Rozdział VI

42 5 0
                                    

~
Patrzyłam na jego przerażający uśmiech. Oczy bruneta świeciły się z dzikiej ekscytacji. Gdybym miała coś w żołądku, pewnie bym się porzygała. Łzy spływały mi po policzkach, mieszając się z krwią. Emilly krzyczała przeraźliwie, a ja nie mogłam nic zrobić. Patrzyłam jak rzeźnik odcina jej kolejno każdą z kończyn. Krew. Wszędzie była krew. Resztkami sił szarpałam się ze sznurem, którym byłam związana. Krzyk i Krew. Łzy i brud. I słony, metaliczny posmak.
- Dobra - brunet zawiesił swój obrzydliwy uśmieszek na mnie - Teraz ona.
~
Obudziłam się z krzykiem na ustach. Ares podleciał do mnie szybko. Uspokoiłam go, klepiąc po grzbiecie. Otarłam twarz z potu i łez. Te obrazy i dźwięki, chyba nigdy nie przestaną mnie nękać. Musiałam się przewietrzyć. Kiedy otworzyłam drzwi Ares od razu prysnął i zniknął mi z oczu. Był zmierzch. Ominął mnie praktycznie cały dzień. Mój organizm jednak potrzebował odespać te wszystkie nieprzespane noce. Za budynkami było widać jeszcze delikatną poświate słońca. Ciepły wiatr owiał moje opuchnięte policzki. Usiadłam na schodkach i podwinęłam nogi pod siebie. W domach Alexandrii pozapalały się światła. Spojrzałam na dom Aarona i nawet zobaczyłam jego sylwetkę przez okno. Mocno gestykulował, śmiejąc się. Starałam sie wyrzucić z umysłu obrazy snu. Ale wiedziałam, że one zawsze będą mnie prześladować. I słusznie. To wszystko była moja wina. To przeze mnie Emilly nie żyje. Wzięłam głęboki wdech i podniosłam się. Zagwizdałam szybko dwa razy, by przywołać czworonoga. Minuta. Dwie. Nie było go. Wiedziałam, że nic mu nie jest, ale i tak chciałam go poszukać. Nie chciałam wracać do spania, bo wiedziałam, że powrócą koszmary.  Ruszyłam przed siebie. Zrobiło się już całkiem ciemno. Idąc mijałam oświetlone domy. Z niektórych dochodziły stłumione dźwięki rozmów. W oddali zobaczyłam dom Ricka i jego rodziny. Na schodach ktoś siedział. Kiedy podeszłam bliżej rozpoznałam Daryla. Znalazłam też moją zgubę. Ares siedział przodem do niego. Kusznik rzucił mu coś do pyska, a ten zjadł to łapczywie. Daryl podrapał go za uszami. Przez chwilę się zawahałam. Nie wiedziałam czy podejść czy nie. Ostatecznie stwierdziłam że i tak nie mam nic do roboty.
- Czy to są orzechy? - zapytałam Kusznika, podchodząc do schodów na których siedział. Daryl zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem i pokiwał głową. Ares spojrzał się na mnie, ale nie odszedł od karmiciela. Ten z kolei znów rzucił w jego kierunku orzeszka.
- Teraz Cię nie opuści - stwierdziłam opierając się o drewnianą poręcz. Ares uwielbiał orzechy.
- Nie przeszkadza mi - powiedział ochrypłym głosem.
- Czyli już nie jest zapchlonym kundlem? - uniosłam brew do góry.
- Nie nazwałem go zapchlonym - odparł - Co tu robisz? - zapytał wyciągając fajkę z kieszeni. Odpalił ją i zaciągnął się. Obserwowałam go. Spojrzał się na mnie wyczekująco.
- Unikam snu - wzruszyłam ramionami. Daryl zmrużył oczy. Że też nie przeszkadzają mu te włosy na oczach. Miałam ochotę mu je odgarnąć.
- Z koszmarami tak się nie walczy - Kusznik przyjrzał się uważnie mojej twarzy. Mimo, że było ciemno, padało na nas światło z okien domu. Musiał zobaczyć moje opuchnięte policzki. Odwróciłam od niego wzrok.
- Wiesz coś o tym? - zapytałam go patrząc przed siebie.
- Dręczą Cię, bo przed nimi uciekasz - zaczął - Przestań.
Zerknęłam na niego. Znów zaciągnął się dymem, patrząc na swoje buty.
- Na rano mnie jeszcze unikałeś, a wieczorem dajesz mi rady? - zmieniłam nico temat. Kszusznik prychnął.
- To że daje Ci radę, nie znaczy że już Ci ufam - znów zmrużył oczy. Pokiwałam głową w zamyśleniu.
- Ja po Teraminusie ufam tylko jemu - spojrzałam na Aresa, który położył się u dołu schodów.
- Byłaś w Teraminusie? - Daryl był nieco poruszony.
Spojrzałam na niego. Przyglądał mi się, ale już nie podejrzanie. Znał tę nazwę.
- Dlatego mam koszmary - wyszeptałam - Ty też tam byłeś? - zapytałam, choć znałam odpowiedź.
- Wszyscy tam byliśmy - głos lekko mu się załamał - Carol nas ocaliła.
Carol, ta siwowłosa z ciasteczkami? Pomyślałam.
- Jak im uciekłaś? - zapytał po chwili. Spojrzałam na swoje trampki.
- Nie uciekłam - przygryzłam wargę czując jak do oczu nachodzą mi łzy - Patrzyłam jak Ci psychopaci odcinają mojej siostrze wszystkie kończyny i nic nie mogłam zrobić - przełknęłam ślinę. Nie chciałam się przy nim rozpłakać, mimo to po policzku spłynęła mi samotna łza. Daryl milczał. Czułam że mnie obserwuje.
- Ich przywódca zostawił mnie na koniec, bo zalazłam mu za skórę - powiedziałam po chwili - kazał mi na to wszystko patrzeć za karę - mówiłam szeptem. Jak na zawołanie przed moimi oczami pokazały się tak bardzo znane mi już obrazy.
- Pewnie bym zginęła, ale nastąpił jakiś wybuch - przypomniałam sobie jak wszyscy zaczęli panikować. Emilly przestała wtedy krzyczeć. Wiedziałam że się wykrawiła. Że nie żyje.
- Już nawet nie pamiętam, jak pozbyłam się więzów - zmarczyłam brwi - chyba dosięgłam jakiegoś ostrza - stwierdziłam.
Długo tkwiłam w bezruchu i wpatrywałam się w jej bezwładne ciało. Ruszyłam się dopiero kiedy usłyszałam jak wracają. Przymknęłam na chwilę oczy. Zostawiłam ją tak. Zostawiłam.
Spojrzałam na Daryla. Widziałam współczucie na jego twarzy.
- To była Carol. Ten wybuch - powiedział zachrypniętym głosem - Ocaliła nas wszystkich - dodał.
Czyli ja też żyje dzięki Carol. Dzięki nim. Otworzyłam buzię żeby coś powiedzieć ale szybko ją zamknęłam. Siedzieliśmy w milczeniu wpatrując się w przestrzeń przed nami.
- Zostawiłam ją tam - szepnęłam - najpierw ją tam zaciągłam, a potem zostawiłam.
- Szukałaś schronienia - powiedział powoli - Jak my wszyscy. Trafiliśmy po prostu na złych ludzi. Ale to nie nasza wina.
Znów na niego spojrzałam. Już nie wiedziałem w nim zagrożenia. Też na mnie patrzył. Może czuł podobnie. Wzdrygłam się na dźwięk płaczącego dziecka. Oboje spojrzelismy na drzwi, które się otworzyły. Wyszła z nich czarnoskóra kobieta z dredami, na rękach trzymając płaczące dziecko. To pewnie siostrzyczka Carla.
- Oh, nie wiedziałam, że ktoś tu jest - powiedziała zaskoczona, głaszcząc dziecko po główce. Ares wstał i poleciał ją obwąchać. Kobieta podniosła dziecko wyżej, z obawy że Ares je dosięgnie.
- Ja już sobie idę - powiedziałam z bladym uśmiechem przywołując do siebie psa.
- To Ty jesteś Helena, prawda? - kobieta przekrzywiła głowę. Daryl nic nie mówił. Pokiwałam głową.
- Michonne - przedstawiła się - a to Juddith - spojrzała czule na dziewczynkę. Ta nieco się już uspokoiła, choć wciąż pociągała nosem.
- Miło was poznać - powiedziałam. Daryl wstał otrzepując spodnie. Ares podleciał do niego licząc jeszcze na jakiś smaczek.
Kusznik poklepał go tylko po głowie.
- No dobra Ares, chodź, spadamy - poklepałam swoje udo. Przyleciał do mnie i sam potruchtał w stronę naszego lokum.
- Dobrej nocy - powiedziała Michonne. Uśmiechnęłam się.
- Wam też - spojrzałam przy tym na Daryla. Chciałam mu podziękować za tą rozmowę ale nie chciałam tego robić przy Michonne. Daryl rzucił mi smutny uśmiech, po czym wszedł do środka. Ja również ruszyłam za Aresem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 26, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Come on, let's learn to fly together.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz