Rozdział 5

118 3 0
                                    

Wtorek okazał się wyjątkowo słoneczny. Już od rana świeciło słońce, a temperatura na dworze sięgała 25°C.
- Co ja dzisiaj na siebie założę? - pomyślał Mikołaj przygotowując się do szkoły.
Przymiarki trwały prawie pół godziny, ale w końcu powstał outfit, który Mikołaj uznał za odpowiedni. Biała koszunka, obcisłe ogrodniczki z jasnego jeansu, białe sneakersy na grubej podeszwie. Dodatkowo srebrny łańcuszek i małe kolczyki.
- Mam tylko nadzieję, że mi te ogrodniczki nie jebną na dupsku - powiedział pod nosem chłopak, po czym zabrał resztę swoich rzeczy i wyszedł do szkoły.

Przed lekcjami, jak zwykle, spotkał się ze swoimi przyjaciółkami (Anitą i Olą) w okolicznym parku na fajkę.
- MAREK ZAGINĄŁ! SŁYSZELIŚCIE? - zaczęła Ola z zaniepokojeniem.
Mikołaj przez moment pomyślał, że to żart, więc uśmiechnął się i powiedział:
- No to o jednego brudasa mniej na świecie.
Jednak zauważywszy powagę przyjaciólek, zrozumiał, że nie byl to żart.
- Ale ty serio mówisz? - zapytał.
- No nie kurwa! Na niby! - odpowiedziała ironicznie dziewczyna.
- O kurwa! - wykrzyknęli razem Mikołaj i Anita.
- Jego mama wczoraj koło 22:00 pisała do mnie na messku czy nie wiem, gdzie on jest, bo zawsze wraca maksumalnie o 20:00, a dalej go nie ma. Na moje wiadomości też w ogóle nie odpisuje. Nie odbiera telefonów od nikogo. Nikt nie wie gdzie on jest.
- No nieźle... Gdzie on mógł się podziać... - odpowiedziała Anita.
- Tego nie wiem, strasznie to wszystko dziwne. Tymbardziej, że jutro miał się ze mną spotkać - zakończyła Ola.
Przez następna chwilę siedzieli w ciszy. Byli zaskoczeni tymi informacjami. Nawet Mikołaj, który nie przepadał za swoim byłym, stał się momentalnie smutny.

Wchodząc do szkoły trójka przyjaciół zobaczyła kartkę z dużym, czerwonym napisem: "PILNE ZEBRANIE WSZYSTKICH UCZNIÓW, NAUCZYCIELI ORAZ PRACOWNIKÓW SZKOŁY NA PIERWSZEJ LEKCJI NA SALI GIMNASTYCZNEJ!". Na dole widniał podpis dyrektora. Było jasne, że chodzi o zaginięcie Marka. Zrobiła się z tego duża drama, ale nikogo to nie dziwiło.

Na zebraniu policja, dyrektor, wychowawca oraz matka chłopaka przekazali najważniejsze informacje i poprosili o kontakt osoby, które wiedzą coś, co mogłoby się przydać w tej sprawie. Dodatkowo poprosili, by informację o zaginięciu udostępniać na social mediach. Może zgłosi się ktoś, kto go widział.

Profesor Tarantula uważnie się temu wszystkiemu przysłuchiwał z boku. Wyglądał na równie zdezorientowanego, co inni nauczyciele. Trzeba mu przyznać, aktorem był dobrym. Pod koniec zebrania dyrekcja poprosiła o zgłoszenie się chętnych osób, które rozwieszą w mieście i okolicznych miejscowościach ogłoszenia o zaginięciu Marka. Większość szkoły podniosla do góry rękę, na co matka chłopca wybuchła płaczem wzruszenia.
- Dziękuję... naprawdę wam wszystkim dziękuję... - powtórzyła kilka razy przecierając łzy.

Aż tyle osób nie było potrzebnych, dlatego wybrano tylko 50 osób spośród wszystkich. Niestety, ani Ola, ani Anita, ani Mikołaj nie załapali się do tej grupy. Za to znaleźli się w niej między innymi Ewelina i profesor Tarantula. Dostali oni po pliku ogłoszeń, które zobowiązali się rozwiesić. Nauczyciel uśmiechnął sie delikatnie pod nosem, ale nikt tego nie widział. Później wszyscy wrócili do klas i swoich zajęć. Grupa Mikołaja i Oli miała udała się pod salę profesora Pawła Trunkiewicza, gdzie zaraz miała się zacząć lekcja edukacji dla bezpieczeństwa.

Mężczyzna był 40-latkiem, który wyglądał co najwyżej na 33 lata. Był łysy, wysoki i całkiem umięśniony. Często chodził w koszuli, a jego znakoem charakterystycznym były kolorowe skarpetki. Ich nigdy nie mogło zabraknąć. Nie da się też ukryć, że był jednym z najbardziej lubianych nauczycieli w całej szkole. Większość uczniów na jego lekcje chodziła z przyjemnością, a szczególnie Mikołaj, który nie tylko interesował się pierwszą pomocą, ale jeszcze bardziej samym panem Trunkiewiczem.

Kilka minut po dzwonku pod salą zjawił się nauczyciel i otworzył drzwi. Obejrzał Mikołaja z góry do dołu:
- Outfit piękny, jak zawsze - skomplementował.
- Haha. Dziękuję. A pan jak zawsze w fancy skarpetkach. Co dzisiaj mamy?
- Dzisiaj bakłażany - odpowiedział.
- O proszę. Moje ulubione warzywo - powiedział chłopak oblizując górną wargę, po czym wszedł do klasy.
- Kochani, dzisiaj omówimy chwyt Heimlicha. Ktoś wie kiedy o stosujemy? - zwrócił sie do wszystkich.
- W przypadku, gdy ktoś sie czymś krztusi - wyrwał się Mikołaj.
- Brawo. Jednak nie używamy go od razu. Najpierw zachęcamy poszkodowanego, by kaszlał i próbował wykrztusić to sam. Jeśli osoba nie daje rady, a ciało obce utrudnia oddychanie, klepiemy pięć razy między łopatki. Dopiero wtedy, o ile ciało nie wypadło wcześniej, używamy chwytu Heimlicha - powiedział, a następnie zwrócił się do Oli siedzącej obok Mikołaja. - Olu, chcesz posłużyć nam dzisiaj za modelkę?
Ola chciała już wstawać, ale Mikołaj szybko ją zatrzymał. Zbliżył swoje usta do jej ucha i wyszeptał z powagą w głosie:
- Jak tam pójdziesz, nigdy więcej nie licz, że pomogę ci na sprawdzianie z matmy. Skup się na swoim Adasiu, a Pawełka zostaw mi.
- Emmmm... nie za bardzo prosze pana. Mam miesiączkę. Ale może Mikołaj będzie chciał - odpowiedziała w końcu.
- Yyyyyyy... no dobrze. To zapraszam cię na środek, Mikołaj - stwierdził męzczyzna delikatnie przestraszony tą propozycją.

Chłopak poczuł satysfakcję. Dobrze wiedział, jak wygląda ten chwyt, dlatego bardzo mu zależało na służeniu za modela. Wyszedł na środek, a Trunkiewicz począł tłumaczyć co i jak. Najpierw stanął za Mikołajem. Później pochylił go trochę do przodu i objął swoimi umięśnionymi rękami. Byli bardzo blisko siebie.
- ...łapiecie ręce w taki sposób a następnie wykonujecie szybki ruch po brzuchu kończący się w miejscu, gdzie mamy przeponę. Pokażę wam to teraz, ale w troche wolniejszym tempie - wytłumaczył i przystąpił do prezentowania.
Wykonał jeden ruch, ale dzięki niemu ich ciała zbliżyły się tak bardzo, że Mikołaj poczuł całą zawartość bokserek mężczyzny na swoich pośladkach.
- Bakłażan nie tylko na skarpetkach... - pomyślał z wytrzeszczonymi oczami.

W dalszej części lekcji każdy po kolei próbował zrobić poprawnie chwyt przedstawiony przed chwilą. Niektórzy zrobili to tak dobrze, że dostali od razu piątkę. Punktualnie o godzinie 9:35 skończyla się lekcja. Zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy i wychodzić. Wszyscy oprócz Mikołaja, który czekał aż w sali zostanie tylko oni i swój obiekt westchnień.
- Mikołaj, idziesz czy nie? - zapytała Ola stojąca w progu.
- Za chwilę do was dojdę. A jakbym się spóźniał to powiedz Pani Rzeżusze, że omawiam z Panem Trunkiewiczem mój projekt - odpowiedział.
- Jaki kurwa projekt?
- Nie ważne, później ci wyjaśnię.
- No dobra - powiedziała, po czym wyszła.

Mikołaj podszedł do biurka i usiadł na jego rogu.
- Coś się stało, Mikołaj? - zapytał nauczyciel.
- Kiedy ma pan najbliższe okienko?
- Emmmm... czekaj, już sprawdzam - odpowiedział, po czym wyciągnął swój rozpis zajęć. - Teraz mam - stwierdził po chwili analizowania.
- To bardzo dobrze się składa.
- Dlaczego?
- Bo mam dla pana prezent - powiedział i zaczął grzebać w swoim plecaku. Na twarzy meżczyzny malowała się dezorientacja. - Długo się zastanawiałem, czy się to panu spodoba, ale po dzisiejszej lekcji nie mam żadnych wątpliwości.

Trunkiewicz zastanawial się cały czas, co uczeń może wyciągnąć  z plecaka i o co w ogóle chodzi z tym prezentem. Chwilę potem, chłopak poprosił, by nauczyciel zamknął oczy. Kiedy ten już to zrobił, położył małe pudełeczko prezerwatyw na jego dłoniach.

Mężczyzna otworzył oczy. Przez moment nie wiedział, co powiedzieć, jednak po kilkunastu sekundach wydusił z siebie:
- Widzę, że mnie przejrzałeś. Po czym sie zorientowałeś?
- Nikomu jeszcze tak nie stał na mój widok, jak panu dzisiaj - powiedział usmiechnięty Mikołaj.
- I co mam teraz z tym zrobić? - popatrzył na pudełeczko, które trzymał w dłoniach.
- Wie pan... ma pan teraz okienko, a ja w sumie nie lubię polskiego... - odparł chłopak znów oblizując górną wargę.

Trunkiewicz wciąż siedział na swoim fotelu i nie wiedział co zrobić. Nagle wstał i udał się w kierunku drzwi. Nie wyszedł jednak. Przekręcił klucz w zamku i zamknął klasę od środka. Następnie odwrócił się i począł zmierzać z powrotem do Mikołaja.
- Dobrze. Ale nie myśl, że jeden raz mi wystarczy... - powiedział chwytając Mikołaja za żuchwę.

Zostań po lekcjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz