DAY 2: ALIEN INVASION AU, CZYLI BOŻU JEST ALIENEM

13 2 31
                                    

GUEST STARS: DEMON MARIUSZ oraz GŁUPIA BABA

----------------

— Śmieszy mnie czas — stwierdziła Bożu leżąc na plecach na podłodze i patrząc za okno. Aktualnie umierała z gorąca, zresztą tak jak reszta Kamilatów. Tylko na niej, w przeciwieństwie do nich, uwalił się jej demon i grzał jak piekarnik.

— Majonez, Bożu — mruknęła Menel, nawet nie słuchając, a Amun i Cargo potwierdziły to cichymi mruknięciami. Całą uwagę tej pierwszej pochłaniało ostrzenie laski, którą miała zawsze przy sobie, a dwie ostatnie grały w mekeo i okazjonalnie rzucały w siebie pionkami, bądź krzyczały „you just activated my trap card!" pokazując uno reverse card.

Ogólnie, był to kolejny zwyczajny dzień dla Kamilatów. Ale do czasu.

Zaczęło się od podejrzeń Amuna. Od jakiegoś czasu zaczęła się interesować teoriami spiskowymi, które miała okazje słyszeć przy rodzinnych spotkaniach. Jednak jej teorie bardziej obracały się dookoła incydentu z Rosswell i Strefy 51, niż szczepionek, Billa Gatesa i 5G.

— No mówię ci, Bożu jest kosmitą! Nie jest naszym Bożem, już nie! — przekonywała Memela grającego w coś, a ta odganiała się od kobiety, wyraźnie zniecierpliwiona.

— Nie pierdol, idź zawracać dupę komuś innemu — powiedziała w końcu, rzucając w nią kubkiem na ołówki — jak przegapię event w Gejshinie, to cię rzucę demonowi Boża na pożarcie. Albo usmażę na moim kompie.

Amun tylko uchylił się przed pociskiem i z miną wyrażającą urażoną dumę wycofał się do kuchni, gdzie Carfgo zaczęła przygotowywać sobie shake.

— Wiesz, że Memel mnie wygoniła? — poskarżyła się Amun — a ja tylko chciałam przekonać ją do prawdy oświeconej!

— Co — powiedziała Caego bez znaku zapytania. Była przyzwyczajona do dziwnych rzeczy, ale to było coś nowego.

— Że Bożu jest ailenem! Sama na własne oczy widziałam, jak zrzuca skórę! I potem dopiero wzięła tego jaszczura od sąsiadki, żeby nam kit wcisnąć.

— O mój Boże... — westchnęła Caeffo. Lepiej szybko skończyć tego shake'a i się stąd zawijać, pomyślała.

Amun, mrucząc coś, że nikt jej nigdy nie wierzy, poszła do ostatniej osoby, która mogła jej uwierzyć. Do demona Mariusza. Facet miał już trochę doświadczenia w dziwnym szicie, a w dodatku sam sfingował kilka lądowań kosmitów, co w tej chwili najbardziej kobietę interesowało. Niestety, żeby dotrzeć do miejsca, gdzie demon rezydował, musiała przebyć góry i doliny, rzeki i zakola. W końcu jednak stanęła przed chatką, która z pewnej odległości wyglądała jak zapleśniała i zapróchniała kupa drewna, mimo to Amun wiedziała, że w środku jest o wiele bardziej przestronna, a nawet bogata. Podeszła bliżej i zapukała.

— Czego? — rozległo się zza drzwi.

— Mariusz! To ja, Amun! — zawołała kobieta, machając zawzięcie. Musiała poczekać chwilę, ale w końcu odrzwia się rozwarły, a ze środka wypłynęło złote światło. Dosłownie, bo Mariusz zażyczył sobie złote żarówki. Burżuazja, jeśli ktoś by ją spytał. W każdym razie, kiedy kobieta znalazła demona, ten leżał rozparty jak basza na swoim piekielnym tronie. Również złotym. Amun wiele razy pytała się go, czy nie jest mu niewygodnie, ale ten zbywał ją machnięciem dłoni z długimi pazurami.

— Więc? Czego chcesz? — spytał bez ogródek — zajęty jestem. Jeśli się okaże, że to kolejne zaproszenie na jedną z waszych popijaw, to

Dopiero teraz Amun zauważyła, że napój, który demon sączył z kieliszka nie był winem, czy innym trunkiem, a sokiem winogronowym. Wyczuła to po zapachu.

Hej, Żeromski, co tam czytasz? • 𝓌𝓇𝒾𝓉𝒾𝓃𝑔 𝒸𝒽𝒶𝓁𝓁𝑒𝓃𝑔𝑒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz