7. Wciągnięcie

1.6K 178 96
                                    

O czym on mówił? Nie wyglądał, jakby żartował czy rzucał słowa nie poparte mocnymi dowodami. Niedobrze.

— Nie rozumiem.  Dlaczego niby wszystko stracone? Przecież nie minęło tak dużo czasu, możemy jeszcze wrócić do tego planu ze ślubem... Spróbować...

Maks prychnął i pokręcił głową, patrząc na mnie z politowaniem.

— Myślisz, że po tym wszystkim ciotka nadal sądzi, że jesteś Zuzanną?

— Yyy... a nie myśli tak?

— A skąd? Przecież ona codziennie ogląda wiadomości. Wszystko się wydało. Nie dość, że wyszedłem na oszusta, to jeszcze na jakiegoś porywacza i zwyrodnialca. Wyklęła mnie, gdy do niej przyjechałem po wyjściu z aresztu i zabroniła kiedykolwiek wracać — powiedział gorzko, krzywiąc się przy tym z niesmakiem.

Zatem to go tak przybiło.

No tak. Wszystko było w telewizji. Hrabina musiała się dowiedzieć. A więc mnie także uważa za oszustkę. Ewentualnie biedną, zmanipulowaną przez Maksa ofiarę.

— Nie ma możliwości jej przekonać?

— Wściekła się tak, że bałem się o jej zdrowie. Cała się trzęsła i biadoliła nad tragicznym losem naszej rodziny. Wolałem się wycofać od razu, żeby całkiem nie postradała rozumu.

A więc Mentor nie miał depozytu. Co więcej, nie miał możliwości go odzyskać. Gdybym powiedziała o tym Onyszkiewiczowi, wydałabym na Maksa wyrok. Przecież wówczas skazałabym go na śmierć z rąk ludzi, którzy tylko czekali na taką informację. Na ten moment to, że Maks miał nieuchwytnego asa w rękawie stanowiło dla niego jedyną ochronę przed likwidacją przez służby. Z drugiej strony, jeśli nie uda mi się odzyskać tych dokumentów z depozytu na czas, skutek będzie równie tragiczny, tylko wymierzony w inną bliską mi osobę. Nie mogłam odpuścić. Musiałam spróbować wymyśleć na poczekaniu jakiś plan B.

— A tak w ogóle to co robiłaś w mojej garderobie? — zapytał nagle Maks, wyrywając mnie z gorączkowych rozmyślań. Zarumieniłam się pod jego podejrzliwym spojrzeniem. 

— Prasowałam twoje koszule — odparłam zdawkowo, wzruszając ramionami.

— Prasowałaś moje koszule — powtórzył Maks, mrużąc w rozbawieniu oczy. —  Żałuję, że nie zdążyłem tego zobaczyć —mruknął, puszczając mi oczko.

— Bo trudno ci uwierzyć, że umiem prasować?

— Nie. Bo bardzo chciałbym zobaczyć, jak prasujesz moje koszule, Michasiu — powiedział cicho.

Spłonęłam rumieńcem, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Dlaczego ten mężczyzna wciąż tak mnie onieśmielał? Wystarczyło, że się uśmiechnął, a ja już roztapiałam się w zawstydzeniu jak jakaś nastolatka.

— Może innym razem — odparłam cokolwiek, na co Maks uśmiechnął się i pokręcił głową.

— Przykro mi, ale wątpię, żeby przytrafiła się jeszcze taka okazja — westchnął z nieskrywanym żalem.

— Dlaczego?

— Nie zrozum mnie źle...

Umilkł jakby to, co za chwilę miał powiedzieć, miało go wiele kosztować.

— Nie powinnaś była tutaj wracać. Lepiej dla ciebie, jeśli jutro się spakujesz i wrócisz do rodziców — wyjaśnił jakimś dziwnie oschłym tonem, nie patrząc mi w oczy.

Czyli nie chciał mnie pod swoim dachem. Odsyłał jak bezpańskiego psa. Opędzał się od niepotrzebnego kłopotu.
Poczułam się podobnie odrzucona i upokorzona, jak w tamtą sylwestrową noc. Wspomnienia wróciły, a wraz z nimi przykre emocje.

Mentor² - Depozyt prawdy [Zakończone ✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz