5. Wątpliwości, marzenia i ciągłe ryzyko

523 25 20
                                    

Dwa dni później

Było tuż przed godziną piętnastą, według zegara, który wisiał na ścianie w salonie. Pogoda dziś była bardzo piękna, mogłam dostrzec przez okno, jak ludzie wylęgają ze swoich mieszkań na ulice, nawet jeśli musieli zdzierżać obecność niemieckich patroli.

To właśnie tego dnia, miała odbyć się moja pierwsza akcja wraz z Rudym i Alkiem. Naszym zadaniem było przewieszenie na latarni ubrania podoficera SS, co miało na celu pokazać Niemcom, że ich rządy mamy w bardzo głębokim poważaniu. Proste, niewymagające jakiegoś wielkiego skupienia zadanie. Pomimo tego, krążyłam zestresowana po mieszkaniu, ubrana w płaszcz i z przewieszoną torebką przez ramię, jakby zaraz miał być koniec świata.

Pod moją kamienicę, miał przybyć Rudy, lecz jak na razie się nie zjawił, podobnie jak ciotka, która niedługo miała wrócić ze swojej zmiany w sklepie. Przez to denerwowałam się jeszcze bardziej, bowiem nie mogłam zostawić Maćka samego.

Cały czas obawiałam się, że coś pójdzie nie tak. Razem z Rudym poświęcaliśmy korepetycje na to, aby on wytłumaczył mi, na czym cała akcja będzie polegać. Sprawa była banalnie prosta, ale pomimo tego przekonania, poczucie że coś pójdzie nie tak jak powinno, żarło mnie od środka.

-Musisz tak chodzić? Oczopląsu można dostać - ciszę przerwał głos Maćka, który siedział przy stole. Miał czytać jakąś lekturę, lecz nie bardzo mu to wychodziło, bo cały czas czułam na sobie jego wzrok.

-Wiesz w ogóle co to oczopląs? No właśnie - dodałam widząc jego niepewną minę - Następnym razem nie używaj słów, których nie rozumiesz.

-A tak na poważnie, to co ci się dzieje? Jakaś chora jesteś, czy coś?- w jego głosie ponownie mogłam dosłyszeć ironię.

-Tak, jestem bardzo, bardzo chora. No po prostu, nie mogę sobie pochodzić?

-Ale to dziwne. Nigdy tak nie robisz - mówiąc to, zmrużył oczy, nadal bacznie się mi przyglądając.

-Powiedzmy, że zmieniłam zasady- odpowiedziałam, tym samym ucinając dyskusję z moim bratem.

Po raz enty tego dnia, zerknęłam przez okno, aby zobaczyć, czy gdzieś przypadkiem ulicą nie idzie moja ciotka, bądź Rudy, lecz na horyzoncie nie było widać żadnego z nich.

-No gdzie oni są?- powiedziałam cicho do siebie, lecz nie na tyle, żeby Maciek tego nie usłyszał:

-Kto?

-Ciotka - odparłam bez wahania.

-To chyba "ona", a nie "oni".

-Dobra, czepiasz się słówek.

Mój brat przez chwilę nic na to nie odpowiadał, lecz nie dał za wygraną, tak jak sądziłam:

-Wychodzisz gdzieś?

-Tak - odpowiedziałam twardo. Będzie chciał drążyć za wszelką cenę, znałam go nie od dziś.

-Z kim? Z tym swoim kochasiem? - słysząc ociekające ironią słowa brata, natychmiast odwróciłam się w jego stronę.

-Miałeś przestać tak mówić! Janek nie jest moim chłopakiem, ani nic w ten deseń! - krzyknęłam z taką desperacją, że nieomal mnie ona przeraziła.

Gdy Janek był u mnie parę razy na korepetycjach, Maciek często ukradkiem nas obserwował. Od tego momentu sobie coś ubzdurał, co niczego nie ułatwia.

-Jasne - chłopiec pokiwał głową i uśmiechnął się ironicznie - Patrzycie na siebie jak na jakieś cuda.

-Widziałeś nas zaledwie trzy razy!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 12, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

"Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadzieji.."~ Kamienie na szaniec Where stories live. Discover now