🌿 Wielki Goblin 🌿

289 20 6
                                    

Przełknęłam głośno ślinę, słysząc wściekły ryk króla goblinów.

- To chyba odpowiedni czas, żeby zacząć się bać - szepnęłam, gdy stanęliśmy przed zakrętem do wielkiej, podziemnej sali, gdzie znajdowały się hordy goblinów i grupka naszych przyjaciół. - Jest coś, co powinnam wiedzieć zanim wkroczymy do akcji?

- Są bezwzględni, okrutni, nie można im ufać. - Gandalf poprawił kapelusz i wychylił się, żeby ocenić sytuację.

- Szkoda, już miałam im zdradzić nasze najskrytsze sekrety.

- Lepiej nie daj się złapać, bo skończysz jako więzień. Będziesz drążyć tunele i szyby dopóki nie oddasz ostatniego oddechu - ostrzegł czarodziej. Po chwili kiwnął głową, jakby opracował genialny plan. - Pośrodku jest ogromne ognisko, a wokół pochodnie. Ciemność nam nie przeszkodzi.

Z sali dobiegały odgłosy jakby zażynanych prosiaków lub czegoś na wzór śpiewania Esme. Podziwiam wszystkich, którzy posiadają umiejętność myślenia w takim hałasie.

- Mieli swoje pięć sekund. Wkraczamy - powiedziałam, choć zdawałam sobie sprawę, że jeśli nam się powiedzie, to tylko dzięki naszemu Wybawcy Tyłków.

- Trzymaj się z tyłu i celuj w tych, którzy trzymają jeńców - nakazał starzec i jak gdyby nigdy nic wkroczył na pole bitwy.

Mam ich zabić?

Tym razem ja wychyliłam się zza rogu, aby dostrzec Gandalfa przemykającego niczym cień w stronę ogniska. Zaraz przy nim siedział, widocznie rozsierdzony, Wielki Goblin. Niewiele różnił się od pozostałych. Oprócz tego, że był... No cóż - wielki.

Zobaczyłam, że mali orkowie, mający za pasem bicze, grzebali w naszych rzeczach, rozrzucając wszystko na prawo i lewo. Moje oburzenie sięgnęło zenitu, gdy mój ulubiony chleb cebulowy przeleciał parę metrów, aby wpaść do ognia.

- Co za niewdzięcznicy - warknęłam pod nosem, nie spuszczając z nich oczu. Wycelowałam w goblina trzymającego Thorina. Stworzenia były tak zaabsorbowane łupem, że nie pokwapiły się odwrócić za siebie.

Niepewna, czy mam czekać na sygnał, wypuściłam strzałę w łapę nieprzyjaciela w momencie, gdy zgasły wszystkie pochodnie, a z ogniska zaczął unosić się niebieskawy dym. Zapanował chaos. Iskry sypały się na niczego niespodziewające się gobliny, które darły się wniebogłosy, jakby niebieski ogień wypalał ich od środka. Prawdę powiedziawszy, zwykle ogień pali od zewnątrz. Tak mi się do tej pory wydawało. Chyba, że jesteś połykaczem ognia i zdarzy ci się niefortunny wypadek.

Zawiedziona, że stwory padają bez mojego udziału, starałam się wycelować w tego trzymającego Bilba. Było to z lekka nierozsądne i ryzykowne z racji tego, że było ciemno, ale jak zwykle kierował mną impuls. I chęć powiedzenia Thorinowi prosto w twarz: "Ha!". Puściłam cięciwę pewna, że wycelowałam w dłoń. Jednak gdy goblin rzucił na bok hobbita i upadł na wznak, doszłam do wniosku, że mogłam trafić gdzie indziej. Serce, ręka... Kto by to rozróżniał?

O mój... Zabiłam nie zwierzę! I w zasadzie nie człowieka. Ale to nie było specjalnie! Jestem mordercą z przypadku. Na razie.

W tamtym momencie nie przyjęłam do wiadomości, że i tak zginąłby parę sekund później. Gobliny padały jeden po drugim lub zaczynały ze sobą walczyć. Wtenczas zalśnił w ciemnościach miecz Gandalfa, który przebił Wielkiego Goblina na wylot. Ten wydał z siebie ostatni jęk i runął na ciała poddanych.

Podbiegłam do Bilba, pomagając mu wstać i zaczęłam pospieszać resztę. Nie miałam pojęcia, jak działa magia Gandalfa, skoro nie zrobiła krzywdy naszym. Niepojętym dla mnie sposobem musiała ich wyminąć.

- Tędy! - zagrzmiał czarodziej, wskazując w głąb jednego z korytarzy. Tym razem blade światło z jego różdżki wskazywało nam drogę. Zanim ruszyłam za nimi, pochwyciłam z ziemi Orcrista, którego przywłaszczył sobie jeden z goblińskich strażników.

Krasnoludy biegły bardzo wolno. Powodowane to było wciąż związanymi rękami oraz tym, że natura nie obdarzyła ich długimi nogami.

Aby ucieczka się powiodła, trzeba było choć trochę przyspieszyć tempo. Zatrzymałam na chwilę najwolniejszego Bifura i starałam się rozwiązać mu ręce.

- To goblińskie łańcuchy - powiedział lekko zdyszany. - Tak łatwo nie zejdą.

Oprzytomniałam i wyciągnęłam zza pasa lśniący miecz Thorina.

- To powinno dać radę.

Ledwie ostrze dotknęło okowów, a te opadły z gruchotem na ziemię.

- Świetnie! Biegnij do przodu i powiedz Gandalfowi, żeby uwolnił resztę z pomocą Glamdringa - zakomenderowałam i sama zaczęłam zatrzymywać i rozkuwać tych znajdujących się na tyłach.

Biegłam na końcu z przeświadczeniem, że w razie potrzeby byłabym w stanie wyprzedzić ich wszystkich. W otwartej walce z goblinami na nic bym się nie zdała, więc nie miałam pojęcia czemu czułam się odpowiedzialna za krasnoludy tak jak matka za swoje dzieci. Z tyłu miałam wszystko pod kontrolą.

Gwałtownie się zatrzymaliśmy, gdy czarodziej przecinał łańcuchy i sprawdzał, czy wszyscy są obecni.

Korzystając z okazji, oddałam Thorinowi jego własność.

- Chyba coś zgubiłeś - podałam mu broń, która tak naprawdę tylko mi zawadzała.

- Dziw, że nie chciałaś go zatrzymać dla siebie - mruknął, co było dość marnym podziękowaniem.

- Nie jestem tobą - wycedziłam przez zęby, zirytowana jego zachowaniem. - Nie musiałam go podnosić. Nie ma za co.

Thorin nie przejął się moim nieprzyjemnym tonem i przemówił do wszystkich.

- Zostaliśmy bez koni i bez zapasów.

- Do tego nie wiemy gdzie jesteśmy dodał ponuro Gandalf, przecinając łańcuchy ostatniemu więźniowi. - Ale nie mamy teraz czasu na pogaduszki. Czuję oddech goblinów na karku.

Znów rozpoczęliśmy bieg w coraz węższym korytarzu, a moja złość do Dębowej Tarczy przeobraziła się w smutek na myśl o Pielgrzymie. Dopiero co zaczynaliśmy się dogadywać... A teraz skończy w żołądkach orków.

Powstrzymałam łzy, przypominając sobie o Cienistogrzywym.

Gandalf wiedział.

Przed odjazdem poprosił Elronda, aby pożyczył mu innego konia, tłumacząc to tym, że Cienistogrzywy nie był przystosowany do takich warunków. Cóż za zbieg okoliczności.

Och, Gandalfie. Co o tobie myśleć?


Ajm elajw. Szkoła "na chwilę" zmiotła mnie z planszy

Mieszkanka Shire ◇ Shire resident ◇ HobbitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz