7

3.3K 229 21
                                    

- Harry, pamiętaj o planie. - powiedziała jego matka, unosząc się przed nim, ale Harry ledwo ją słyszał. Wszystko, co mógł zrobić, to wpatrywać się w Karakasa zwisającego martwego z sufitu, podczas gdy on nagle poczuł się pusty w środku i całkowicie odrętwiały.

To było dziwne, że to wpłynęło na Harry'ego w ten sposób, ponieważ jego część nienawidziła tego człowieka, ale jednocześnie Karakas był najbliższą istotą, którą Harry miał jako żywego rodzica, odkąd skończył cztery lata. Harry poczuł ostre ukłucie bólu w klatce piersiowej, gdy zdał sobie sprawę, że Karakas nie żyje i już nie wróci.

- Rylan. - wyszeptał Harry, bo wszystko, co jego umysł mógł wymyślić, to zaalarmować Rylana o tym, co się stało.

- Nie! - Lily uniosła się jeszcze bliżej Harry'ego, James niedaleko za nią. - Nie jesteś temu potworowi nic winien. Pamiętaj o planie, Harry!

- Ale Rylan - Harry nie był w stanie powiedzieć więcej, ponieważ jego matka właśnie uderzyła jej bardzo chłodną, nie-namacalną ręką w twarz Harry'ego.

- Harry, otrząśnij się z tego, natychmiast! - Lily wyglądała tak, jakby była gotowa spoliczkować go ponownie, jeśli Harry nie zacznie wkrótce zachowywać się racjonalnie.

Charis ruszyła przed Harry'ego, łokciem usuwając Jamesa z drogi.

- Harry, opuść swoje osłony oklumencyjne. Wszystkie.

- Ojejku... - westchnęła Dorea z dalszego wnętrza pokoju, najwyraźniej łapiąc, co się dzieje. - Czy on przypadkiem nie zatkał sobie traumy?

- Huh. - powiedział Harry, patrząc między matką a resztą rodziny. Jego umysł wydawał się, jakby był wypełniony wacikami i wszystko, co mogło zdawać się powtarzać, to chęć skontaktowania się z Rylanem i poproszenia go o pomoc.

- Opuść swoje osłony, Harry, a potem będziemy mogli skontaktować się z Rylanem. - powiedziała Charis z całkowicie rozsądnym uśmiechem i w końcu wydało się to Harry'emu na tyle sensowne, że wykonał jej polecenie.

- Pierwsza warstwa mentalnych osłon była dość łatwa do opuszczenia, ale każda następna stawała się coraz trudniejsza i bardziej bolesna. Z każdą kolejną warstwą coraz więcej psychicznej udręki, wstydu i poczucia winy wypełniało głowę Harry'ego, aż musiał oprzeć się ręką o ścianę, żeby utrzymać równowagę, podczas gdy schylił się i ledwo powstrzymywał od zwymiotowania.

- Kurwa, kurwa, kurwa. - mruknął Harry, jego umysł nagle stał się jaśniejszy, niż był od wielu miesięcy. - Kurwa, to boli.

- Tak, miałaś rację. - powiedziała Charis do Dorei. - Zdecydowanie trochę za bardzo się wycofał, ale prawdopodobnie ułatwiło mu to życie w ciągu ostatniego roku.

- Traumą zajmiemy się później. - powiedziała Dorea ze skinieniem głowy. - Najpierw ucieczka.

- Harry, kochanie, musisz teraz pamiętać o planie. - nalegała Lily, po raz kolejny rzucając Harry'emu rozpaczliwe spojrzenie.

Racja. Plan. Harry wiedział o tym, ponieważ jego rodzina wbijała mu do głowy w kółko wiele, wiele planów, które wymyślali przez lata. Opracowali plany praktycznie na każdy możliwy scenariusz, od tego, co zrobić, gdy armia najeźdźców przejmie szkołę, po to, gdyby Harry przypadkowo znalazł się z powrotem w domu, w świecie czarodziejów, bez ostrzeżenia.

- Plan numer jeden. - powiedział Harry, zmuszając się do pionu i wreszcie patrząc mamie w oczy. - Wykorzystanie drogi przemytników do ucieczki. - Planem numer jeden zawsze była niespodziewana śmierć Karakasa.

- Tak. - zgodziła się Lily z zachęcającym uśmiechem. - Teraz nadszedł czas, aby zdjąć ci obrożę.

Harry odetchnął głęboko, wyławiając opal z torby. To było to, chwila, do której dążył od prawie dekady. Trzymając opal w dłoni i wskazując palcem na swój kołnierz, Harry wyszeptał:

The Necromancer || Tłumaczenie tomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz