𝒓𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂ł 𝒑𝒊𝒆𝒓𝒘𝒔𝒛𝒚

147 10 4
                                    

Pewnego słonecznego poranka, kiedy z okien w lochach wychodzących na jezioro Hogwartu można była podziwiać piękny wschód słońca, dobra jednak o świcie. Kontynuując. Kiedy w Hogwarcie wschodziło słońce i panowała absolutna cisza, a jedynym słyszalnym dźwiękiem był piękny śpiew ptaków wydarzyło się to samo co wydarza się od początku istnienia bo wojna... wojna nigdy się nie zmienia. Przepraszam wczułam się, dusza fanki Star Wars się odzywa. Nie no taki żart, była to trochę nie spotykana sytuacja, a zwłaszcza biorąc pod uwagę wczesną godzinę.

Za drzwiami rozległ się okropny huk przez co Kamila o mało nie spadła z łóżka.

— NA BRODĘ MERLINA! KTO POSTAWIŁ TU TEN SCHODEK!? — był to znajomy głos, a mianowicie Lucjusz Malfoy, znana wszystkim blond lala z 6 roku

— No debil... — powiedziała do siebie Zocharett

— Ja wszystko słyszę! — blondyn krzyknął przez drzwi jednak dziewczyna nie przejęła się tym postanawiając iść jeszcze spać

Reszta poranka minęła raczej spokojnie, dobra nie tak spokojnie, jakiś przygłupi dzieciak z pierwszego roku prawie utopił się w jeziorze i odbywała się tam akcja ratunkowa. Pomijając to było znośnie.

Tego dnia Ślizgoni zaczynali lekcją eliksirów, tego przedmiotu nauczał profesor Horacy Slughorn. Ogromnym plusem było to, że to
całe dziwne, a za razem nudne zgromadzenie dziś odbywało się bez Gryfonów, którzy byli odwiecznymi wrogami uczniów należących do Slytherinu.

— Żałosne. — mruknął pod nosem Lucjusz widząc jakieś szlamy

— Ty jesteś żałosny. — odpowiedziała mu z ironicznym uśmiechem Kamila. — Do prawdy  żałosny.

— Uważaj na słowa ty wredna szlamo.

— Jestem czystej krwi idioto. — powiedziała nadal uśmiechając się ironicznie i odeszła w kierunku sali od eliksirów

Lekcja rozpoczęła się dobre dziesięć minut temu, a blond lala jak to miała w zwyczaju weszła na lekcje spóźniona swoim królewskim krokiem. Slughorn nakazał mu zająć miejsce obok Kamili co spotkało się z ogromnym sprzeciwem, jednak po chwili zgodził się na to. Do przewidzenia było, iż lekcja nie ma prawa przebiec spokojnie i nie obejdzie się bez kłótni.

Zadaniem uczniów było sporządzenie Veritaserum czyli eliksiru prawdy. Eliksir mieli zrobić w parach, które jak na złość były już dobrane. Tutaj za parę robiła osoba z ławki.

— Niech no tylko mój ojciec się o tym dowie. —
Malfoy najwyraźniej nie był szczęśliwy z takiego dobrania par

— Uspokój się, Lucjuszu. — nauczyciele przywykli już do niestosownych komentarzy Ślizgońskiej Barbie — Macie czas do następnej lekcji na zebranie informacji z książek, które znajdują się w bibliotece.

Cudem wręcz lekcja przebiegła bez zakłóceń, a jedynym minusem całego przedsięwzięcia było owe zadanie domowe, o którym mowa była na początku lekcji.

ZOCIUS | historia na faktach Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz