ii. feel something

143 22 51
                                    

Minęły dokładnie dwa dni od pamiętnego spotkania po latach z Bakugo i właśnie tyle dni, Midoriya Izuku potrafił powstrzymać swoją ciekawości.

Nie był do końca pewien, jakim cudem udało mu się opuścić akademik, zaraz, gdy do niego wszedł, zmieniając swoją dotychczasową, ustaloną jak co dzień trasę. Jego czerwone ponad kostkę Conversy popiskiwały cichutko, gdy przeskakiwał co drugi stopień, wspinając się po schodach w celu ponownego wejścia na swoją uczelnię. W szklanych drzwiach minął się z niejaka Miną Ashido, którą poznał w drugim semestrze pierwszego roku przy okazji wystawy malarskiej, jaką dziewczyna zorganizowała wraz z samorządem uczniowskim. Jej bujne, zawsze kręcone i pofarbowane na różowo włosy podskakiwały przy każdym jej najmniejszym ruchu, nawet wtedy, gdy odmachiwała pędzącemu jak na złamanie karku Midoriyii.

Hol, w którym zaraz się znalazł prawie święcił pustkami. Gdzieniegdzie widział nowych i starych studentów, z kolorowymi torbami poprzewieszanymi przez ciała i zmierzającymi w stronę wyjścia. Zwinnie wyminął ich wszystkich, skręcając w boczny korytarz. Zaczerwienił się po uszy, spoglądając w miejsce, w którym doszło między młodymi mężczyznami do pierwszej interakcji po latach. Czuł piekący żar na czubka swoich uszu, machając na boki głową, próbując odgonić od siebie niesforne myśli zalewające jego umysł. Zwolnił kroku dopiero przy ostatnim zakręcie. Westchnął głęboko, próbując uspokoić skołatane serce. Izuku nigdy nie był najlepszym sportowcem, to mógł powiedzieć każdy, dlatego też ten, choć można by pomyśleć, że dość stosunkowo krótki maraton, jaki odbył, sprawił, że chłopak poczuł się nagle naprawdę wyczerpany... a może jednak nie chodziło tu tylko o bieg?

Podszedł bliżej szklanej szyby w drzwiach prowadzących na salę. Jego loczki zatańczyły na jasnym czole i wpadły mu na oczy, gdy wychylił głowę na bok, próbując zajrzeć w głąb sali. Spoglądał w każdy kąt, poszukując całego zespołu. Chłopak w ciemnych włosach, dziewczyna z gitarą i szatynka przy klawiszach. Kogoś mu brakowało...

—Szukasz czegoś nerdzie?

Głos zza jego pleców skutecznie sprawił, że wystraszony piegowaty, aż podskoczył na miejscu, z lekkim piskiem.

— Kacchan, nie strasz mnie tak! — zawył żałośnie, czerwieniec się ze złości, ale poniekąd też i z zawstydzenia.

Dopiero teraz do niego doszło...

Czy on naprawdę przebiegł ten maraton, by zobaczyć się z Bakugo?

Och Boże, Boże Izuku...

Piegowaty miał chęć zapaść się pod ziemię, czując, jak jego ciało nagrzewa się i aż prawie bucha para jak z kotła w piekle. Próbował się uspokoić, gniotąc palce dłoni, ale samo przypomnienie sobie, że Bakugo nadal tu jest i ciągle na niego patrzy, nie poprawiało niczego.

— Wchodzisz, czy będziesz się chować za szyba i udawać, że cię nie widać? — Blond brew powędrowała do góry, wraz z kącikiem ust blondyna. Bakugo wyglądał, jakby dobrze się bawił, wprawiając w jeszcze większe zakłopotanie niższego chłopaka.

A ten nie umiał wtedy zrobić nic więcej, jak przejść cichutko przez uchylane przez Bakugo drzwi, obiecując sobie w myślach, że kiedyś uda mu się, chociaż w małym stopniu lepiej zapanować nad swoimi emocjami.

~♡~

Próba zespołu powoli zaczynała trwać w najlepsze, gdy zielonowłosy przeskakiwał z jednej osoby na drugą. Pierwszy raz był świadkiem takiej chwili. Nigdy nie odważył się przychodzić na spotkania koła muzycznego w poprzedniej szkole ani tym bardziej na próby jakiegokolwiek zespołu. Niesłychanym szczęściem było dla niego to, że mógł u być, a to wszystko za sprawką blondyna, który sobie prawdopodobnie nie zdawał sprawy, że jego drobny przyjaciel z dzieciństwa, w środku aż trzęsie się z emocji, zapisując krzywymi literkami kolejną stronę swojego notatnika. Pogrążył się w zapiskach do tego stopnia, że nawet nie zauważył, gdy dźwięki przestały wydobywać się z instrumentów, a muzykę zastąpił delikatny szum rozmów prowadzonych przez członków zespołu. Długopis o cienkim rysiku gładko sunął po kartce, gdy kreślił następne znaki, stukając przy tym podeszwą buta o podłogę i mrucząc cicho pod nosem. Midoriya będący w swoim transie, wyglądał zabawnie i uroczo, łapał się za podbródek jak mędrzec, przeczesywał loki na czole, ciągnąc za nie delikatnie zawsze, kiedy dłużej nad czymś myślał. Marszczył brwi w zastanowieniu i wyrzucał je do góry, gdy tylko w jego głowie zaświeciła się żaróweczka z pomysłem, który prawdopodobnie nie wyrzuci z głowy przez parę kolejnych godzin jak nie dni. Ciągnął poirytowany za sznureczki od bransoletki i pstrykał długopisem, niekiedy gryząc jego końcówce, tak, jakby to wszystko było jednym długim, cholernie potrzebnym rytuałem prowadzącym do jego sukcesu.

we fell in love in october • bakudeku [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz