Przeprawa życia czasem bywa trudniejsza niż wszystkim się zdaje. Przejście przez morze czerwone bądź bieganie po suficie wydawało się w tej chwili znacznie łatwiejsze niż to, co aktualnie przeżywał Dazai. Od samego rana próbował być niedostrzeżony zarówno przez swojego partnera Chuuyę Nakaharę jak i ich adoptowane dzieciaczki. Niestety, los się do niego dzisiaj nie uśmiechał i nie zapowiadał słonecznego dnia. Zamiast tego miało być tornado i wielkie burze, na które nie trzeba było długo czekać. Już po wyjściu z łóżka coś poszło nie tak i potykając się o powietrze wywrócił się na podłogę robiąc przy tym masę hałasu co obudziło rudowłosego. Ten jednak zignorował go, mając jeszcze w tej chwili ochotę na spanko czując że jego organizm musi się jeszcze chwilkę podładować. Dazai westchnął zmieszany nie wiedząc czy czuć ulgę czy raczej smutek z powodu olania sprawy przez Nakaharę. Mógł przecież zginąć... jak wiele innych razy w jego karierze.
Ubrany, wyszykowany chciał już wyjść z pokoju, ale usłyszał słowa które zmroziły mu krew w żyłach.
— Śniadanie im zrób skoro ruszyłeś już ten swój tyłek! — krzyknął zaspanym głosem jego ukochany, a czekoladowooki jęknął przeciągle nie mając na to najmniejszej ochoty. Jednak co mógł zrobić? Nie chciał dostać z kanapy ani innych ciężkich rzeczy, także musiał się posłuchać i grzecznie wykonać owe polecenie.
Postanowił zrobić coś szybkiego, nie wymagającego od niego wysiłku, ale też coś co by nie hałasowało. Chciał udać się do pracy jak najszybciej i mieć osiem godzin nic nie robienia, jak zwykle, dla samego siebie. Nie chciał się użerać z tą zgrają małych demonów... chociaż jedno dziecko wyjątkowo bardzo lubił, tak za resztą niestety nie przepadał. Ostatecznie postawił na płatki kukurydziane z zimnym mlekiem. Bo po co miał je podgrzewać w mikrofali lub w garnuszku? Zrobiłoby to tylko zbędny hałas. Aczkolwiek nie musiał nawet włączyć jej ani palnika, by obudzić dzieciaki. Te jakby mając w sobie czujnik od razu poleciały do kuchni zasypując swojego ojca pytaniami, które ten zręcznie zignorował używając do pomocy słynnej wymówki.
— Nie teraz. Spieszę się...
Jednak cała trójka, czyli Gin, Ryūnosuke oraz Atsushi ani myśleli się posłuchać. Chcieli dostać zarówno odpowiedzi jak i przytulasa od taty Dazaia na dzień dobry. Z niesamowitą prędkością jeden po drugim przylegały do niego. Dziewczynka zajęła jedną nogę, Aku drugą, a Atsushi korzystając z tego że jest unieruchomiony przylgnął do niego normalnie. Dazai westchnął, klepiąc jakby z obrzydzeniem przyklejone do jego nóg dzieci i końcowo odciągając je od siebie. Atsushiego potraktował bardziej delikatnie, biorąc niepostrzeżenie jego misia z tygrysem z jego rączki i rzucając go gdzieś w stronę stołu. Młodszy zauważając ten fakt od razu pobiegł za pluszakiem, aby sprawdzić czy nic mu się nie stało i jak przeżył tę ekspresową podróż na śniadanie.
— Pobaw się z nami! — krzyknęła uradowana dziewczynka, podnosząc się z podłogi po wcześniejszym upadku spowodowanym przez mężczyznę stojącym przed nią.
— Ojcze, przyrzekam nie stosować wobec ciebie nieczystych sztuczek jeśli zgodziłbyś się ze mną oraz moim głupkowatym rodzeństwem zagrać w jakąś grę — zapewnił uroczyście czarnowłosy, bardzo starając się wysławiać jak najlepiej. Chciał zrobić wrażenie na swoim ojcu. Podziękować mu za to, iż go przygarnął gdy jego rodzice po prostu go zostawili w lesie. Krótko mówiąc, starał się jak tylko mógł. Nawet się ukłonił, ale gdy tylko się wyprostował by zobaczyć reakcje swojego opiekuna prawnego, to już przed nim nie było owego mężczyzny.
Obandażowany natomiast cieszył się już w myślach, że została mu ostatnia przeszkoda do uniknięcia by wyjść z domu. Mianowicie chodziło tutaj o Gin, która nie dała za wygraną i znowu przylgnęła do jego nogi. Z lekka zestresowany, iż tamci mogą przybiec jej z pomocą odwrócił się by oszacować ile mniej więcej miał czasu na odsunięcie od siebie córki. Ku jego uciesze najmłodszy grzecznie zajadał się płatkami będąc przy tym niesamowicie uroczym, a drugi niestety już szykował się do biegu. Spojrzał na młodą i bez wachania się dłużej chwycił ją pod pachy przestawiając, niczym jakiegoś kota z wścieklizną, z dała od siebie. Finalnie wychodząc wraz trzaskiem drzwi z domu już spokojny, że dotrze do samochodu bez żadnych komplikacji w postaci tych małych demonów.
Wsiadł do czerwonego auta i gdy już odpalił silnik przypomniał sobie jedną arcy ważną rzecz. Zresztą, krótko po tej myśli nie musiał czekać zbyt długo na potwierdzenie jej. Już niebawem usłyszał krzyk, od osoby której dzisiaj jak i najlepiej w ogóle, nie chciał denerwować.
— Dazai, ty głupia makrelo! Gdzie ty do cholery chcesz jechać MOIM AUTEM w NIEDZIELE NIEHANDLOWĄ?!
Osamu przeszedł dreszcz. Dosyć, że z trudem dotarł do tego miejsca to jeszcze się okazuje że było to wszystko marne. Był święcie przekonany, iż dzisiaj jest poniedziałek. Inaczej nawet by nie ruszył się z łóżka prędzej niż o dwunastej. Dodatkowo przerażały go jeszcze dwie rzeczy. Jedna to wrócenie do wściekłego rudowłosego, który ochrzani go zarówno za auto jak i tak naganne przyrządzenie przez niego śniadania dla kaszojadów i Ataushiego. A druga to fakt, że musiał wrócić z powrotem do osób od których tak chciał mieć dzisiaj spokój. No cóż, sam wybrał, prawda?
— Taa... rodzinki Soukoku mi się zachciało... – mruknął, opierając czoło o klakson kierownicy przez który dźwięk natychmiast się wyprostował i zmusił do wyjścia z pojazdu udając się do domu.
Zapowiada się ciekawy dzień...
***
Hejka! Wiem, kolejna książka to niezbyt dobry pomysł, ale nie mogłam się powstrzymać przez Princessa177
Książka do śmiechu. Traktujcie ją z dystansem. A teraz życzę wam Miłego dnia/nocy!

CZYTASZ
Rodzina Soukoku
Fiksi PenggemarCo by się stało gdyby pewnego dnia słynna para zaadoptowała trójkę dzieci? W jaki sposób poradziliby sobie z problemami życia codziennego jak i brutalną, otaczającą ich, rzeczywistością? UWAGA: Książka pisana tylko i wyłącznie w celach humorystyczn...