nie bardzo go obchodziła ich śmierć...jednak chciał wiedzieć co chciał osiągnąć człowiek, który doprowadził do tego jak jego życie się potoczyło.

O dziwo to pytanie zdawało się wkurzyć mężczyznę, który aż rwał się w stronę Luke'a, jednak Remus go powstrzymał.

-Syriusz...tego nie zrobił-mruknął trzymając zimne spojrzenie na chłopcu.

Evans zastanowił się. Black ma najwyraźniej przyjazne stosunki z Dumbledore'em....i Remusem....oraz widać, że nie spodobała się mu opinia zawarta w tym pytaniu...co oznacza, że coś innego kryje się w przeszłości. Cóż....jak na razie...dopóki Thomas się w to nie wpląta, nie jest to jego sprawa.

Odwrócił się i lekko skłonił głowę.

-Przepraszam w takim razie za pomyłkę-powiedział i wyszedł gryząc się w język, przed przestrzeżeniem ich. Przecież Dumbledore wie, że Voldemort żyje....a tym bardziej, że będzie chciał polować na Black'a....nie musi tego robić.

Wyszedł więc pozostawiając dorosłych w lekkim szoku. Syriusz obrócił się na pięcie i wbił lekko spanikowany wzrok w Dumbledore'a.

-Co jeśli on doniesie Ministerstwu?-zapytał się czując wzbierający w nim strach. Nie chciał wrócić do Azkabanu....najpierw musiał spotkać Harry'ego....odnaleźć go i dokonać zemsty na Pettigrew.

-Nie odezwie się do nich ani słowem...-zapewnił go dyrektor." Bardziej martwiłbym się, że doniesie Voldemortowi." Pomyślał, jednak szybko uciszył tą myśl. Wierzył w dzieciaka i z każdym dniem zauważał coraz większą poprawę, jednak....coś go blokowało przed opuszczeniem ręki Voldemorta....nie wiedział czy to strach....czy coś innego, a brak informacji na temat jego przeszłości mocno go bolał.

Starzec westchnął i spojrzał na swoich dwóch byłych uczniów.

-Co macie zamiar zrobić?-zapytał.

-Pettigrew-powiedział od razu Syriusz.- Muszę go znaleźć i wiem, na pewno, że ukrywa się właśnie tutaj.

-Nie mogę ci pozwolić biegać po Hogwarcie w poszukiwaniu tej jednej osoby-powiedział Dumbledore.

-Proszę jednak pozwolić mi go ukryć-powiedział Lupin gorliwie.- Tam gdzie zawsze....będzie z daleka od uczniów, a ja zajmę się znalezieniem tego szczura.

-Jeśli nie opuścisz Bijącej Wierzby...-powiedział Dumbledore.-To z chęcią udzielę ci schronienia....jednak...co gdy dokonasz zemsty?

-Chcę się oczyścić z zarzutów.....chcę....znaleźć Harry'ego-powiedział, a atmosfera w powietrzu stała się zimniejsza oraz cięższa.

-Jak to zrobisz?-zapytał Dumbeldore.- On zaginął dwanaście lat temu....-mruknął starzec czując winę oraz ciężar na sercu.

-Bo wiem coś, czego nikt nie wiedział oprócz mnie oraz jego rodziców....to było nasze jedyne zapewnienie, że jeśli coś pójdzie nie tak....odnajdziemy go-powiedział zaciskając pięści.- Ale najpierw chcę by Hogwar był bezpiecznym miejscem, gdzie mogę go powierzyć, a potem oczyścić się z zarzutów. 

Dumbledore usiadł ciężko na swoim krześle i westchnął. Starość mu przeszkadzała w byciu pozytywnym. Minęło tyle lat....co jeśli dzieciak nie żyje?


Spadkobierca Czarnego Pana |Harry Potter|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz