Part 10

6K 308 170
                                        


Margo POV

Nogi literalnie właziły mi w dupę. Pracowałam siódmy dzień pod kolej. Miałam dość, ale kiedy Paul zaproponował mi, żebym została i stanęła za barem do zamknięcia o drugiej. Zgodziłam się tylko dlatego, że pozwolił mi, chodzi boso. Było to przeciw wszelkim regulacjom safety (BHP), ale naprawdę miałam to gdzieś. Prawdopodobieństwo, że wdepnę w szkło, było takie samo jak to, że moje auto magicznie naprawi się samo. Poza tym obiecał odstawić mnie do domu.

Wyszłam się przewietrzyć i usiąść na chwilę. Miałam SMS od Marco.

Marco: Free tonight?

Margo: Always expensive. 

Na parking wtoczył się taki sam mercedes, jakim jeździł. Kurwa! Serce mi się zatrzymało. Zza kierownicy wysiadł Fabiano. To się Oana ucieszy. Miał na sobie szorty, ciemną koszulkę i japonki. Mafiosi w japonkach. Ale w końcu świat uwielbiał Bibera, przysięga ślubna powinna być zmieniona na: dopóki kredyt nas nie rozłączy, a kobiety w związkach nosiły spodnie! I nie zapomnijmy o metroseksualnych mężczyznach. I koczkach na głowach facetów wielkości drwali. 

– Hej.

– Hej. A gdzie twój wrak ?

– Ha ha ha! No, jakie to zabawne – skrzywiłam się – Parę dni pod rząd to już nie robi takiego efektu.

– W końcu jest bezpieczniej na drogach.

Sprzedałam mu środkowy palec, co tylko wywołało szerszy uśmiech na jego twarzy.

– Pójdę zawołać królewnę.

Wróciłam do środka przez wejście służbowe. Wrzuciłam telefon do plecaka. Oana właśnie zmieniała buty.

– Twój książę na czarnym koniu właśnie zaparkował rumaka. – rzuciłam, nakładają fartuszek.

– A ty co?

Westchnęłam ostentacyjnie.

– Paul poprosił, żebym stanęła za barem.

– A ja poprosiłam Marco, po raz kolejny i kolejny, żeby nam zorganizował transport.

– Tobie zorganizował. – poprawiłam ją – Idź, baw się dobrze.

– Czekaj. – złapała mnie za rękę – Jak bez auta wrócisz do domu?

Wzruszyłam ramionami, bagatelizując

– Dam radę. Co wymyślę. Paul, mnie gdzieś podrzuci. Obiecał.

– Wiesz, jak z nim jest obiecanki cacanki.

– Paszła! – powiedziałam po rosyjsku.

Cmoknęłam ją w policzek i poszłam za bar. Przed pierwszą wpadł zdyszany Paul. Chwycił kluczyki i swój telefon i pognał do wyjścia.

– Co jest?

– Familly emergency. (nagły wypadek) – wrzasnął – Zamknij! – dodał i wybiegł. Jego auto zostawiło chmurę kurzu.

Realizacja konsekwencji tego co się stało, była przytłaczająca. Zostałam sama w środku pustkowia bez samochodu. Była pierwsza w nocy.

– Ja pierdolę, kurwa mać! – zawołałam po rosyjsku i tupnęłam nogą.

– Czym się tak denerwujesz królewno? – spytał jeden z pijących przy barze gości.

Obejrzałam się na niego. Ah tak: „niechciane awanse".

– Nic, w czym mógłbyś mi pomóc. – uśmiechnęłam się słodko. Jeszcze by tego brakowało, żebym prosiła podpitego klienta o transport do domu. – Kolejka?

Not My Name - Baleary tom #6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz