"Zrobisz z nią co będziesz chciał". Czy ja się właśnie przesłyszałam? Poczułam się uprzedmiotowiona. Nie jestem nikogo własnością, hola hola. Co to w ogóle ma znaczyć? Czyżby nasza kochana lisica żegnała się z posadą? I kim do jasnej cholery jest ten nieziemsko przystojny brunet?
biorę głęboki wdech i kieruje się w stronę kuchni.
- Dwie kawy dla Miller - mówię do kucharza, jedynej osoby z załogi która oprócz mnie jest już w pracy. Mężczyzna coś burczy pod nosem, a ja tylko przewracam oczami.
Czekam może z maks pięć minut aż kawy z ekspresu obie są gotowe. Kładę je na złotej, osobistej tacce szefowej i kieruje się z powrotem do gabinetu lisicy.
Lekko pukam. Odpowiada mi cisza, przez myśl przechodzi mi, że może lepiej nie wchodzić.
White skoro to twój ostatni dzień w pracy musisz zrobić wszystko żeby Cię zapamiętali, nie koniecznie dobrze - myślę i otwieram cicho drzwi. Kieruję się wprost do siedzącej przy biurku dwójki. Dziwne... dlaczego lisica siedzi na miejscu gościa, a nieznajomy na miejscu szefowej. Zamyślona staje przy Pani Miller i kładę obok niej filiżankę, jaką? Złotą!
Może przejął udziały... Albo ją szantażuję seks nagraniami... - myślę. Niestety moje myśli za bardzo zaprzątają mi głowę i już po chwili w pomieszczeniu słuchać siarczyste przekleństwa w moją stronę. Filiżanka którą miałam stawiać przed brunetem przechyla się lekko w mojej dłoni. A ciepła substancja ląduje na spodniach i koszuli bruneta.
- No i mnie zapamiętają - burczę pod nosem.
Pani Miller surowym spojrzeniem wypala mi dziurę w głowie. Pewnie sobie wyobraża jak wbija mi nóż między oczy. Kiwam głową rozwiewając tę myśl i spoglądam na ofiarę mojego niezdarnego wypadku. Mężczyzna zły do szpiku próbuje wytrzeć chusteczką plamy.
- Może pomogę? - pytam.
Zbliżam się do bruneta. Łapię za ręcznik i wycieram mu spodnie na udach.
- Dziewczyno, to moja marynarka! - wrzeszczy. Wstaje z krzesła i trzaskając drzwiami wychodzi z pomieszczenia.
- No ładnie Hopeless - mówi kąśliwie szefowa. - Co ty masz na sobie?!
Jej krzyk słychać prawdopodobnie na całą okolice, a ja wzdycham tylko z rezygnacją i kręcę kłową myśląc: będzie dobrze. Chociaż nie do końca wierzę w te słowa.
***
Śmiech blondynki rozbrzmiewa na całą salę. Paru gości siedzących najbliżej baru zerka w naszą stronę. Pewnie myślą, że jakaś niezrównoważona pannica udaje konia, no ale cóż to tylko Sam.
- Stara, jeżeli to na prawdę jest twój ostatni dzień tutaj to pokazałaś się z bardzo dobrej strony - zaznacza cudzysłowem w powietrzu "bardzo dobrej" i powtórnie wybucha smiechem.
Czerwinie się na słowa brunetki. Gdy tylko brunet wyszedł ja wyszłam na dwór się przewietrzyć. Było mi tak bardzo ciepło. Skóra mnie niemiłosiernie paliła i gęsia skóra, która pojawiła się przy dotknięciu ud mężczyzny, nie chciała mnie opuścić dobre dwie godziny. Na szczęście Sam pojawiła się chwile przed dwudziestą. Opowiedziałam jej historię od pływaniu w brudnej kałuży, aż do wyjścia z gabinetu dopiero teraz, po dwudziestej drugiej, bo znalazła się akurat chwila wolnego między zamówieniami. W monologu ominęłam tylko gęsią skórkę i róż na policzkach. Zostawiłam to dla siebie.
- Poproszę mojito - chrapliwy głos dobiegł tuż z nad mojego ucha.
Ciężki oddech mężczyzny łaskotał moją skórę Przyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało. Poznałam ten głos. To mężczyzna z gabinetu lisicy. Sam wywnioskowała po mojej idiotycznej minie, że to mężczyzna z dzisiejszej historii i incydentu sprzed czterech tygodni.
CZYTASZ
Mojito
RomanceGdy White szczęśliwie zdaje maturę i kończy szkołę średnią, postanawia wyjechać, by odnaleźć samą siebie. Pozostawia nadopiekuńczych rodziców, ukochaną babcie w której zawsze miała wsparcie, znajomych z którymi wieczorne przechadzki były jedyną możl...