Rozdział 5

219 20 3
                                    

Scott:

Po rozmowie z Isaaciem,  ja i Liam udaliśmy się na szkolne boisko do lacrossa. Po drodze rozmawialiśmy o jutrzejszym patrolu, aż w końcu Liam zaczął temat Isaaca.

-Ten Isaac wydaje się całkiem w porządku- zaczął niepewnie.

-W porządku to za mało powiedziane. Isaac jest naprawdę fajny, oraz jest a raczej był dobrym przyjacielem- rzekłem spuszczając głowę w dół.

-Nie martw się Scott, wasze drogi jeszcze kiedyś się zejdą.

-Kiedy? Za rok, a może cztery lata. Ja go chcę teraz, potrzebuję go.

-Jak tak tęsknisz to jedź do niego.

-Nie mam kiedy. Studia, wataha, praca u Deatona. Tego jest za dużo.

Przez kilka kolejnych minut szliśmy w ciszy. Była ona bardzo niezręczna, bynajmniej dla mnie. Gdy byliśmy na boisku odezwał się Liam.

-Scott. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze, nawet w najgorszej sytuacji. Pamiętaj zawsze ci pomogę.

-Dzięki- odpowiedziałem mu po czym zaczęliśmy trening.

Liam stawał się coraz lepszy, zasługiwał na bycie kapitanem drużyny. Chyba że Nolan wtrąci swoje cztery zdania i nici z tego.

***

Wróciłem do domu o 21.30. Ku mojemu zdziwieniu, Liam chciał u mnie przenocować, bo Theo musiał gdzieś pojechać. A ja jako dobry kumpel i alfa zgodziłem się. Byłem zadowolony bo od wyjazdu Lahey'a nikt u mnie nie nocował, więc no- cieszyłem się. W przeciwieństwie do mojej mamy. Ona ciągle była zła na niego za to że pomógł Theo mnie zabić. Mineły dwa lata a ta dalej obrażona. Nie może zrozumieć że ludzie się zmieniają.

-Cześć mamo, Liam śpi dzisiaj u mnie- krzyknąłem zamykając drzwi.

-Scott, jesteś pewien że chcesz aby tu spał- zapytała krzycząc z kuchni.

-Tak mamo, ufam mu. Tak samo jak Theo. Zrozum oni się zmienili.

-Wmawiaj sobie dalej- powiedziała wchodząc do kuchni.

-Dobry wieczór- odezwał się mój beta.

-Witaj Liam- powiedziała zirytowana.

-Nie może pani zrozumieć że ja naprawdę się zmieniłem. A wtedy to zrobiłem bo...

-Bo byłeś zły że Scott nie przemienił Heyden i napuścił cię Theo. Bla bla bla... Długo jeszcze będę słuchała tej samej śpiewki.

-Aż pani zrozumie i uwierzy.

-Dobra, dobra. Chcecie coś jeść- zapytała rodzicielka zaglądając do lodówki- Mam ser, szynke i jakiś sos, zrobię wam tosty- dodała nie dając możliwości odpowiedzieć na pytanie. 

Zjedliśmy kolację i pożegnawszy się z moją mamą poszliśmy do pokoju. Po treningu byłem przepocony więc postanowiłem wsiąść prysznic, tym samym zostawiając Liama samego w pokoju. Miał przygotować sobie materac do spania a zresztą przecież nie wziął bym go ze sobą do łazienki. Ciepła woda spływała po moim ciele zabierając cały nie przyjemny zapach. Gdy już miałem wyjść z brodzika usłyszałem krzyk Liama.

-Nosz kurwa-  krzyknął- Scott?

-Coś się stało- odpowiedziałem ubierając na siebie luźne dresy.

-Masz zapasowy materac?- zapytał, a ja zaśmiałem się pod nosem. Wyszedłem z łazienki i wskazałem mu szafę w której znajdował się wspomniany przedtem przedmiot. Gdy już beta rozłożył się postanowiłem że pójdę spać. Odwinąłem rombek kołdry i delikatnie wsunąłem się pod pościel. Nie musiałem czekać zbyt długo aby odpłynąć w kraine Morfeusza.

My Anchor|ScisaacOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz