4. sherlock, przestań się śmiać

99 10 9
                                    

14. 02. 2015, rok przed śmiercią Sebastiana

Kupno domku w Irlandii było chyba najlepszą wspólną decyzją, zaraz po ślubie. Leżeli na kanapie, przed kominkiem, który zapłonął dopiero po trzeciej próbie i kilku przekleństwach, z  włączonym jakimś programem muzycznym oraz ręką Jima wepchniętą pod koszulkę męża, za to również z dłonią Sebastiana stabilnie rozłożoną na jimowych plecach. 

To był jeden z niewielu słonecznych, ciepłych dni — na szczęście przypadł na ich miesiąc miodowy, a ich ogródek i domek były z daleka od innych zabudowań, więc w takie dni jak ten Jimowi strzelały do głowy różne pomysły, raczej nieprzyzwoite — promienie słońca wpadającego przez okno przyciskały kartki otwartej książki, pozostawionej na blacie stołu na korzyść wsunięcia ściskających ją rąk pod obcisłą koszulkę. Tuż obok niej leżały niedbale nabazgrane przez Jima plany ogródka i staranne, zgrabne poprawki Sebastiana, który zżymał się ciągle na charakter pisma męża, jak kura pazurem, na miłość boską, gorzej niż lekarze, więc musiał sam je uczytelnić 

Jego pismo było na szczęście porządne i czytelne, takie, jakiego można oczekiwać od absolwenta Eton (nigdy się nie przyznawał do swojej edukacji przed uniwersytetem, Jim dowiedział się po wykopaniu skądś akt).

— Myślę, że powinieneś posadzić ze mną roślinki w ogródku. 

— Przerzucasz się ze zbrodni na ogrodnictwo? — Sebastian uśmiechnął się szeroko, trochę rekinio, i pogłaskał go po włosach. 

— Nie mogę całymi dniami leżeć i pachnieć, zanudzę się na śmierć. Więc tak, będziemy mieć ogródek, adoptujemy ci tego nieszczęsnego kota...

— Przygarnę pierwszego, którego zobaczę.

Sebastian nie miał czasu adoptować kota. 

Tak naprawdę Jim czuł, że wszystkie rzeczy, które chcieli zrobić razem, robił samotnie kiedy Morana już nie było; uparte przeczucie wpijało się w czaszkę, ale im usilniej starał się przekonać samego siebie i ustawić dane wydarzenia w porządku chronologicznym, tym silniej napierało, powoli wypuszczając kolce.

Adoptował kotka, który obecnie spał w zwiniętych w gniazdko koszulkach i bluzach Sebastiana; wyglądało na to, że teraz służą im obu. Kupił przez internet doniczki na balkon, ziemię i paczuszki z nasionami losowo wybranych kwiatów. Opowie o tym przy następnej wizycie na cmentarzu, pewnie to go rozbawi. 

Brak Sebastiana bolał, bardzo bolał, ciągnął w dół i wygłuszał cały świat, barwy były bledsze, a odgłosy stłumione, jakby zamknięto go w wyciszonym pomieszczeniu bez drzwi. Właściwie wszystkie ściany, sufit i podłoga niczym się od siebie nie różniły, więc tracił orientację gdzie co jest, czy stoi na podłodze, a może zwiesza się z sufitu, może tkwi przyklejony podeszwami butów do ściany, dziewięćdziesiąt stopni do podłogi i to dlatego czuje się tak nie na miejscu. Cały czas wydawało mu się, że widzi Sebastiana, choćby jako zarys sylwetki, jako mignięcie znajomej twarzy, jako rozmytą postać, ale widział. Widział i płakał, bo na palcu Sebastiana błyszczała obrączka, a zawsze kiedy całował go w dłoń, akurat trafiał ustami na nagrzany metal. Nic nie było w stanie stłumić jego żalu, ciężkiego, mokrego, ciążącego, naciskającego na kark tak, by się garbił i zwieszał głowę. Pozostawiającego go na tyle nagim i samotnym, że bez wahania porzucił eleganckie garnitury na korzyść ulubionych swetrów i koszulek męża, niektóre jeszcze pachniały Sebastianem, a w łazience na półeczce stały jego kosmetyki (zmieścił się na jednej, bo nie używał setek różnych odżywek, szamponów i tak dalej, przez co zawsze droczył się z Jimem).

W całym mieszkaniu czuło się, że zaraz wejdzie do pokoju, uśmiechnie się i pocałuje Jima w czubek głowy, usiądzie lub położy się obok, przytuli. Moriarty przestał łapać się na zerkaniu na drzwi jakby Seb miał już zaraz przez nie wejść; zamiast tego omijał je wzrokiem, bo Sebastiana wciąż tam nie było.

𝐚𝐩𝐩𝐥𝐞𝐬 𝐚𝐧𝐝 𝐡𝐨𝐧𝐞𝐲 𝐭𝐞𝐚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz