Rozdział 15*

105 8 2
                                    


– I co z nimi teraz zrobimy? Oboje są nieprzytomni... Ta pseudo pielęgniarka, podała im zbyt dużą dawkę.– Usiadła, przy nieprzytomnym brunecie, głaszcząc go, po zmierzwionych włosach.

– Eurus... jeśli on się o tym dowie, będziesz miała poważne kłopoty.

Nie wiele starszy od niej mężczyzna, westchnął, zbierając porozrzucane medykamenty, którymi próbowali ocucić nieprzytomną dwójkę.

– Masz mnie tak nie nazywać! Co jeżeli, któryś z nich nas usłyszy? A tak, poza tym, dołączyłam do tego świra, żeby odnaleźć brata. Tylko to się liczy.– Jeszcze raz, przeniosła wzrok na śpiącą twarz bruneta. Ostatni raz, gdy zrobiła mu zdjęcie, kiedy był z tym blondynem na dachu wieżowca, wydawał się jej bardziej... wesoły. Teraz, uwydatniły mu się sińce pod oczami, zapewne od nieprzespanych nocy. Sklejone od potu włosy, jego blada skóra, jeszcze bardziej podkreślała, wystające kości policzkowe. Ale odnalazła go, teraz wyjadą daleko... jak najdalej, od tego syfu. Nikt, jej go już nie odbierze.

Zastanawiała się tylko... kim jest ten blondyn... Nigdy nie przypuszczałaby, że jej brat będzie się z kimkolwiek zadawać. Może podpyta go o, to gdy już będą wolni?

– Eurus, musimy ich stąd zabrać. Jak reszta zacznie węszyć, odkryją, że masz rodzinę.

No tak... Nathaniel miał rację. Może „None" (nadal twierdzi, że to głupia ksywka) odkryje, że nie jest sierotą. Pozbędzie się jej, tak jak pozbywa się tych, którzy odnaleźli wreszcie spokój.

None, przygarnia do siebie jedynie osoby, które nie mają nic do stracenia, sieroty, nie z pełna umysłowo ludzie, zabójcy. Im bardziej wyniszczony jest człowiek, tym lepiej. Nikomu jednak nie przedstawił swoich planów, ciągle nosi maskę, mało mówi, a rozkazy przekazuje nam poprzez Northa. Kiedyś, jednak odkryłam, że ta cała maska, to tak naprawdę proteza. Nie wiem niestety, czemu ją nosi. Ciekawe, co pod nią skrywa...

– Właśnie, gdzie jest Lisa. Szła za nami, prawda?

– Nie widziałem jej od momentu, wysadzenia połowy miasta. Może nie długo wróci, właśnie. Nie kazałaś czasem Lucasowi, śledzić Sherlocka? On też, do tej pory nie wrócił...

– Dziwne. Powinni być tu, już dawno. Zabierzmy ich stąd. Auto już przyjechało?

– Powinno być już pod szpitalem, zbierajmy się, bo odjadą bez nas.

– Ja biorę Sherlocka, a ty tego drugiego.

– Nie możemy go zostawić? Przecież i tak chciałaś, jedyne ratować brata, przed None, z resztą nie wiem, czy dam radę go podnieść...

– Przestań zrzędzić i spadamy. A co z tymi oszustami? Pracują z None, to pewne. Jak umrą, to nas o to oskarżą.

– A jak będą żywi to nas sypną. Są przywiązani do kaloryferów, nie ruszą się stąd. Dam namiar Diego, on się nimi zaopiekuje.– Na jego słowa, kobieta nie spokojnie zadrżała.

Pomachałam, związanym przestępcom. Teraz dowiedzą się, co to znaczy zadzierać z Holmesami. Pielęgniarka, która ciągle była przytomna, zaczęła coś mruczeć. Nic jednak nie zrozumiałam, bo usta miała zatkane jakąś szmatą. Wystawiłam jej język na odchodne i biorąc brata pod ramie, wyszłam z sali. Oczywiście, zamykając drzwi na klucz, po co mam ułatwiać im robotę?

Żebyście widzieli jej minę. Ha! Była w szoku, że to ja i Nathan jesteśmy zdrajcami, którzy podrzucili Mycowi anonimowe dokumenty z następnym atakiem. Szkoda, że nie udało mi się skontaktować wtedy z Gregiem i dać mu podobną teczkę, wtedy w biurowcu. No nic, mam nadzieje, że jest cały i zdrowy.

Wyszliśmy wyjściem, od strony szpitalnej pralni, stąd już widzieliśmy znajome nam twarze.

– Dłużej się nie dało?–Usłyszeliśmy, zaraz po wejściu do małego auta dostawczego. Pojazd prowadził Diego, a obok niego siedziała jedna z naszych zgub. Lisa.

– Pewnie, że się dało.– Uśmiechnęłam się do wspomnianej wcześniej dwójki, kładąc bezpiecznie Sherlocka na tyle wozu. To samo zrobił Nathaniel z nieznajomym.

– Lisa... gdzie jest Luca?– Spytał Nathaniel. Lisa tylko pokręciła przecząco głową, podwijając nogi na fotelu i chowając twarz w kolanach.

Wszyscy wiedzieliśmy, co to oznacza, niepotrzebne były nam słowa, żeby się zrozumieć. Złapali go. Więc jest martwy.

Wychowywałam się razem z nimi, byliśmy jak rodzina. Teraz... zabrali nam Lucasa... To boli, nie ma co ukrywać, ostatni raz, czułam się tak. Jak wtedy, gdy Mycroft oddał mnie do adopcji. Nie wiem, czemu to zrobił... zawsze mnie to zastanawiało. Ale po śmierci rodziców... wszystko zaczęło się sypać. Nie byliśmy już rodziną, tylko obcymi sobie ludźmi.

Teraz Mycroft wie, co czuję. Myśli, że został sam. Uważa, że zawalił sprawę, bo przecież dostał ostrzeżenie, a i tak „nie uratował" Sherlocka. Dobrze mu tak, niech zostanie sam. Na zawsze.

– Więc... co teraz? Nie możemy tam wrócić. A nie mamy innego schronienia.– Spytała po chwili Lisa.

Diego, przerwał nastającą ciszę, wzdychając ciężko. Nie dziwię się, że nikt z nich nie wie co zrobić, ja też nie wiem.

– Londynu już nie ma, None pozbył się królowej, podczas zamachu. Miasto jest jedną wielką ruiną. A my jesteśmy tylko grupką przygnębionych życiem dzieciaków.– Podsumował Nathaniel.

– Więc co mamy do jasnej cholery zrobić?! Nie możemy dołączyć do ruchu oporu, który uformowały nie dobitki, bo to MY podłożyliśmy ładunki!! I to MY, odpowiadamy za resztę akcji!!

– Diego, uspokój się. Możemy dołączyć do ruchu, prowadzi go przyjaciel Sherlocka, jak i mój. Przyjmie nas, o ile wytłumaczymy mu wszystko od początku.– Uspokoiłam go, kładąc mu rękę na ramieniu.

– Będzie dobrze.– Zapewniłam.

– Obyś miała rację...– Mruknął.

——————————————————

Naprawdę przepraszam, za te opóźnienia... Mam ostatnio na prawdę sporo na głowie, ale to nie oznacza, że zapomniałam o tej książce. Nigdy, w życiu!

Tak tylko zdradzę, że następny rozdział, będzie z perspektywy Mycrofta i będzie się sporo działo  ; )

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Do zobaczenia!!

Xeno

Szklane pragnienie •Johnlock• Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz