dzień czwarty

49 9 0
                                    

Powoli szła do domu, w którym młoda kobieta przedawkowała leki. Chciała jej pomóc, uśmierzyć ból.

Zdziwiła się na początku, że nikogo w domu nie było. W kuchni na ziemi leżało tylko bezwładne ciało. Po chwili zastanowienia doszła jednak do wniosku, że przecież, gdyby ktoś tu był oprócz niej, to by ją powstrzymał.

Rozglądała się po mieszkaniu. Miała czas. Zawsze miała czas. Nigdy nie musiała się spieszyć. Trudno stwierdzić czy to przywilej, czy przekleństwo.

Już przykucnęła przy kobiecie, kiedy poczuła w środku coś dziwnego. Zdezorientowana nawet dotknęła swojej klatki piersiowej. Rzadko jej się to zdarzało, nawet bardzo rzadko.

Dopiero po chwili doszło do niej, że gdzieś był wypadek. Poważny wypadek.

On miał wypadek.

Chciała zostawić tę kobietę i biec ile sił w nogach w tamto miejsce. Jednak wiedziała, że nie mogła. Nie mogła jej tu tak zostawić. Musiała wypełnić swoje obowiązki.

Przecież Śmierć zawsze przychodzi.

Mogła się spóźnić. Mogła przyjść za wcześnie. Ale zawsze musiała przyjść, czy tego chciała, czy nie.

Szybko zamknęła jej oczy, potem patrzyła, jak jej dusza powoli uchodzi. Zastanawiała się, gdzie trafi.

Gdyby to były normalne okoliczności, zapewne z zaciekawieniem obserwowałaby ten proces. Jednak teraz była niecierpliwa. Chciała stąd zniknąć jak najszybciej.

Zaśmiała się w duchu, gdy dusza zwyczajnie zniknęła na poziomie ziemi. Czyściec.

Zawsze sądziła, że duszę wolą trafić albo do piekła, albo do nieba, ale nigdy do czyśćca. Podobno jest tam równie strasznie co w piekle.

Jednak nigdy nie miała okazji tam być. Zapewne nigdy tej okazji mieć nie będzie.

Zostawiając ciało same, szybkim krokiem szła w kierunku wypadku. Zawsze zjawiała się w takich miejscach razem ze służbą medyczną. Na wypadek, gdyby ktoś potrzebował pomocy.

Na miejscu były już dwie karetki i policja. Kilka samochodów należących zapewne do ludzi powiązanych z ofiarami. Za tłumem ludzi w końcu dostrzegła rozbite auto i pokiereszowany motor.

Jego motor.

Słyszała krzyki. Słyszała płacz. Słyszała głośny sygnał karetki. Słyszała przejeżdżające obok samochody.

Po chwili dostrzegła, że koło rozbitego samochodu leży ciało. Czekało na nią.

Podeszła powoli, naciągnęła kaptur, jakby bała się, że w tym zbiegowisku ktoś zwróci na nią uwagę.

Pięcioletnia dziewczynka, która jechała z rodziną w aucie, nie miała tyle szczęścia, co pozostali pasażerowie.

Nie lubiła śmierci dzieci. Wywierała na niej takie same emocje jak eutanazja zwierząt. To dziecko nawet nie zdążyło dobrze zgrzeszyć. Za co więc miało przyjemność spotkać Śmierć?

Zamknęła małe, piwne oczka dziecka i rozejrzała się dookoła. W jednej z dwóch karetek była jej rodzina. Czuła, że jeszcze u nich zawita. Dziewczynka nie była jedyną ofiarą.

Nie zastanawiała się długo, gdy podchodziła do drzwi drugiej karetki. Ratownicy medyczni rozmawiali jeszcze na uboczu z kobietą w średnim wieku, dając jej tym samym możliwość bezkarnego zajrzenia do środka.

Leżał tam, podpięty do różnych urządzeń, które miały dać mu możliwość egzystowania jeszcze przez jakiś czas.

Patrzyła na niego. Prosto na jego bladą jak jej twarz. Widziała, jak jego klatka piersiowa unosi się powoli, wręcz sztucznie do góry, a po chwili opada.

Widziała krew. Dużo krwi.

Ratownicy medyczni szybko wsiedli do karetki i po chwili odjechali na sygnale. Matka chłopca zamówiła taksówkę. Nie była w stanie samodzielnie prowadzić.

Miejsce opustoszało. Została tylko policja i skasowane pojazdy.

Ona dalej patrzyła w miejsce, w którym niedawno go widziała.

A na jej zimnym, bladym policzku pojawiła się mała łza.

Pierwsza łza.

Pocałunek ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz