Rozdział 7.

208 15 8
                                    

Scott:

Obudził mnie dzwoniący telefon. Był to Theo. W lekkim szoku wcisnąłem zieloną słuchawkę.

-Coś się stało-zapytałem zaspanym głosem.

-Przepraszam ale nie mogę pójść na patrol. Jestem chory. Znaczy to tylko mała gorączka ale znasz Liama- zaśmiał się Reaken.- Mała gorączka- wtrącił się Dunbar.

-Oh rozumiem. Pójdę za ciebie.

-Dzięki stary.

-Kuruj się- powiedziałem po czym rozłączyłem się. Wstałem najdelikatniej jak umiałem z sofy by nie budzić Isaaca. Napisałem liścik i z pośpiechem wyszedłem a właściwie wybiegłem z domu. Uprzedziłem Masona o tym że Theo nie będzie na patrolu i pojechałem pod rezerwat Beacon Hills. Patol minął nam spokojnie, aż wydawało się to dziwne. Nie spotkaliśmy żadnego łowcy ani nie było żadnych pułapek. Cieszyłem się że chociaż raz odpuścili ale obawiałem się tego że dzisiejszy dzień jest ciszą przed burzą. Ale obym się mylił. Po skończonym patrolu udałem się do sklepu na małe zakupy. Planowałem zrobić kolacje dla Isaaca w ramach rekompensaty za moją nie obecność. W spożywczaku kupiłem jakiś makaron i sos. Chciałem zrobić spaghetti. Może on tego nie wie ale jestem mistrzem w robieniu tej potrawy. Wróciłem do domu i najciszej jak umiałem udałem się do kuchni.

- Scott- powiedział Isaac kiedy wszedłem do salonu. - Coś się stało? Jesteś jakiś przygaszony.

-Nie nic się nie stało.

-Napewno?

-Tak.

-Niech będzie...

-A wiesz co. Jest jeden problem. Pusta lodówka. Mógłbyś pojechać na zakupy?- Świetna wymówka żeby odciągnąć go od domu.

-Jasne, napisz co mam kupić- powiedział  i podążył w stronę drzwi.

-Isaac- zatrzymałem go.

-Hm?

-Masz tu trochę pieniędzy, i uważaj na siebie. Proszę.- powiedziałem i delikatnie pocałowałem go w polik. Chłopak wyszedł z mieszkania i wsiadł do swojego auta. Napisałem mu jak najdłuższą listę zakupów aby był jak najdłużej poza domem. Gdy był już w dużej odległości od domu wziąłem się za robienie spaghetti. Na szczęście potrzebne składniki miałem. Skończyłem około 22.30. Nakryłem do stołu, uszykowałem lampki wina i zapaliłem świece. Isaac napisał że niedługo będzie więc nie zostało mi nic innego jak czekać.

***

-Wróciłem- krzyknął chłopak z przed pokoju zakluczając drzwi.

-Pomogę ci- rzekłem i skierowałem się do chłopaka.

-Dzięki- powiedział i poszliśmy w strone kuchni. Gdy byliśmy już w drzwiach, Isaacowi odebrało mowę. Wpatrywał się w stół z niedowierzaniem.- Po co ta kolacja?-zapytał ze łzami w oczach .

-Za to że zostawiłem cię i poszłem na patrol. A zresztą chciałem porozmawiać.

-Nie musiałeś robić kolacji.

-Chciałem pochwalić się jak świetnie gotuje.-zaśmiałem się i puściłem mu oczko. Usiedliśmy do stołu i zajadaliśmy się makaronem.

-Mmm jakie to pyszne- powiedział nie wyraźnie i z pełnymi ustami.

-Cieszę się że ci smakuje.- uśmiechnąłem się wystawiając zęby.

-A jak tam było na patrolu.

-Właściwie to było spokojnie. Nic się nie działo.

-To dobrze. Aaa dlaczego Theo nie mógł iść na patrol?

My Anchor|ScisaacOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz