my girl / my boy

227 13 14
                                    

Całkowicie się zgubiła.

Nawet nie wiedziała, ile czasu spędziła na błądzeniu po festiwalowym labiryncie, ale z pewnością całą wieczność. Nie miała nawet nici Ariadny, by po niej wrócić do celu, ani żadnej wskazówki co do tego, gdzie dokładnie odnaleźć przyjaciół. Dzięki informacjom od przypadkowych ludzi dotarła w końcu co prawda do strefy ze stolikami i do stolika, który wcześniej okupowali, ale teraz nikogo tam nie było — pozostały tylko okruszki po pieczonych nuggetsach. Jej przyjaciele mogli się teraz znajdować w dowolnym miejscu, a teren festiwalowy był naprawdę ogromny.

Nie zapomnieliby przecież o niej, prawda? Nie mogli tak po prostu sobie pójść i się świetnie bawić z Novą oraz jej przyjaciółką, nawet nie czekając na Lily — to byłoby co najmniej zdradzieckie. Zawsze uważała ich wszystkich za lojalnych, więc jak mogliby jej zrobić coś takiego?

Usiadła na ławce, by trochę uspokoić drżące ręce i pomyśleć.

Nie znała na pamięć żadnego z numerów do jej przyjaciół, więc pożyczenie od kogoś telefonu nie wchodziło w grę, wątpiła też, by udało jej się gdzieś podładować własny. Najmądrzejsze, co mogła zrobić, to chyba nie ruszać się z miejsca i liczyć na to, że jej przyjaciele sami ją znajdą. Gdyby im się to nie udało do około osiemnastej trzydzieści — musiałaby, rzecz jasna, spytać kogoś o godzinę — mogłaby poszukać dużej sceny i stanąć przy wejściu na nią. W końcu jej przyjaciele za nic nie opuściliby tego wieczornego koncertu Fatalnych Jędz i była spora szansa, że w końcu na nich trafi.

Nie miała pojęcia, ile czasu spędziła na tej ławce, szkicując w swoim notatniku. Słońce zaczęło już zachodzić i niebo przyoblekło się różem, lecz ona ledwo to zauważyła, zbyt pochłonięta cieniowaniem włosów Jamesa, które rozkwitały na kartce. Właściwie było całkiem miło tak posiedzieć nad szkicowaniem i gdyby nie chłód, który zaczął się skradać pod skórę, czułaby się naprawdę komfortowo.

Dopiero gdy ciepła kurtka skórzana przykryła jej ramiona, zauważyła, że nie jest sama.

— James.

Nie była nawet w stanie opisać swojej ulgi na jego widok, więc po prostu go przytuliła, prawie go dusząc — prawie, bo nie była tak silna jak on. On zresztą ściskał ją równie mocno, powoli gładząc jej włosy oraz plecy.

— Nic ci nie jest? Martwiłem się o ciebie.

Pomimo powagi sytuacji Lily poczuła motylki wybuchające w jej brzuchu.

— Nic mi nie jest. Po prostu padł mi telefon i nie mogłam was znaleźć...

— Poszliśmy cię szukać.

Spojrzała na niego odrobinę zaskoczona.

— Och. Czyli musieliśmy się rozminąć.

— No. Już zacząłem panikować.

— Naprawdę?

Nie mogła powstrzymać uśmiechu.

— Oczywiście. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Nie zniósłbym, gdyby coś ci się stało, więc nie gub się więcej.

To „najlepsza przyjaciółka" ukłuło Lily, lecz starała się nie pokazać po sobie rozczarowania. Zamiast tego uśmiechnęła się — prawdopodobnie wyszedł z tego tylko grymas. Prędko zmieniła temat.

honey and smoke | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz