Warszawa, 30 marca 2008 r.
Drogi pamiętniku!
Życie nauczyło mnie nie zwierzać się nikomu. W czasach, w jakich przyszło mi żyć było to dla mnie priorytetem i pozostało na długie lata. Wszystkie troski starałam się trzymać w sobie, nie zadręczać nimi swoich bliskich, dbać aby nie dowiedział się o nich nikt kto nigdy nie powinien o nich wiedzieć.
Więc dlaczego wszystkie swoje przemyślenia, wszystko co mi leży teraz na sercu, piszę na jakichś pożułkłych kartkach starego notatnika?
Pamiętam, jak Tadziu pisał pamiętnik. Wysmiewałam go. Uważałam, że lepiej żyć chwilą, niż zapisywać na kartkach jakieś bzdety. Teraz mam zupełnie inne postrzeganie. No cóż, z wiekiem człowiek mądrzeje.
Całą noc nie spałam. Rozmyślałam i czułam, że to już niedługo. Że ten czas nadchodzi. Nie boję się. Wręcz przeciwnie. Czuję pewnego rodzaju ekscytację. Bo wiem że on tam na mnie czeka.
To już sześćdziesiąt pięć lat. Sześćdziesiąt pięć lat bez niego. To sześćdziesiąt pięć lat temu, jakaś część mnie odeszła wraz z nim. To była jedna z najgorszych sytuacji, jaka kiedykolwiek wydarzyła się w moim życiu. Najgorsze, najbardziej przykre wspomnienia.
Ale nie poddałam się. Nie pogrążałam się w rozpaczy, bo wiedziałam, że on nigdy by tego dla mnie nie chciał. Walczyłam dalej. Dla ojczyzny. Dla mojego dziecka. Dla siebie. Dla niego.
Nawet gdy później, ułożyłam sobie życie, nie było takiego dnia, żebym o nim nie myślała. Wiedziałam, że czuwa tam z góry nade mną.
Koło 02:00 godziny w nocy, zaglądnęła do mnie Madzia. Powiedziałam jej, że czuję się coraz słabiej. Ona tylko zatroskanymi oczami spojrzała na mnie i ucałowała mnie w głowę, mówiąc żebym jej nie straszyła.
Wdała się ona w ojca, nie ma co. Charakter ten sam. I oczy. Gdy czasem w nie patrzę, czuje się jakbym patrzyła w jego oczy. Tak. Te same.
04:30. Tak. To już. Śmierć powoli mnie stąd zabiera...
To chyba najkrótszy pamiętnik na całym świecie. Moja pierwsza i ostatnia strona. Miałam wewnętrzną potrzebę zapisania tego wszystkiego. Teraz jestem spokojna...
Wreszcie go zobaczę. Po tylu latach.
Idzie po mnie...
Hejka!
Oto prolog nowej książki. Jako, że uwielbiam film i książkę "Kamienie na szaniec", to postanowiłam, że stworzę taką swoją wersję. Mam nadzieję, że się wam spodoba :)
Główna bohaterka książki, nigdy nie istniała naprawdę i jest wymyślona przeze mnie.
Książka będzie głównie oparta na filmie, ale pojawią się wydarzenia z książki.
Jest to moja pierwsza taka książka o fikcji historycznej, dlatego proszę o wyrozumiałość. Jestem dopiero amatorką i wciąż się uczę.
Jeśli pojawią się jakieś istotne zmiany, to oczywiście dam znać. Niedługo powinien pojawić się nowy rozdział.
Dajcie znać w komentarzach, co sądzicie o prologu ;)
YOU ARE READING
"Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadzieji.."~ Kamienie na szaniec
Historical Fiction[WOLNO PISANE] "Miłość, jest jedyną rzeczą na świecie, która łączy ludzi po to, aby ich rozdzielić..." Gdy wybucha II wojna światowa, rzeczywistość zostaje zburzona, a w świat wkracza terror. Koszmar sprzed lat, znów się powtarza. Ale, czy wśród ty...