Dea wyrwała się ze swoich rozmyślań dopiero kiedy dotarła do drzwi szpitala zewnętrznego znajdujacego się w mieście właściwym. Był to jeden z najokazalszych budynków w ich dziwacznej osadzie. Wysoki na trzy pietra, o wysokich oknach w drewnianych ramach i otynkowany co w ich świecie było rzadkością. Dea weszła do środka i od razu skierowała się do magazynu ziół leczniczych. Spędziła w tym miejscu większość swojego jeszcze młodego życia ucząc się od starej Adary wszystkiego co prawdziwa zielarka powinna wiedzieć. Dlatego tez bez problemu wybrała najszybsza drogę do celu, na której najpewniej nikogo nie spotka. Nie miła ochoty na rozmowę i pytania o to co wydarzyło się w nocy. Dotarła do magazynu bez przeszkod. Kiedy tylko przekroczyla próg w nozdrza uderzył ja ostry zapach zmieszanych ze sobą ziół leczniczych, nalewek i innych zielarskich specyfików. Dea podeszła do polki gdzie leżały środki przeciwbólowe. Było tam kilka rodzajów nalewek, ziół a nawet okładòw. Dea bez zastanowienia sięgnęła po spora garść ostro pachnacego zielono-brazowego suszonego zioła i wysunęła do jednej z kieszeni. Z magazynu wzięła jeszcze parę bibulek i wyszła po cichu. Kierując się w stronę wyjścia ze szpitala modliła się w duchu aby znów udało jej przekonać niezauważona przez nikogo. Kiedy juz położyła rękę na kłamcę usłyszała za sobą szybkie kroki.
- Dea! Dea, dzięki niebiosom nic ci nie jest! - Zielarka zakleła szpetnie pod nosem i dwrocila się w stronę biegnącej za nią przyjaciółki. - Jak się czujesz kochana? - Juli była jedna z młodych zielarek, których głównym zadaniem była opieka nad pacjentami. Drobna, jasnowłosa dziewczyna o mlecznej cerze i błękitnych oczach kompletnie nie pasowała do obrazu zielarski. Jednak Dea nie raz widziała jak jej drobne, zwinne palcze zażywają najgorsze rany. Juli kochała to co robi i była w tym na prawdę dobra. Teraz wielkie błękitne oczy przyjaciółki pełne były niepokoju i ulgi jednocześnie.
- Wszystko ze mną dobrze Juli. Tylko głowa nie daje mi spokoju. - Przyjaciółka przyjżała się jej badawczo. I pociągnęła nosem wachajac powietrze.
- Znów bedesz to palić! Prawda!? - w oczach Juli zalsnil gniew. - Dea no błagam! Przecież jest tyle innych specyfików i środków przeciwbólowych a ty zawsze jarasz ten.... - Dea doskonale wiedziała jakich słów chce użyć rozgniewany przyjaciółka. Jednak wiedziała tez ze Juli nigdy tego nie wypowie. Ona po prostu nigdy się tak nie wyrażała.
- Bo lubię jarać ten SYF - Dea zasmiala się krótko. - Tak to chciała nazwać, prawda? - Na bladej twarzy młodej pracownicy szpitala wykwitly czerwone rumieńce, jednak więcej się nie oddawała. Odwróciła się na pięcie i odeszła bez słowa. Dea zasmiala się smutno do siebie i postanowila, że później ją przeprosi. Wyszła ze szpitala jednak zamiast od razu udać się do pod miasta ruszyła w stronę wyjścia na mury. Wspięła się po betonowych, wytaratych schodach. Minęła ekipę remontowa, która zajmował się naprawą zniszczonych w nocy partii muru. Skinela im głową w geście pozdrowienia i poszła dalej aż do miejsca gdzie nikt oprócz niej i żołnierzy patrolujących mury, się nie zapuszczał. Usiadła na ziemi i wyjęła z kieszeni bibułki, zielono-brazowe zioło oraz tytoń. Dodatkowo wyszukała mały srebrny młynek i kartonik. Przez chwile majstrowala przy wszystkim by w końcu podnieść do ust małego skreta. Zapaliła go z pomocą własnoręcznie zrobionych zapałek i zaciągnęła się mocno. Dym drapal ja w gardle ale nie zwracała na to uwagi. Dzień był piękny i słoneczny. Strach nocnego ataku zupełnie juz gdzieś odpłynął. Wiał delikatny wiatr niosac ze sobą zapach palonego drewna, który przypominał o ognistych podmuchach smoczych oddechów. Dea poczuła jak bol głowy wreszcie odpuszcza. Kiedy skończyła palić, czuła wreszcie spokoj a delikatna blogość opanowała jej ciało i umysł. Ruszyła w końcu do pod miasta i szpitala, w którym leżał jej wybawca. Dopadły ja wyrzuty sumienia, że może powinna pojs tam od razu jednak z bólem głowy, który odbierał jej zdolność logicznego myślenia i tak by się na nic nie przydała. Dotarła wreszcie do pod miasta a tam do szpitala. Był on marna namiastka tego co znajdowało się na gorze. Był obskurny, mały i brudny. Leczono tam tylko i wyłącznie ICH ale szpital i tak był zaopatrzony w zioła, nalewki i napady przeznaczone dla ludzi. W razie potrzeby miał on służyć obywatelom. W tym momencie jednak nie było tam żadnej zielarki a w salach leżeli ONI. Dea zawachala się na moment. Ten, do którego tu przyszła ocalił jej życie i walczył teraz o swoje. Co niby miałaby mu powiedzieć? Czy powinna podziękować? A może przeprosić?
- Nic mu nie mów - rozległ się glos za jej plecami. Dea odwróciła się tak szybko ze malo brakowało a stracilaby równowagę. Za nią stała jedna z NICH. Młoda ładna dziewczyna o latynoskiej urodzie. Ciemniejsze włosy opadały jej kaskada na plecy i oplataly opalona twarz. Patrzyła na Dee niewiarygodnie brązowymi oczami. Ubrana była po męski w skórzane spodnie i zwykla, obcisłą czarna bluzkę bez rękawów. - Nic nie mów. Tylko mu pomóż. - Znów się odezwala. Dea pomyślała, że może ONA umie czytać w myślach ale szybko odrzuciła ten pomysł.
- Zrobię co w mojej mocy - obiecała i weszła do środka.
P. S. Ostatnio mnie wna dopadła to proszę bardzo kolejna część juz gotowa.
Jak zwykle sorka za błędy ale autokorekta i jamsie nie dogadujemy.
Mam tez nadzieje że taka nie do końca grzeczna Dea wam się podoba.
![](https://img.wattpad.com/cover/9652606-288-k101677.jpg)
CZYTASZ
Smocze ziele
FantasyŚwiat się zmienił a także ludzie się zmienili. Przyszło im walczyć z bestiami, których natury nie są w stanie pojąć. Deea młoda zielarka przez zupełny przypadek odnajduje swoje miejsce w świecie bestii i odkrywa, że smoki są bliższe jej sercu niż lu...