Notka: Okej długo zbierałam się do tego rozdziału, a mimo to że siedziałam nad nim kupę czasu nie jest taki jaki chciałam. Będzie trochę łez, trochę szczęścia, ale resztę zostawiam wam! Po raz kolejny zostawcie coś po sobie! No więc ENJOY! xx
***
Prawdą jest, że Louis po prostu wpadł. Wpadł po uszy i nie chodziło, że zrobił coś złego na przykład zepsuł drzwi, albo zbił wazon. Nie. On po prostu zadurzył się w chłopaku z burzą kasztanowych loków i elektryzującym zielonym spojrzeniem, przeszywającym na wskroś jego niebieskie tęczówki. Miał czasami wrażenie, że Harry potrafi odczytać jego wszystkie uczucia lub zauważyć jakąś specjalną aurę wokoło niego kiedy czuł jak jego żołądek fikał nieprzyjemne koziołki i zaciska się mocno w silny supeł gdzieś w dole brzucha. Bał się, zwyczajnie się bał, że ich dotychczasowe spotkania tak po prostu się skończą i nie będzie mógł chłonąć delikatnej twarzy Harry’ego kiedy szeroko się uśmiechał tworząc urocze dołeczki w policzkach i marszcząc przy tym lekko swój nos wyglądając w takim momencie zabójczo słodko. Harry nie był dla Louis’a przystojny, ładny czy atrakcyjny, a był na pewno każdą z tych rzeczy. Dla niego on był piękny. Był piękny kiedy śmiał się głośno, kiedy wypychał swoją dolną wargę do przodu delikatnie ją zagryzając gdy się nad czymś zastanawiał, kiedy jego nieokrzesane loki falowały na letnim wietrze błyszcząc w słońcu lipcowego słońca, kiedy przybiegał na plażę całkowicie zaspany przepraszając energicznie, że się spóźnił. Chłonął wszystkie te małe rzeczy całym sobą, a w głębi jego dusza łkała bo wie, że różnice ich dzielące są za wielkie żeby mogło to sie dobrze skończyć i mimo, iż byłby gotów oddać Harry’emu całego siebie wiedział, że zielonooki nie może zrobić tego samego i to go bolało najbardziej.
Mijały godziny, dni i tygodnie, a uczucie Louis’a wcale nie słabło mimo, iż wiedział że to nie ma prawa się wydarzyć. Wręcz przeciwnie, przybierało na sile z każdą sekundą rozkładając niebieskookiego od środka i nie pozwalając nacieszyć mu się swoją miłością. Bo zwyczajnie nie mógł. Z dnia na dzień co raz bardziej kochał tego chłopaka, a ta miłość. Cóż ta miłość po prostu go niszczyła. Mimo, iż spędzał z nim całe dnie, śmiejąc się i opowiadając różne życiowe historie, czuł się niespełniony. Nie mógł wpić się w malinowe, miękkie wargi Harry’ego, które aż zapraszały do siebie swoim kuszącym wyglądem. Nie mógł wplątać swoich szczupłych palców w miękkie loki bruneta i delikatnie masować skórę głowy, sprawiając mu przy tym przyjemność. Nie miał prawa się nawet zwyczajnie przytulić do ciepłego ciała zielonookiego. Ale Louis cierpiał, nie okazując tego po sobie i szeroko się uśmiechając kiedy tylko zobaczył Harry’ego. Wszystko wychodziło dopiero późnym wieczorem kiedy leżał już w łóżku i niechlujnie przejeżdżał dłonią po całej swojej długości dochodząc z imieniem Harry’ego na ustach, po czym zanosił się głębokim, głośnym szlochem, który skutecznie maskował przyciskając spoconą i zaczerwienioną twarz do miękkiej poduszki. Tak wyglądały ostatnie dni, a może nawet tygodnie Louis’a bo nie potrafił już liczyć dni, choć po prostu prawdopodobnie nie chciał potrafić. Codziennie zasypiał z zielonym spojrzeniem w głowie i można było powiedzieć, że popadł w pewnego rodzaju obsesję co naprawdę źle na niego wpływało. Sprawiał tylko pozory szczęśliwego.
Był dokładnie 23 lipca, a słońce grzało jak nigdy wybielając kolorowe szyldy budek z lodami i oślepiając swoim blaskiem przechodniów, którzy w nawet tak upalny dzień gdzieś się spieszyli. Louis siedział na stosie pomarańczowych cegieł skryty w cieniu blaszanej budki z narzędziami. Było to w zasadzie jedyne miejsce na wielkim placu budowy gdzie można było uniknąć prażącego słońca, które bezlitośnie kuło swoimi promieniami, powodując stróżki potu spływające wzdłuż kręgosłupów. Siedział i spokojnie przeżuwając swoje śniadanie obserwował zgiełk dookoła siebie, jak mężczyźni przenoszą ciężkie, betonowe bloki, kobiety za bramami budowlanego terenu pospiesznie szły ciągnąc za sobą protestujące dzieci, błagające o odrobinę chłodnej przyjemności. Były też grupki siedmio-ośmiolatków śmiejących się naprzemian i drapiących co jakiś czas po ręce lub nodze. Ten widok sprawił, że jego żołądek zacisnął się w bolesny supeł i gwałtownie chwycił swoją szyję łapiąc delikatny srebrny łańcuszek z małą również srebrzystą zawieszką z literką “F”.
CZYTASZ
Love Me Like You Do
FanficStał w niedbałej pozycji oparty o barierkę odgradzającą elektryczne samochodziki, które były tam jedną z wielu kolorowych atrakcji i napawał się widokiem. Bo to co widział było po prostu piękne, a on postanowił nie odmawiać sobie patrzenia na rzeczy...