Prolog

344 14 43
                                    

Duże pole otaczał pomarańczowo - różowy zachód słońca. Wiał silny, zimny wiatr. W samym środku tego obrazka stała dwójka ludzi, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

Kobieta na pewno była człowiekiem, miała lśniące brązowe włosy i zielone oczy, jasne jak trawa na polanie w kwiecie wiosny. Stojący na przeciwko niej mężczyzna był jednak istotą, która zaledwie przypominała człowieka, zdradzały go jego szpiczaste długie uszy, błękitny odcień skóry i białe, długie włosy. Oboje wymachiwali rękami, wrzeszcząc na siebie nawzajem.

- Nie możesz nas tu po prostu zostawić, co ja mam z nią zrobić? - krzyknęła kobieta szturchając swojego rozmówcę palcem w pierś.

- Nie wiem, to twoja córka! - odpowiedział mężczyzna strzepując rękę kobiety.

- Twoja też! - Brunetka podniosła głos. - Nie możesz tak po prostu odejść. Ja wiem, że potrzebowałeś tylko chłopca i tej pieprzonej korony, ale nie trzeba było robić sobie ze mną kolejnego dziecka.

- Mylisz się! Córka będzie mi bardzo potrzeba, poza tym dobrze wiesz, że nie chciałem tej korony. - splunął na ziemie. - Nigdy nie miała być moja, tylko Oryna. - mężczyzna lekko złagodniał. - Kocham cię i to bardzo, mam nadzieję, że o tym wiesz. Póki jednak Oryn nie będzie w odpowiednim wieku z odpowiednimi umiejętnościami, nie mogę zrzec się korony, na jego rzecz. Co do naszej córki, będzie potrzebna, tam. - wskazał na las za sobą. - Jest jedyną księżniczką, mimo że potrzeba by ich było więcej.

- Oh to może zrób sobie więcej księżniczek! W końcu masz tam swoje nałożnice, co? - kobieta dalej krzyczała i tym razem uderzyła w klatkę mężczyzny pięścią.

- Uspokój się. - odpowiedział spokojnie, ale stanowczo i chwycił rękę brunetki. - Jesteś moją żoną, kocham tylko ciebie i w życiu bym cię nie zdradził. Musisz jednak w końcu zrozumieć, że mam obowiązki, których wcale nie chciałem, są ode mnie niezależne. - kiedy zobaczył, że mięśnie w ręce kobiety przestały się napinać, puścił jej nadgarstek. - Potrzebujemy jej, cała Jorda jej potrzebuje. Wychowaj ją i wyszkol na dobrą, prawdziwą księżniczkę. Wiesz, jak to zrobić, byłaś na dworze. A gdybyś zwątpiła, to księga dobrych manier mojej prababki. - powiedział i podał żonie opasłą książkę oprawioną w brązową skórę.

- Ale..., ale co? - kobieta nie zdołała wydusić z siebie więcej, kiedy mąż wcisnął w jej ręce książkę.

- Po prostu niech będzie gotowa, wrócę po nią - spojrzał w jej oczy, ale ona odwróciła wzrok. - kiedyś. - dodał i tym razem chwycił ją za podbródek, i zmusił by na niego spojrzała. Kobieta zaczęła się trząść.

- Ale..., ale...al - próbowała wykrzesać z siebie jakieś sensowne zdanie, ale mężczyzna przerwał jej pocałunkiem, a kiedy kobieta odsunęła się i już otwierała usta by coś powiedzieć zobaczyła, że mężczyzny przed nią już nie ma. Uderzyła pięścią w powietrze i cisnęła książką w ziemie, po chwili jednak ją podniosła i otrzepała z brudu.

Kobieta z trzaskiem otworzyła drzwi domu na skraju pola. Jak wichura wparowała do kuchni, gdzie czekały na nią dwie postacie. Dziewczynka, można by powiedzieć, że jej kopia (jedyną różnicą były szmaragdowe pasemka na brązowych włosach i intensywniejszy kolor oczu) i pulchna kobieta w obcisłej, czarnej sukience do kolona i blond włosami upiętymi w ciasny warkocz wokół głowy. Brunetka szybko i skutecznie zamaskowała trzęsienie się jej ciała spięciem wszystkich swoich mięśni.

- Aldora wszystko mi wyjawiła, teraz ty wyjaw mi to czego ona nie mogła. - zaczęła dziewczynka, podchodząc do kobiety o krok, chcąc zmniejszyć dystans między nimi.

- Nie - odpowiedziała chłodno kobieta i położyła opasły tom na jeden z blatów znajdujący się w kuchni.

- Tak - odpowiedziała równie chłodno jej młodsza kopia. - Co to? - zapytała wyciągając zza ucha szmaragdowy kosmyk włosów. - Dlaczego to mam i czemu z roku na rok jest tego więcej? - puściła kosmyk, który swobodnie opadł na jej obojczyk. - Gdzie jest Oryn i Olysseus? Gdzie jest tata? - nie dawała za wygraną.

Szmaragdowe BerłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz