1.

15.9K 451 220
                                    

Tucker

Wyszedłem spod prysznica. Na biodrach miałem zawinięty ręcznik. Wchodziłem do głównej części szatni i już przewracałem oczami. Wiedziałem co mnie za chwilę czeka. Właściwie to nawet nie miałem żalu.

– To wszystko twoja wina, Braxton! – krzyknął O'Connell, kiedy dotarłem do swojej szafki i zacząłem wyciągać z niej ciuchy, żeby się ubrać. Mieliśmy za sobą trzygodzinny trening na siłowni, podczas którego trzymałem się z daleka od wszystkich. – Przez ciebie przegraliśmy wczorajszy mecz, a po nim zmyłeś się tak szybko, że nawet nie mieliśmy okazji porozmawiać.

– Jakbyś umiał się szybciej ruszać, to nie musiałbyś liczyć na mnie – odburknąłem.

Szczerze mówiąc miałem gdzieś, co myślą kumple z drużyny. Sami mogli zagrać lepiej, a nie liczyć na to, że odwalę za nich całą robotę. Nie przegralibyśmy Karoliną Północną, gdyby tylko spięli dupy.

– Nie musiałeś trzykrotnie wgniatać Jamesona w bandę. – Tym razem odezwał się Kris, jeden z moich najlepszych przyjaciół. – Wtedy nie gralibyśmy aż tyle minut w osłabieniu.

– A ty nie powinieneś czasem polować na niedźwiedzia, zamiast grać w hokej? – odciąłem się.

– Jestem Polakiem zjebie, a nie Rosjaninem – fuknął i uniósł zadziornie brew. – Nie powinieneś wpierdalać hamburgerów, zamiast grać w hokej?

Parsknąłem śmiechem. Z wszystkich moich przyjaciół i znajomych, to właśnie on był osobą, która potrafiła mnie rozbawić nawet wtedy, gdy miałem podły humor.

– Zamknijcie się – warknął mój drugi przyjaciel, Huck. – To nie jest pora na żarty. Przegraliśmy. Znowu. Trzy ostatnie mecze mamy w dupę. Jeśli przegramy kolejny, trener nas zajebie. A trzeba jeszcze pamiętać, że Vancouver zamiata wszystkich po kolei. Rozpieprzą konferencję zachodnią w pył.

– Nie można wygrać każdego meczu – powiedziałem wzruszając ramionami. – A do play off, wchodzi osiem zespołów z konferencji, więc wybacz, ale mam wyjebane w to, czy Kanadyjczycy wejdą z pierwszego miejsca, czy nie.

– Ale jeśli oni wejdą z pierwszego, a my z ósmego, to jak myślisz, kto wygra best of seven? – warknął.

– My. – Wzruszyłem ramionami.

Huck pokręcił głową z rezygnacją. Trudno. To nie moja wina, że miał tak mało wiary w nasz zespół. Osobiście naprawdę wierzyłem w to, że w czterech z siedmiu meczy, możemy skopać tyłek Kandzie. Co za problem?

– Braxton, do mnie – warknął trener Stonewall, stając w drzwiach. Nawet nie zauważyłem kiedy pojawił się w szatni.

– Już idę – odpowiedziałem, a trener wyszedł, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.

W szatni rozległy się znaczące gwizdy i buczenie.

– Banda idiotów – wymamrotałem do siebie.

Skończyłem się ubierać, złapałem swoją torbę, a później wyszedłem. Skierowałem się w lewo. Przez chwilę miałem ochotę olać trenera i po prostu wyjść, ale wiedziałem, że nie skończyłoby się to dla mnie zbyt dobrze. Nie należał on do osób, posiadających zbyt wiele pokładów cierpliwości.

Zapukałem do drzwi, a później zaczekałem na zaproszenie. Nikt przy zdrowych zmysłach, nie spróbowałby wejść do jaskini lwa, bez wyraźnego zezwolenia.

– Wejdź. – Usłyszałem prawie od razu. – Siadaj.

Wskazał mi krzesło przed swoim biurkiem. Spojrzał na mnie, a później postukał palcem w jakąś teczkę którą miał przed sobą. Czekałem na opieprz w milczeniu. Nie miałem najmniejszego zamiaru się tłumaczyć, tym bardziej, że byłem przekonany, że nie zrozumiałby tego.

Skruszyć lód [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz