Tydzień później
Była godzina 13:00. W końcu mogłam spokojnie usiąść na kanapie i odpocząć. Ciotka była w pracy na pierwszej zmianie. Ja musiałam pod jej nieobecność wysprzątać mieszkanie i ugotować obiad, a musiałam przyznać, że kucharka ze mnie kiepska. Mam jednak nadzieję, że zupa wyszła mi jako taka. Maciek trochę mi pomagał, a resztę dnia spędził na...w sumie to nie wiem na czym. W każdym bądź razie w swoim pokoju.
Gdy tak siedziałam, uświadomiłam sobie, że nie załatwiłam jednej, dość ważnej sprawy. Chodziło mianowicie o tajne nauczanie. Parę dni temu podjęłam decyzję, że chciałabym wziąć w nim udział. Alek wspominał, że chodzi na takie spotkania, więc może pomógłby mi się tam dostać?
Postanowiłam że nie będę dłużej zwlekać. Miałam godzinę czasu zanim ciotka wróci, więc w tym czasie pójdę do Alka i popytam go o to i owo.
-Maciek, chodź tutaj- zawołałam brata, który był u siebie w pokoju. Po chwili przyszedł.
-O co chodzi?- zapytał od niechcenia.
-Ubierz się, wyjdziemy na godzinkę.
-Dokąd?
-Do Alka. Mam do niego sprawę- odparłam. Wiem, że Maciek jest już duży i poradził by sobie doskonale, ale wolałam nie zostawiać go samego w domu.
Ubraliśmy się, po czym zamknęłam mieszkanie i wyszliśmy z kamienicy.
Gdy przemierzaliśmy ulice Warszawy, zastanawiałam się czy może u Alka będą chłopaki. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało, ale jeśli będzie tam Rudy, to będę tam siedzieć jak najkrócej.
Kilka dni temu, Alek zorganizował w swoim domu tajne spotkanie z członkami małego sabotażu, z którymi miałam się zapoznać. Większość z nich to byli chłopcy, ale nie tylko. Poznałam Anodę, Huberta, Buzdygana, Słonia, Janka Błońskiego, Heńka, Wesołego, Siostrę Zośki czyli Hanię, Dusię czyli siostrę Rudego i jeszcze kilka innych osób. Tych ludzi było trochę, ale złapałam z nimi dobry kontakt i większość polubiłam. No właśnie, większość, ale nie wszystkich.
Wiem, że po tym jak Rudy nazwał mnie wtedy u Alka kozą, to mu wybaczyłam, ale na kolejnym spotkaniu irytował mnie jeszcze bardziej niż na poprzednim. Podczas omawiania działań małego sabotażu, gdy tylko ktoś proponował mi zrobienie jakiegoś zadania, Rudy od razu musiał się wtrącić: "Lepiej nie, niech zrobi to ktoś inny" albo " Mogę ci z tym pomóc, Emila?". I tak za każdym razem się wtrącał, jakbym była jakimś niedorozwiniętym, małym dzieckiem. Czasem on i inni chłopcy stroili sobie żarty ze mnie i innych dziewczyn. Jasne, to tylko żarty, starałam się je traktować z dystansem, ale nie moja wina, że taka już jestem. Szybko się denerwuje, a niektórzy moi znajomi w Krakowie, nazywali mnie nawet "Wiecznie obrażoną, panną ważną".
Jednak, gdy Bytnar wylał na mnie gorącą czekoladę, granice mojej cierpliwość wobec niego, zostały przekroczone...
Później próbował się jakoś zrekompensować, ale ja nie miałam ochoty na to, aby go słuchać. Nie wiem czemu zwraca na mnie AŻ taką uwagę, ale doprowadza mnie tym do białej gorączki...Tak, wiem, pewnie pomyślicie, że faktycznie nie znam się na żartach. No ale cóż, taki już mój charakter.
Po niedługiej wędrówce przez warszawskie ulice, stanęłam wraz z bratem przed Dawidowskimi drzwiami. Gdy zadzwoniłam dzwonkiem, drzwi otworzyła mi Maryla, siostra Alka, która chyba miała gdzieś wychodzić, bo miała na sobie płaszcz i torebkę.
-Cześć Emilka- rzuciła dziewczyna z uśmiechem.
Naprawdę podziwiałam ją. Pomimo ciężkich czasów i tego, że straciła ojca, to promieniała uśmiechem. Ogólnie była bardzo pozytywną osobą, przez co przyciągała do siebie ludzi.
-Serwus Maryla- odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech- Wybierasz się gdzieś?
-Tak, umówiłam się z... kolegą- powiedziała, po czym za moment jej policzki stały się różowe. Z kolegą, no tak.
-Ach, jasne. Alek jest w domu?- spytałam blondynki.
-Oczywiście. Wchodźcie śmiało- powiedziała uśmiechając się do mnie i do Maćka, po czym wyszła, a my weszliśmy w progi mieszkania.
-Maryla? Znowu czegoś zapomniałaś?- usłyszałam dobrze znany mi, zirytowany głos młodego Dawidowskiego.
-Ciebie też miło widzieć, Alek- rzuciłam, gdy chłopak pojawił się przed nami.
Na początku się zdziwił, ale potem uśmiechnął się na nasz widok.
-Oo, to ty Emila. Cześć Maciek- rzucił i poczochrał mojego brata po włosach.
-Serwus. I nie rób tak- odpowiedział mój braciszek i odtrącił rękę Glizdy.
-Spokojnie młody. Wejdzcie, napijecie się czegoś?- spytał chłopak, prowadząc nas w głąb swojego mieszkania.
-Tak właściwie, to nie mamy za wiele czasu, bo ciotka niedługo wraca z pracy, a nie wzięła kluczy do mieszkania, także chyba podziękujemy - odparłam, ściągając płaszcz i siadając na krześle przy stole, a mój brat usadowił się obok- Ogólnie to co u ciebie słychać? Wszystko w porządku?
-Tak, żadnych problemów- powiedział chłopak, siadając na przeciwko mnie i Maćka- Kilka zagazowanych kin, powybijanych szyb...A co u ciebie?
-Również w porządku. Słuchaj Alek, przyszłam tu w pewnej ważnej sprawie-powiedziałam, rozsiadając się wygodniej na krześle.
-Zamieniam się w słuch- dryblas uśmiechnął się szeroko.
-Wspominałeś kiedyś, że uczęszczasz na tajne nauczanie.
-Tak, wciąż tam chodzę. Uczy nas ojciec Zośki- rzekł, a ja pokiwałam na to głową.
-Pomyślałam sobie, że również chciałabym wziąć w nich udział. Chodzi mi głównie o naukę matematyki, chemii i fizyki, no i może jeszcze historii. Z resztą nie mam problemów- Alek, słysząc to pokiwał głową. Chłopak dobrze wiedział o moich problemach ze ścisłymi przedmiotami. Próbował mi kiedyś nawet pomóc, ale Dawidowski w przedmiotach ścisłych był przeciętny i nie był w stanie mnie nauczyć tego, czego było mi trzeba.
-No to dobrze trafiłaś, bo profesor Zawadzki uczy tych przedmiotów, które właśnie wymieniłaś- powiedział chłopak, szczerząc się.
-Ty też chodzisz akurat na te zajęcia?- spytałam, odwzajemniając uśmiech chłopaka.
-Tak, plus uczęszczam jeszcze na polski. Pogadaj z Zośką, pójdzie z tobą do profesora i załatwi ci miejsce na zajęciach. Z resztą, w końcu to jego ojciec- powiedział.
-To świetnie. Zadzwonię do Zośki i umówię się z nim. I dziękuję- powiedziałam uśmiechając się do bruneta.
-Ależ nie ma za co. Emila…-Alek chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zaczął się wahać. Spojrzałam na niego pytająco. Nawet do tej pory znudzony Maciek, zaciekawił się tym co Dawidowski ma takiego do powiedzenia.
-No bo... Wiesz, jeśli nadal masz dość duże problemy z matematyką, to... Myślę że jest ktoś, kto mógłby ci w tym pomóc.
-Naprawdę? Kto to taki?- spytałam zaciekawiona. Nie wiem czy ojciec Zośki będzie mi w stanie pomóc ze wszystkim, z resztą ma też innych uczniów. A moje problemy z matematyką są naprawdę poważne.
-Rudy. Ale poczekaj- dodał szybko, widząc, że mój zapał powoli się ulatnia- On naprawdę jest świetny, najlepszy z nas wszystkich. Miał z matematyki, chemii i fizyki same piątki. Udziela wielu maturzystom korepetycji. Maryli też udziela.
-Alek, skąd mam wiedzieć, że nie mówisz mi tego tylko po to, żebym do niego poszła i się z nim pogodziła? Z resztą- zrozum, on mnie strasznie irytuje! Jakby się chociaż przestał zachowywać jak jakiś dureń...
-Mówię na poważnie, Emila, jeśli już ktoś ci ma pomóc z matmą to tylko on. I szczerze mówiąc, dobrze by było gdybyście się pogodzili. Masz rację, zachowuje się przy tobie jak dureń, ale myślałem, że już wiesz dlaczego.
Spojrzałam uważnie na Alka i po chwili zrozumiałam o co mu chodzi.
Że niby ja podobam się Rudemu? Jakoś mnie to nie przekonuje. Bardziej wydaje mi się, że to naśmiewanie się ze mnie, wylanie na mnie czekolady- wszystko po to żeby się popisać. Tak po prostu. Nawet jeśli by coś do mnie poczuł i tak nie jestem nim jakoś specjalnie zainteresowana. No dobra, czasem jest uroczy, ale jego irytujące usposobienie bierze nad tym górę.
-Chwila, chwila- zdezorientowany Maciek przerwał nam naszą rozmowę- Kim jest ten cały Rudy? Co to wogóle za nazwa? I co ty masz niby z nim wspólnego?- zaczął strzelać w nas gradem pytań. Szybko zgromiłam go wzrokiem.
-Nie twoja sprawa- powiedziałam.
-Bo co? To twój chłopak? Może wstydzisz się powiedzieć?
Słysząc to szybko walnęłam go w głowę. Maciek syknął i spojrzał na mnie z gromem w oczach.
-Żaden chłopak, matołku. I niech cię to nic nie obchodzi. Dobra, Alek my będziemy już iść. I jeszcze raz dzięki- powiedziałam do Dawidowskiego, po czym wszyscy zaczęliśmy się podnosić z krzeseł.
-Emila, może jednak to przemyślisz...- Alek jeszcze próbował jakoś mnie przekonać.
-Na razie się wstrzymam. Poczekamy, zobaczymy- rzekłam. Ja i Maciek ubraliśmy się, po czym pożegnaliśmy się z Alkiem i wyszliśmy ruszając do domu.
***
Był wieczór. Właśnie ja, Maciek i ciotka jedliśmy kolację.
-Mówię wam, ta Twardowska to taka plotkara... Tyle rzeczy się od niej nasłucham w pracy, że aż nie wiem jak mam na to reagować- ciotka właśnie opowiadała nam o kobiecie, która pracowała z nią w sklepie.
-Co na przykład?- spytał mój brat z zaciekawieniem. Kolejny ciekawski się znalazł.
-Nie ważne Maciuś. Nie wolno plotkować i rozpowiadać wszystkiego dookoła- odpowiedziała mu na to surowo.
Gdy przełknęłam ostatniego kartofla, postanowiłam powiedzieć ciotce o tajnym nauczaniu. W końcu musi wiedzieć.
Jeszcze tego samego dnia, umówiłam się z Tadeuszem i poszliśmy do jego domu. Pan Zawadzki zgodził się abym uczęszczała na zajęcia. Swoją drogą był on bardzo miły i wydawał się niezwykle inteligentny.
-Ciociu, słuchaj chciałabym ci powiedzieć coś ważnego- zaczęłam.
-Tak? No to mów Emilka, o co chodzi?- spytała przyglądając mi się uważnie.
-Podjęłam pewną decyzję. Postanowiłam, że wezmę udział w tajnym nauczaniu.
Ciocia przyglądała mi się chwilę uważnie. Nie wyglądała na zaskoczoną, ale w jej oczach dostrzegłam lekki niepokój.
-Emilia, przemyślałaś to? Upewniłaś się że to aby jest bezpieczne?- spytała lekko zaniepokojona.
-Tak, jestem pewna. Uczyłby mnie profesor Zawadzki, ojciec Tadeusza. Wiesz który, mówiłam ci o nim- ciocia kiwnęła na potwierdzenie głową- Z resztą, Alek też chodzi na te zajęcia i większość znajomych których poznałam. Uczyła bym się z matematyki, chemii, fizyki i historii.
Ciotka pokiwała głową, ale nadal wydawała się być niepewna.
Zastanowiła się jeszcze chwilę, po czym rzekła:
-Cóż, dobrze. Jesteś już dorosła, masz prawo podejmować własne decyzje- powiedziała z westchnieniem, ale uśmiechnęła się- Tylko skoro ty będziesz się uczyć, to co z Maćkiem?- ciocia spojrzała na mojego brata a on przewrócił oczami.
Również na niego popatrzyłam po czym bez dłuższego zastanowienia, odpowiedziałam:
-Będę mu pomagać z polskiego, historii, języków i innych przedmiotów. A jeżeli chodzi o matematykę, to Maciek jest przecież ścisłowcem i jestem pewna, że sobie poradzi.
-Cóż, skoro tak, niech i tak będzie- powiedziała ciotka z lekkim uśmiechem, który odwzajemniłam.
YOU ARE READING
"Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadzieji.."~ Kamienie na szaniec
Historical Fiction[WOLNO PISANE] "Miłość, jest jedyną rzeczą na świecie, która łączy ludzi po to, aby ich rozdzielić..." Gdy wybucha II wojna światowa, rzeczywistość zostaje zburzona, a w świat wkracza terror. Koszmar sprzed lat, znów się powtarza. Ale, czy wśród ty...