Rozdział 5

136 8 2
                                    

Przebudzenie zajęło mi zdecydowanie za wiele czasu. Nie wiem, jaki jest dzień czy godzina. W niektórych miejscach wciąż można zauważyć ogień. Eksplozja zapewne przestraszyła innych uczestników, więc pouciekali. Obóz Carlo wygląda jak pobojowisko, znaczy on nie wygląda, ponieważ całkowicie zmiotło go z planszy. Wstając z ziemi, zbieram strzały, które mi powypadały i powoli zbliżam się w miejsce, które jeszcze przed chwilą zajmował chłopak. Może to było samobójstwo. Wiedział, że sam nie da nam rady. Uruchomił bombę, bo jeśli on zginie, zginiemy i my. Tutaj jego obliczenie okazały się błędne. Pisk w uszach przeszkadza mi w skupieniu, ale powoli brnę dalej. Na miejscu zauważam szczątki naturalnego namiotu. Tu i tam zauważam kawałki ludzkiego mięsa. Bierze mnie na wymioty i szybko się oddalam. Roztrzaskało go na kawałeczki. Coś karze mi zostać, więc stoję kilkanaście metrów od dawnego obozu trójki. Przez moją głowę jak błyskawica przelatuje pytania: Czy Adron nadal żyje? Nie może nie żyć, zostało oprócz nas jeszcze 5 osób i czuję, że nie dałabym rady sama. Chociaż może i jego śmierć jest mi na rękę. Brak przywiązania do innych= brak większych problemów. Nie ludzkie, ale i skuteczne. Usiadłam na chwile pod jednym z drzew, skreśliłam Carlo z listy. Georgia, Bill, Elio, Finn, Millie i ja pozostaliśmy wciąż żywi. Wielki znak zapytania natomiast przy Adronie. Jeśli dzisiaj w nocy nie obwieszczą śmierci Carlo, oznacza to, że przespałam ten dzień lub kilka. Nie ma co siedzieć w miejscu i rozmyślać. Chwila nieuwagi może być dla mnie śmiertelna. Wstałam i skierowałam się na północ, bo czemu nie?

Może Adron tak naprawdę zobaczył wybuch i uciekł. Pozostawił mnie na pastwę losu. Tchórz. Może pomyślał, że nie żyje. Następnie w nocy nie zobaczył mojego zdjęcia i wrócił mnie poszukać. Od razu odrzuciłam ten scenariusz, bo już dawno by mnie znalazł. Wcale nie leżałam daleko od byłego obozowiska i tym bardziej NIE byłam ukryta.

Dzięki Bogu, że nadal żyje.

Musiałam dość długo spać, bo cały czas mnie suszyło, do tego temperatura była dość wysoka. Zapasy się kończyły, więc musiałam jak najszybciej odnaleźć źródło. Prawdę powiedziawszy, zgubiłam się. Nie miałam pojęcia w którą stronę było obozowisko a tym bardziej staw. Szłam dalej i czułam jak pot spływa po moim czole. Chyba organizatorzy specjalnie podkręcili temperaturę.

Nie wiem ile szłam, ale żar płynął z niebios jakby rozzłoszczeni bogowie starali się mnie ugotować.

Zobaczyłam wybawienie. Nieduże jeziorko było kilkanaście kroków przede mną. Ruszyłam biegiem. Przykucnęłam nad brzegiem i przemyłam twarz i ręce. Następnie nabrałam wodę, żeby oczyścić ją jodyną. Dopiero potem rozejrzałam się, czy nie ma kogoś w pobliżu. Postanowiłam zostawić rzeczy pod drzewem i orzeźwić się w wodzie. Jednak po drodze nadepnęłam na coś i zawisłam za kostkę. Chyba coś umierać.

Lina wyglądała na mocną, ale była zrobiona własnoręcznie. Szybko dedukcja: jezioro, pułapka zrobiona samodzielnie. TO musi być ktoś z czwórki. Skoro dziewczyna nie żyła, właśnie znalazłam się w obozowisku Elio, zawodowcy. Sięgnęłam do jednego z noży, który miałam za pasem. Zaczęłam przecinać linę, kiedy usłyszałam odgłos fal, moje serce dostało palpitacji. Zaczęłam desperacyjnie ciąć linę. Udało się! Byłam wolna! Może i tak, ale zaczęłam lecieć w dół. Spadłam na brzuch, ale na szczęście nogi i ręce zamortyzowały upadek. Chociaż usłyszałam jak coś w moim nadgarstku chrupnęło. To nie było ważne, bo mogłam biec. Zanim zdążyłam wstać, ktoś podał mi rękę. Tym ktosiem musiał być Elio. Spojrzałam w górę. Stał przede mną chłopak o ciemniejszej karnacji, ciemno brązowych włosach, które mokre, opadły mu na czoło, ale był widać, że są kręcone. Nie miał koszulki, więc widziałam każdy jego mięsień. W drugiej ręce miał trójząb, na który miał nadziane trzy średniej wielkości ryby. O cholera. Był zbyt przystojny, żeby był prawdziwy. Dlaczego musiałam trafić na śmiercionośne igrzyska, żeby poznać takich chłopaków?

-Co się stało? - Chyba zauważył, że mu się przyglądam i z wrażenia nic nie mówię.- Mam glona na włosach?- Zaśmiał się lekko a ja spłonęłam rumieńcem. Potrząsnęłam głową i przyjęłam jego pomoc. Gdy stanęliśmy twarzą w twarz musiałam wstrzymać powietrze. Jaki on był wysoki. -Elio- Powiedział nie puszczając mojej ręki. Jaki on ma piękny uśmiech! Musiałam wyglądać jak idiota. Czerwona i sparaliżowana. Tacy chłopcy powinni być okrzyknięci bóstwami. -A ty masz jakieś imię?-

- A tak, tak. Kordelia.- Boże, dziewczyno co ty robisz?- 11 dystrykt. - Jak ja mogłam przedtem nie zwrócić na niego uwagi? Przecież przygotowywano nas na te igrzyska, ćwiczyliśmy w jednej sali! Musiałam być zaślepiona chęcią zwycięstwa.

-Czwórka. Może masz ochotę zjeść kolację?- Kolację? To ile ja tutaj szłam? Pokiwałam energicznie głową a on znowu się lekko zaśmiał. Podszedł do miejscu, w którym przedtem tez musiał palić ognisko. Podeszłam do niego i zaczęłam wyciągać z plecaka jagody. Zaczął smarzyć ryby i mi się przyglądać. Nie wiedziałam co powiedzieć a na pewno byłam koloru dojrzałego pomidora. -Więc dostałam 12 punktów?-

-Tak, chociaż nic zbyt interesującego nie pokazałam.- Zjadłam jagode i odwróciłam wzrok. Nie wytrzymam jego spojrzenia. - A ty ile miałeś?-

-9, chociaż mój mentor mówił, że zasługuje na dużo więcej.- W tym momencie przypomniałam sobie, że jestem w wielkim niebezpieczeństwie. Połknęłam głośno ślinę. W jednej chwili Elio może podnieść trójząb i przebić mnie na wylot. Nawet jeśli zaczęłam bym się bronić, trójząb nie ma porównania z nożem. - Śmieszne robisz miny.- Nawet jeśli chciał mnie zabić, dobrze to ukrywał.

-Nie zabijesz mnie?- Wypaliłam nagle i dopiero później do mnie dotarło to co zrobiłam.

-Skądże. Wolę mieć tutaj sojuszników, zwłaszcza w tobie. Zresztą nie zabiłem jeszcze nikogo. Nie potrafiłbym, chociaż na takiego wyglądam.-

-Ale zastawiłeś pułapkę.- Zaśmiał się. Jego śmieć jest tak czysty, jak on. jeśli mówi prawdę.

-Muszę się jakoś bronić. Całe igrzyska spędziłem tutaj i nie miałem gości przed tobą. Jeśli ktoś złapałby się w moją pułapkę i miałby wrogie zamiary to szybciej umarłyby przed dopłynięcie krwi do mózgu albo z głodu.- Pokiwałam głową, bo sama nie wiedziałam na ile mogę mu ufać. Zjedliśmy w milczeniu, chociaż wydawało mi się, że chłopak wolał rozmawiać.

-Naprawdę dobre były te ryby. Dziękuję za kolację, ale będę musiała już wyruszać.- Wstałam i ubrałam plecak na plecy. Elio również wstał. -Muszę jeszcze znaleźć miejsce na nocleg.-

-W takim razie, mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze żywi, Kordelio.-

-Ja również.- Obdarowaliśmy się uśmiechami.- Pytanko. Wiesz może, czy chłopak z mojego dystryktu nadal żyje?-

-Nie widziałem jego zdjęcia, więc raczej tak.-

-Dziękuję, do zobaczenia.- Pomachaliśmy sobie i odeszłam nadal w stronę północy. Aż w końcu obóz Elio zniknął mi z oczu. Skręciłam w lewo i spostrzegłam, że jestem na końcu areny. Wdrapałam się na najwyższe drzewo. Tam rozłożyłam się i oczekiwałam na podsumowanie dzisiejszego dnia. Nikt nie zginął. Adron nadal żyję. Ruszam na poszukiwania z samego rana.

---------------------------
1078 słów
Rozdział miał być szybko, ale wyszło jak zawsze XD

Ocean's Daughter Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz