19. O tym, że alkohol nie rozwiązuje problemów

982 122 10
                                    


Dorośli zawsze powtarzają, że my, młodzi, uważamy się za niezniszczalnych. I może faktycznie tak jest. Obiecujemy sobie, że zwiedzimy cały świat, zdobędziemy niesamowitą pracę, znajdziemy miłość życia i spełnimy wszystkie marzenia. Niektórym z nas się uda. A ta cała niezniszczalność okaże się prawdą. Nawet jeśli w końcu umrzemy, zostanie po nas pamięć. Będziemy wieczni. To, czy wykorzystamy to wszystko zależy tylko od nas i naszych reakcji na rzeczy, które będą się działy. To oczywiste, że wszyscy spotkamy na swojej drodze jakieś wyboje. Ja niestety miałem wrażenie, że trafiłem na Mount Everest.

Musiałem dobrze przygotować się do imprezy, na którą mieliśmy iść. Nie chodziło już nawet o ubrania i ogólny wygląd, ale o psychikę. Ta noc mogła być naprawdę trudna, zważając na to, że szliśmy do Malika. A kiedy znajdował się on w pobliżu Luke'a coś wewnątrz mnie wręcz się gotowało.

Kilka minut po godzinie 21 całą czwórką dotarliśmy do domu Malika. A raczej do jego willi. Budynek był ogromny i urządzony z przepychem, ale jednocześnie wiało od niego nowoczesnością. Musiał mieć w cholerę bogatych rodziców.

Spojrzałem na Hemmingsa, który z uśmiechem patrzył na willę, nimal pożerając ją wzrokiem. Cóż, Zayn najwyraźniej miał wiele do zaoferowania, jeśli chodziło o pieniądze. Po chwili jednak spojrzał na mnie i przybliżył się, nachylając.

- Trzymaj się mnie - wyszeptał, a po chwili pozostawił mokry pocałunek na lini mojej szczęki. - Miłej zabawy, panowie - powiedział, gdy staliśmy jeszcze na podjeździe, gdzie nie trzeba było wrzeszczeć, by przebić się przez muzykę.

Chwyciłem jego dłoń i wszedłem za nim do środka. Już na samym wejściu było pełno ludzi, którzy nie zdawali się zwracać uwagi na to, co dzieje sie wokół nich. Większość po prostu tańczyła z butelkami i kolorowymi kubkami w dłoni. Niektórzy spojrzeli na nas na krótką chwilę, ale później wracali do wcześniejszych zajęć.

- Chodźmy poszukać Zayna - rzucił blondyn, więc machnąłem lekko dłonią do Michaela i Ashtona, których zostawiliśmy w tyle.

Nie miałem najmniejszej ochoty ucinaś sobie pogawędki z mulatem, ale zdecydowałem, że zdecydowanie lepiej będzie, jeśli zostanę w pobliżu Luke'a i przypilnuję go. Nie wiedziałem, jak zachowywał się po pijaku, a mogło przecież skończyć się różnie.

Po drodze podeszliśmy do stołu, na którym porozstawiane były różnorakie butelki. Mój towarzysz chwycił dwie i otworzył je, a po chwili podał mi jedną z nich.

- Na zdrowie - powiedział, ale musiałem wyczytać to z ruchu jego warg, ponieważ było zbyt głośno.

Stuknął swoją butelką o moją i wziął łyka, patrząc mi prosto w oczy.

Ruszyliśmy w dalszą drogę i po jakichś pięciu minutach szukania w końcu znaleźliśmy gospodarza, który stał wraz z kilkoma chłopakami z naszej drużyny. Podeszliśmy do nich i przywitaliśmy się, rozpoczynając rozmowę. Moja butelka dość szybko stała się pusta, więc odstawiłem ją w pierwsze lepsze miejsce - padło na pułkę z książkami. Skoro Malik organizował imprezę, musiał liczyć się z konsekwencjami takimi jak sprzątanie. A pusta butelka na pewno była lepsza niż rzygowiny na białym dywanie w salonie, które zostawił ktoś inny.

Kątem oka zauważyłem, że na półce niżej stoi butelka z orzechową wódką i z ciekawości sięgnąłem po nią, zastanawiając się jak smakuje trunek. Nie zdążyłem jednak nawet jej odkręcić, bo ktoś złapał mnie za rękę.

- Wybacz, ale to specjalne zamówienie, tylko ja to piję - oznajmił Zayn, zabierając szkło z moich rąk.

- I tak dam sobie rękę uciąć, że by ci nie smakowało - zwrócił się do mnie blondyn, który stał obok mnie. - Nikt oprócz niego tego nie lubi, nawet ja. A ja alkoholu zazwyczaj nie odmawiam.

Wszyscy, którzy stali wokół zasmiali się. Ja wzruszyłem tylko ramionami. - W takim razie wyruszę na poszukiwania czegoś dla siebie i przy okazji poszukam Mike'a i Asha - stwierdziłem i odwróciłem się, żeby odejść, ale ktoś złapał mnie za ramię.

- Poszukam cię później, skarbie - obiecał Hemmings i mrugnął do mnie.

Zostawiłem ich za sobą i skierowałem się w stronę pomieszczenia, gdzie wcześniej znaleźliśmy z Lukiem napoje. Tym razem postawiłem na coś mocniejszego niż piwo. Nalałem sobie pół kubeczka wódki i dolałem coli. Wziąłem łyka i uśmiechnąłem się. W przeciwieństwie do innych, którzy pili i krzywili się, ja zwyczajnie lubiłem smak alkoholu.

- No proszę, Hood bez swojego kochasia? - usłyszałem za sobą głos i gdy się odwróciłem, zauważyłem dziewczynę, którą odrzuciłem kilka miesięcy temu, Stellę.

- Luke też tutaj jest, jeśli o to ci chodzi - oznajmiłem, unosząc brwi, jakbym chciał zapytać, czy teraz zamierza już odejść.

- Wiem, że tutaj jest. Trudno było go nie zauważyć, gdy z Malikiem przepychali się przez tłum ludzi, żeby zniknąć na piętrze. Czyżby w idealnym świecie idealnego Caluma Hooda pojawiły się jakieś niedoskonałości? - zapytała, ale wiedziałem, że nie zrobiła tego, żeby uzyskać odpowiedź. Już ją znała. Brunetka pokręciła głową z pobłażaniem i odeszła, zostawiając mnie samego.

Wyruszyłem na poszukiwanie Luke'a. Jeśli to, co powiedziała Stella było prawdą, uduszę ich obu. Albo siebie. Po piętnastu minutach szukania tej dwójki po całym domu, zrezygnowałem. Hemmings był na tyle wysoki, że gdyby tylko był w zasięgu mojego wzroku, to zobaczyłbym go. Niestety wszelki ślad po nim zaginął. Nie miałem ochoty szukać pozostałej dwójki. Albo oberwałbym od Ashtona za to, że byłem naiwny, albo od Michaela za to, że pozwoliłem blondynowi zniknąć. W jednym z pokoi dostrzegłem grupkę osób, które właśnie zamierzały rozpocząć grę w alko chińczyka, więc przyłączyłem się do nich.

Po przejściu 3/4 planszy byłem już nieźle podpity. Chociaż właściwszym określeniem byłoby słowo pijany. Narąbany w trzy dupy. W pewnym momencie poczułem ręce oplatające się wokół mojej talii. Spojrzałem przez ramię i dostrzegłem za sobą Luke'a.

- Wybaczcie, porywam go - oznajmił reszcie i pociągnął mnie w stronę kanapy, na której usiadł, a nastepnie pociągnął mnie na swoje kolana. Ponownie oplótł mnie ramionami i pocałował zapalczywie. Gdy oderwaliśmy się od siebie, oparł swoje czoło o moje i wpatrywał się w moje oczy. W jego oddechu można było wyczuć woń nie tylko alkoholu, ale także orzechów. Przez chwilę zastanawiałem się nad tym, ale chłopak przerwał to, zaczynając scałowywać ścieżkę od mojej szczęki aż do obojczyka, gdzie zostawił drobny czerwony ślad, a następnie do ramienia. Schował głowę w zagłębieniu mojej szyi, przez co ledwo usłyszałem słowa, które wypowiedział.

- Uwielbiam cię.

Nie odpowiedziałem, gdyż byłem zbyt rozkojarzony, żeby pozbierać myśli i przelać je w słowa. Nagle poczułem jak ktoś pociąga mnie w górę i prowadzi w stronę drzwi. Zebrałem w kupę wszystkie swoje siły i postawiłem się, niezbyt mocno, ale jednak.

- Jedziemy do domu, kolego - oznajmił mi Ashton, który okazał się być osobą, która prowadziła mnie przy pomocy Clifforda.

Już po chwili tuż obok nas pojawił się Luke. - Widzimy się jutro, skarbie - powiedział i pocałował mój policzek. Pokiwałem mu lekko ręką, ale przez mój stan wyglądało to bardziej jakbym próbował odgonić natrętną muchę. Gdy tylko chłopcy wpakowali, a wręcz wrzucili mnie do taksówki, Mike także się z nami pożegnał. Ashton usiadł obok mnie i pokiwał z dezaprobatą głową.

- Cal, po co tyle piłeś? - zapytał, jakbym naprawdę go zawiódł. Wydawał się brzmieć na dość trzeźwego.

- Bo mogę - odpowiedziałem i gdybym tylko miał trochę więcej siły, zachichotałbym, bo nie wiedzieć czemu, moja odpowiedź wydawała mi się strasznie zabawna.

- Alkohol nie rozwiąże twoich problemów - stwierdził, pociągając mnie w swoją stronę tak, bym mógł oprzeć głowę na jego ramieniu i zaczął bawić się moimi włosami.

- Mleko też nie.

ACID RAIN | CakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz