twenty five p.2

3.8K 353 268
                                    

Godzinę wcześniej

Draco nie chciał iść do baru, chciał zostać w domu i czekać, aż Belly odwiedzi matkę, a później cała jej uwaga będzie należeć do niego.

Przez jakiś czas nie było tak źle. Ale Astoria pojawiła się kilka godzin po nim, niezapowiedziana. Blaise przysunął dla niej krzesło i Draco siedział ściśnięty pomiędzy nimi, czuł zimne, wyrachowane spojrzenie Astorii śledzące każdy jego ruch.

Od początku nie chciał tam być, a oglądanie jego przyjaciół patrzących na nich, obserwowanie tłumienia śmiechu i słuchanie bezmyślnych żartów Theo o małżeństwie pogarszało sytuację. Uczucie dyskomfortu za każdym razem, kiedy Astoria wspomniała coś o ślubie pogarszało sytuację.

Kiedy w końcu znalazł sobie wymówkę aby wyjść, poszła za nim z baru, wybiegła z zaciśniętymi czerwonymi ustami.

- Coś nie tak, Draco?

Miał wielką chęć zignorowania jej i pójścia dalej. Ale zatrzymał się, obrócił do niej w tłocznej, brukowanej uliczce.

- Nie, nic.

- Więc dlaczego jesteś taki cichy? Dlaczego wychodzisz tak wcześnie?

Zacisnął zęby.

- Bo nie chcę tu dłużej być.

- Musisz być w jakimś innym miejscu?

Pomyślał o Belly, prawdopodobnie śpiącej w swoim domu.

- Nie. - Odpowiedział. - Po prostu chcę iść do domu.

- Nic od ciebie nie słyszałam od dłuższego czasu. - Astoria powiedziała ze łzami w oczach. - Nic...a kiedy w końcu się widzimy, ledwo spędzasz ze mną godzinę. Czy wizja wzięcia ze mną ślubu jest tak smutna, że nie możesz nawet na mnie spojrzeć?

Draco się skrzywił.

- Nie. - Powiedział. - Nie, nie o to chodzi...

- Więc o co? Co takiego zrobiłam, że tak bardzo mnie nienawidzisz?

- Nie nienawidzę cię...

- Więc powiedz mi! - Powiedziała piskliwie. - Bo robię wszystko, co w mojej mocy, a nie dostaję nic w zamian!

Mocno wstrząsnął głową i obrócił się od niej. Nie chciał wziąć z nią ślubu już tydzień temu, ale teraz to nawet nie wchodziło w grę. Nie, kiedy Belly żyła. Nawet jeśli kiedykolwiek miał zamiar ożenić się z Astorią, jeśli kiedykolwiek pomyślał, że to możliwe ustatkować się w takim związku — teraz te pomysły już nie istniały, zastąpione myślami o Isobel Young. Ale jeśli powiedziałby to Astorii, powiedziałaby swoim rodzicom, a oni powiedzieliby jego rodzicom.

- Tak to będzie wyglądać przez resztę naszego życia? - Zapytała. - Ignorowanie mnie, kiedykolwiek ci to pasuje?

- Astoria. - Powiedział, widział błysk łzy na jej policzku. Znowu wstrząsnął głową. - Przepraszam. Porozmawiamy o tym w święta.

Nie miał pojęcia, co miałby powiedzieć jej w święta, kiedy Greengrassowie przyjdą na obiad. Ale przynajmniej miał kilka dni na zastanowienie.

Był świadomy, że ją wykorzystywał. Był świadomy, że łatwiej będzie mu przekonać ojca, że nie wie o Isobel, jeśli Astoria dalej będzie myśleć, że zamierzają wziąć ślub. Mimo wszystko, źle się czuł okłamując ją.

Reszta Ślizgonów też wyszła z baru, podtrzymując się nawzajem. Po kolei zauważyli Draco i Astorię i ich rozmowy ucichły.

- Kłótnia kochanków? - Zapytał Adrian, uśmiechając się. Ale pytanie zawisło i umarło w zimnym powietrzu i miny grupki znajomych stały się zaniepokojone. Theo spojrzał na Draco, uchylając lekko usta, aby coś powiedzieć, jakby będąc na skraju wypowiedzenia przeprosin za wcześniejsze żarty. Ale przytulił Pansy i bezsilnie wzruszył ramionami.

Astoria zaszlochała i pobiegła, ukrywając twarz w dłoniach, Daphne pobiegła za nią. Pansy posłała Draco zaciekawione spojrzenie, po czym odsunęła się od Theo i poszła za nimi.

Cisza była napięta.

- Wszystko w porządku, stary? - Zapytał Blaise.

Draco zadrwił.

- Ta, wszystko cudownie, dzięki.

Na końcu uliczki, Astoria zatrzymała się przy ścianie. Pansy i Daphne owinęły ręce wokół jej ramion, zaczesały jej włosy z twarzy. W tym zamieszaniu rzucały wściekłe, mordercze spojrzenia w kierunku Draco.

Przewrócił oczami, poczuł furię palącą jego klatkę piersiową. Obrócił się do pozostałych Ślizgonów, którzy wyglądali niekomfortowo.

- Przepraszam, stary. - Powiedział Theo, pocierając dłonią kark. - Te żarty w barze...o ślubie...może trochę przesadziłem.

Draco odwrócił się od swoich przyjaciół i odszedł, ale szybko usłyszał za sobą kroki.

- Malfoy.

Szedł dalej.

- Nie chcę o tym gadać, Zabini.

Blaise pojawił się obok niego.

- Malfoy, po prostu jej powiedz.

- Nie ma szans.

- Nie jesteś wobec niej uczciwy, stary. - Powiedział Blaise. - Jest w pełni przekonana, że się z nią ożenisz.

- Tak musi być.

- To nie jest uczciwe.

- Życie nie jest uczciwe. - Splunął Draco, idąc dalej. - Nic strasznego się nie stanie, kiedy Astoria dowie się, że nie bierzemy ślubu.

- Poza tym, że będzie jej bardzo przykro.

- Och, więc ty się z nią ożeń, jeśli jesteś tak cholernie święty.

Blaise był przez chwilę cicho i Draco zatrzymał się, obracając się i przygotowując na kolejną odzywkę w jego kierunku. Ale Blaise był już małą sylwetką na ulicy, kierującą się do innych.

Patrzył gniewnie na oddalające się plecy Blaise'a przez dłuższą chwilę, po czym obrócił się i poszedł do domu.

Kiedy wrócił do mieszkania, Belly siedziała na schodach przed jego budynkiem z brodą na dłoniach, czekając na niego.

___

Nie mógł być na nią długo zły. Zdenerwował się, że siedziała sama na zewnątrz w ciemności. Ale czuł się tak komfortowo w jej obecności, że nie mógł powstrzymać się od śmiechu przez jej zły humor, uświadomił sobie jak bardzo tęsknił za jej porywczością.

Lampy uliczne świeciły słabo przez okna, przechodząc przez loki Belly i rzucając dziwne cienie na ściany. Nawet z nią tutaj, gryzło go poczucie winy przez to jak odezwał się do Blaise'a, jak odwrócił się od przyjaciół i okłamał Astorię. Nie widział żadnego rozwiązania poza zapomnieniem o tym na tak długo, jak to możliwe. Poza spędzeniem tylu godzin z Belly ile mógł i ignorowaniem tego, co miało nadejść rankiem.

—-

Sklep za rogiem był otwarty dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc najpierw skierowali się tam. Draco dopilnował, żeby narzekać o tym, że musi założyć buty zaraz po tym, kiedy je ściągnął, a Belly dopilnowała, żeby powiedzieć mu, że zachowuje się jak dzieciak.

Mały, obskurny sklep był całkowicie pusty poza młodym kasjerem na nocnej zmianie, który był na granicy zaśnięcia na kasie fiskalnej. Belly i Draco szli wzdłuż alejek bez konkretnego celu, robiąc do siebie głupie miny nad półkami.  

W końcu kupili butelkę czerwonego wina i skierowali się do pobliskiego parku, gdzie mogli poleżeć na trawie i oglądać bezgwiezdne niebo. 

~~~

Zamiast rozdziału 26 pojawiła się druga część 25 (w oryginalnej wersji autorka dodała tę część po prostu do rozdziału, ale stwierdziłam, że pewnie wiele osób by tego nie zauważyło, więc dodaję ją osobno) 

Miłej nocy! 

Dear Draco 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz