Nadzieje i marzenia rodzą się w Kalos.

190 7 2
                                    

To już trzy lata od kiedy opuściłam rodzinny region. Posłuchałam rady Palermo i wyjechałam do Hoenn ,aby się rozwijać i nabyć doświadczenia jako pokemonowa artystka.
Jutro odbędzie się wielki finał festiwalu. Zamierzam wziąć w nim udział.
Pomyśleć tylko ,że jeszcze parę lat temu byłam płaczliwą dziewczynką która pod przymusem trenowana była na jeźdźca raihornów. Od tamtej pory w moim życiu zmieniło się tak wiele. Ktoś kiedyś powiedział mi ,że podróże kształcą. Cóż po pięknej przygodzie jaką przeżyłam w Kalos mogę każdemu bez wyjątku poświadczyć , że to prawda. Kiedy opuszczałam mój dom w Vaniville nie miałam pomysłu na siebie czy na swoją przyszłość.
Spodkałam jednak na swojej drodze wielu życzliwych ludzi. Clemont, Bonnie, Shauna, Tierno, Trevor, nawet Miette. Oni wszyscy wiele mnie nauczyli i mocno Wpłynęli na to kim jestem dzisiaj.
Tak... W poprzednim akapicie celowo pominełam jedno imię.
Ash. To jemu zawdzięczam zdecydowanie najwięcej. To on był dla mnie wzorem do naśladowania od pierwszego dnia gdy tylko się poznaliśmy. Nigdy nie bał się nowych wyzwań. Nauczył się jeździć na Raihornie w zaledwie jeden dzień pomimo że nigdy wcześniej tego nie robił. Pomimo iż jego celem było przecież toczenie bitew i wygranie ligi do każdego wyzwania podchodził z energią i zaangażowaniem. Nie ważne czy był to finał ligi, Walka o odznakę, zawody wędkarskie na letnim obozie czy wyścig raihornów.
Długo nie potrafiłam tego pojąć. Ja na jego miejscu traktowałabym takie zabawy jako stratę czasu. On natomiast zawsze przykładał się do nich z takim samym zaangażowaniem jak do bitew w lidze. Długo nie mogłam tego zrozumieć lecz podróżując z nim nareszcie zrozumiałam.
Dla Asha ważne było doświadczenie. Każde wyzwanie jakiego mógł się podjąć było dla niego cennym doświadczeniem, lekcją która procentowała później w trakcie bitew.
Ash nauczył mnie też jak budować więź ze swoimi pokémonami. Nie znam drugiego trenera który tak bardzo dbał o swoje pokémony, ufał im, i rozumiał je lepiej niż ktokolwiek inny. Braixen i ja też przeszliśmy już naprawdę wiele od kiedy poznaliśmy się pierwszy raz w laboratorium profesora Secamore. Mieliśmy lepsze i gorsze dni ale koniec końców jesteśmy świetnymi partnerkami. Nie ulega jednak wątpliwości że nasza więź nie może się równać z tą którą Ash nawiązał ze swoim Pikachu czy Greninją. Zawsze zastanawiałam się jak on to robi. Oczywiście ufa swoim Pokémonom a one ufają mu. Ja jednak też ufam bezgranicznie moim Pokémonom a mimo to moje więzi nie są aż tak głębokie jak te między Ashem i jego pokemonami.
Niestety Ash i ja nie rozmawialiśmy ze sobą od czasu naszegovrozstania na lotnisku. Jedynie widziałam govostatnio w telewizji jak wygrał ligę Alola. Byłam taka szczęśliwa. Zasłużył na to. Niestety nawet nie miałam okazji mu pogratulować. Mój terminarz jest strasznie napięty. Tak czy inaczej. Mam nadzieję że gdzie kolwiek teraz jest i co kolwiek robi jest szczęśliwy.

Pokemon: Amourshiping from Serena point of view. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz