Szepty nucą pieśń natrętnym myślom i napędzają je, zagłuszając rzeczywistość. Dłonie zaczynają się pocić. Oddech przyspiesza, pobudzając serce do życia. Wsuwam dłonie w długie brązowe włosy, zaciskając mocno powieki. Pochylam się do przodu, tracąc równowagę. Kręcę głową z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Scenariusze w niej są coraz bardziej absurdalne. Nie kontroluję tego. Tworzenie ich jest silniejsze ode mnie. Syczę z bólu, ponieważ rany zostają rozcięte na nowo. Sznur zaciska się na moim ciele. Skóra robi się sina, ręce drżą, stopy drętwieją. Boleści wędrują po plecach, a niewidzialne żądła trują i wbijają się w każdy najczulszy punkt. Wokół mnie jest pustka. Woda dostaje się do moich płuc. Krztuszę się wspomnieniami. Płaczę, więc łzy łączą się z oceaniczną otchłanią. Wyginam się w tył tak, że kręgosłup zaczyna mnie kłuć i promieniować do szyi. Odchylam głowę, próbując otworzyć znużone smutkiem oczy, które szczypią i pieką. Czuję się, jakby ktoś po raz kolejny oblał je kwasem. Szum w uszach sprawia, że wariuję.
Krzyczę,
ale nikt nie słyszy.
Wołam,
ale samotność ogłupia mnie z każdą sekundą coraz bardziej.
Oddycham,
dusząc się bólem.
Spadam. Głębia zamienia się w miasto. Stoję na krawędzi jednego z najwyższych wieżowców i wbijam wzrok w ludzi przemierzających ulice. Nieustannie ktoś zerka ukradkiem na zegarek albo spieszy się do pracy, mamrocząc coś pod nosem. Błękitne i bezchmurne niebo zamienia się w czerwień otuloną czarnymi obłokami. Moje nogi wrastają w beton, po czym łamią się, jakby ktoś rozdzielił gałęzie na pół. Opadam na ziemię, przymykając oczy. Tym razem wołam. Skupiam się na każdym najmniejszym szczególe. Wyostrzam słuch, starając się skoncentrować na jednym konkretnym dźwięku, jakim jest głos klaksonów zniecierpliwionych kierowców. Później próbuję skierować moją uwagę na to, że moje ubrania dotykają skóry. Wiatr muska ją zmysłowo, przeczesując przy tym rozwichrzone włosy. Nagle unoszę powieki. Znajduję się metr nad ziemią, ale nie to wydaje się największym zmartwieniem. Ubrania, które miałam na sobie, zniknęły. Dygoczę z zimna, czując wstyd, który odbiera mi mowę. Rozglądam się, panikując wzrokiem.
Wszystko wiruje. Żołądek ma już dość dziwnych zdarzeń i zaczyna się buntować. Mam wrażenie, że zaraz zwrócę drugie śniadanie. W tej chwili jestem pewna, że jestem blada jak wampir. Wewnątrz trwa taniec, który zaraz chyba przyniesie niechciane konsekwencje. Obraz gwałtownie staje. Ląduję na brudnym chodniku, czując, że nie jestem już naga, ponieważ ciepłe rzeczy znów otulają moje ciało. Usiłuję podnieść się przy pomocy dłoni, ale nie jest to takie proste. Mrugam kilka razy, przełykając z trudem gulę w gardle. Wstaję niezdarnie, próbując się w jakiś sposób zorientować, gdzie jestem. Okazuje się, że wszystko jest na swoim miejscu. Problem leży w tym, że jestem w tej okolicy po raz pierwszy. Jest to normalne osiedle z mniejszymi lub większymi domkami, które ciągną się aż do końca ulicy, która świeci pustkami. Nagle nieprzyjemny pisk wypełnia moją głowę, informując, że nie jestem tutaj sama. Gdy robię krok w przód, czuję, że to był mój największy błąd. Odwracam się gwałtownie i wymiotuję prosto w krzaki. Boże, dlaczego ja. Krzywię się, ręką wycierając usta. Kubeł jak na złość znajduje się po przeciwnej stronie. Wzdycham ciężko i ruszam w kierunku placu, słysząc huśtawkę. Kiedy przekraczam próg, zauważam dziewczynę, która buja się na jednej z nich. Wzrok ma utkwiony w piasku, palce są zaciśnięte na sznurkach, a nogi są w ciągłym ruchu. Wygląda, jakby ktoś wyssał z niej duszę.
- Cześć - odpieram niepewnie. - Jak ci na imię?
- Grace. - Podnosi wzrok, przeszywając mnie nim na wylot.
CZYTASZ
Po drugiej stronie prawdy - ONE SHOT
Teen FictionGrace jest nastolatką, która próbuje zmierzyć się z demonami siedzącymi w jej głowie. Wciąż nie dają jej spokojnie żyć i cieszyć się w pełni szczęściem. Jest tylko jeden sposób, by się od nich uwolnić raz na zawsze. Musi przyznać się przed samą sobą...