2. szklane odłamki kłują w serce

135 13 20
                                    

Jim myślał, że się rozpłacze. Nie, wpatrywanie się godzinami w szary nagrobek nie wskrzesi jego męża, zapalanie zniczy nie ukoi bólu, okazjonalne kondolencje nie złożą go z powrotem w całość. Jeden głupi strzał odebrał mu Sebastiana, jedna kula, i nagle został sam jak palec na wielkim i złym świecie. Pogrzeb był krótki, wojskowy — znał przyjaciół Sebastiana z armii, wiedział, że mają między sobą umowę o sprawdzaniu co jakiś czas, jak się czuje, i nie miał siły mieć im za złe wchodzenia mu z butami w życie. Przestał się opierać, kiedy spędził wieczór przeglądając zdjęcia i ścigając się z nimi na wspomnienia. Zignorował to, że dali mu wygrać. 

Sebastian świetnie strzelał, kiedyś przestrzelił wiszące nieśmiertelniki z kilkudziesięciu metrów. Sebastian lubił tygrysy, wygrał kiedyś dla Jima pluszowego tygryska, który niezmiennie siedział na krześle w ich sypialni. Sebastian uwielbiał paskudnie obcisłe spodnie tylko dlatego, że zgrabnie opinały jego biodra. Sebastian wyglądał fenomenalnie w czerni. Sebastian kiedyś nakrzyczał na wyższego rangą oficera. Sebastian był najbardziej opiekuńczym człowiekiem, na jakiego mogli trafić nowi rekruci. Sebastian był taką matką kwoką. 

Sebastian nie potrafił z nerwów zawiązać swojego krawata przed ślubem — jedyny przypadek w karierze snajpera, kiedy trzęsły mu się ręce — i któryś z jego wojskowych znajomków musiał to zrobić. Prawie się rozpłakali przy przysięgach, więc po prostu wymienili się karteczkami, na których je zapisali, i pocałowali się trochę wcześniej niż powinni. Ale to nic, potem pocałowali się już w dobrym momencie. Potem całowali się jeszcze więcej, a ich pierwszy taniec jako małżeństwa przetańczyli przytuleni do siebie, kołysząc się na parkiecie, jakby nic innego chwilowo nie istniało, a cały świat Jima ograniczał się do twarzy, ramion i ust Sebastiana. 

Zaczęli powoli wychodzić na prostą, jeśli podsumować ich starania; Seb chodził na terapię i uczył się panować nad atakami paniki i zespołem stresu pourazowego (nie dbał o siebie w tym zakresie odkąd wyrzucono go z armii, dopóki Moriarty nie urządził mu sceny), podobnie jak teraz Jim, Jim nareszcie zrobił prawdziwe prawo jazdy, nie sfałszowane, żeby kierować kiedy Moran szarpnie kierownicą z powodu czegoś leżącego na drodze i prawie wyśle ich na krawężnik (miał silne podejrzenia, że te rzeczy automatycznie kojarzyły się z minami). Obaj byli paskudnymi wrakami, wiedzieli to, ale jakoś zbudowali sobie wspólny statek z połamanych desek i resztek takielunku, i powoli łapali wiatr w żagle. Nie mogli być bardziej szczęśliwi.

Przynajmniej dopóki w kadłubie statku nie wyrwano wielkiej dziury, która go podtopiła, a silny wiatr zesłał na mieliznę, na której osiadł bez sił, żeby choćby załatać szkody, nie mówiąc już o wypłynięciu.

Sebastian miał być jego przyszłością. I nią był ostatnie dwa i pół roku. Bardzo piękną przyszłością, z domkiem w Irlandii, ogródkiem, częstymi wakacjami, może nawet z kotem, bo zastanawiali się nad zgarnięciem jakiejś uroczej bandy kotków i zaadoptowaniem ich. 

Imię i nazwisko wyryte w kamieniu nie mogły zastąpić mu męża, jego ciepła, niebieskich oczu, szczelnych objęć, pocałunków, bliskości, relacji z nim jako nie tylko z ukochanym, ale z  najlepszym przyjacielem.

Sebastian robił świetne drinki. Sebastian zawsze nosił przy sobie tabletki na kaca. Sebastian nigdy nie pudłował. 

Jim się rozpłakał. Coś zalepiało mu ściśnięte gardło, żałoba wypychała łzy z oczu, które zaczerwienione już piekły, coś zatykało mu nos i musiał wyjąć chusteczkę.

Widział jego ciało, pamiętał, kiedy kazano mu zidentyfikować zwłoki, z całej siły powstrzymywał się od płaczu i niemal stracił przytomność, zanim podpisał. Czuł się jakby potwierdzał śmierć, a to nieprawda, zgon nastąpił kilka godzin wcześniej, tu nie było nic do potwierdzania.

𝐚𝐩𝐩𝐥𝐞𝐬 𝐚𝐧𝐝 𝐡𝐨𝐧𝐞𝐲 𝐭𝐞𝐚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz