1

10 2 20
                                    

dzień 1

Harry nie miał samochodu. Podróżował więc stopem. Nie każdy był chętny do zatrzymania się. Bał się też, że trafi na jakiegoś mordercę albo zboczeńca. Na szczęście narazie nic takiego go nie spotkało.

Najpierw musiał w ogóle wydostać się z Springdale, jego miasta rodzinnego. Pomogły mu w tym dwie kobiety w czarnym kabriolecie, które zatrzymały się jako pierwsze.

Harry nie był szczególnie rozmowny. Tym bardziej w momencie, w którym jego życie wywraca się do góry nogami.

Jest ranek. Tata nadal nie zorientował się, że go nie ma. Może w ogóle się nie zorientuje. Może pomyśli, że wraz z Gemmą przeprowadzili się do Nialla. To w sumie też byłoby możliwe, gdyby nie list mamy, który znalazł niedługo po jej odejściu.

Miłe panie, z czarnego kabrioleta, wysadziły go na drodze wylotowej ze Springdale.

Stwierdził, że pójdzie w stronę stacji benzynowej. Tam zawsze było dużo samochodów, prawda? Na pewno jakiś by się zgodził na podwózkę.

Ale najpierw musiał zrobić siku.

Wszedł do stacyjnego sklepiku a przy kasie zastal mężczyznę w czarnym ubraniu i kominiarce, mierzącego pistoletem w głowę sprzedawcy.

Kurwa.

Sprzedawca był przerażony i kazał mu uciekać ale nie zdążył. Z tyłu chwycił go drugi mężczyzna.

- Hej buntowniku, masz coś dla mnie? - usłyszał niski i zachrypły głos napastnika. Na szczęście nie miał on broń ale za to trzymał w dłoni nóż. Harry zaczął się trząść i miał ochotę płakać. To nie mogło go spotkać. Był największym pechowcem na świecie.

Harry trzęsącymi się rękoma wyjął z kieszeni pieniądze, które wziął ojcu. Niechętnie podał je mężczyźnie, który łapczywie odebrał pieniądze i zaczął przeliczać.

- Trochę mało.

- To wszystko co mam.

Puścił go i wyrzucił za drzwi sklepowe. Brunet uciekł najszybciej i jak najdalej od tego miejsca.

Znajdował się na wiadukcie. Usiadł na ziemi, oparł się o niebieskie barierki i zaczął płakać.

Dlaczego to musiało się przydarzyć właśnie teraz, właśnie jemu?

Przesiedział tam paręnaście minut a potem wstał, otrzepał spodnie z piasku i podążył w stronę dużego skrzyżowania. Teraz będzie czekał na stopa, tylko na ulicy. Szerokim łukiem omijając większe stacje benzynowe.

Tego dnia już nie udało mu się przejechać dalej. Złodziej na stacji nie ogarnął, że chłopak miał jeszcze telefon więc na szczęście go jeszcze miał.

niall:
Hej stary, wszystko w porządku? Możesz gadać?

Nie. Nie jest w porządku i tak. Miał ochotę z nim porozmawiać. Chciałby teraz być z Niallem. Usłyszeć ten ciepły głos i głupawy śmiech. Poczuć jego zapach. Chciałby leżeć na łóżku przyjaciela i oglądać stare filmy Marvela, wtulony w jego tors.

Cóż. Ich reakcja była dość specyficzna.

dzień 2

Brunet spał na ławce okryty swoją skórzaną kurtką, na przystanku autobusowym. O bilecie na niego musiał tylko pomarzyć, bo nie zostało mu dużo pieniędzy. Może trochę drobnych w plecaku, ale to tyle.

Wszedł do małego sklepiku przy drodze i postanowił kupić jakieś picie. Trochę jedzenia wziął z domu, ale tam, ostatnio, nie można było znaleść nic, prócz energetyków, papierosów i alkoholu taty.

12 days || larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz