8.

134 12 0
                                    

Isaac:
Po kłótni ze Scottem poszedłem do jego pokoju i zamknąłem sie w nim, trzaskając przy tym drzwiami. Rozłożyłem materac i bez przedłużania poszedłem spać. Obudziłem się wcześnie rano, rozejrzałem się po pokoju a gdy mój wzrok utkwił na śpiącym Scotcie, przypomniałem sobie wczorajszą kłótnie. Wstałam z materaca i sprzątnąłem go po czym zacząłem się pakować. Skoro Scott mnie to nie chce nic innego nie trzyma mnie tu. Postanowiłem wyjechać ale już nie wracać. Gdy spakowałem się, napisałem list dla niego.

"Jeśli to czytasz to znaczy że wyjechałem. Tak wyjechałem. Wyjechałem bo byłem tu nikomu  nie potrzebny, nie miałem swojego stada ani przyjaciół. Wiedz jednak że cieszę się że cię spotkałem i wyznałem miłość. Cieszę się że przez te kilka godzin byłeś moim chłopakiem, choć tego nie uzgodniliśmy... Pamiętaj jednak że cię kocham i zawsze będe kochać.

                                                                       
                 Twój Isaac"

Zacząłem płakać i kilka łez spadło na kartkę. Napisany list położyłem na łóżku chłopaka, pocałowałem go delikatnie w czoło I zszedłem z walizką na dół najciszej jak umiałem. Miałem nadzieję że nikogo nie spotkamy już ale się myliłem. W kuchni przy stole siedziała Mellisa.
-Dzień dobry Isaac. Wybierasz się gdzieś?- zapytał się kobieta.
-Dzień dobry. Tak, znalazłem sobie mieszkanie i postanowiłem że sie przeprowadzę żeby wam nie przeszkadzać.
-Pamietaj że nigdy nam tu nie przeszkadzasz i zawsze będziesz mile widziany.
-Dziekuje- powiedziałem po czym przytuliłem Mell.- Oh już tak późno. Zaraz mam spotkanie z właścicielem. Muszę już iść- rzekłem i wyszedłem z mieszkania. Musiałem kobietę okłamac bo nie chciałem łamać jej serca. Wsiadłem do auta i szybko kierowałem się w stronę wyjazdu z miasta.
***
Gdy już byłem za miastem usłyszałem jak dzwonił mi telefon. Był to Stiels. Nie chciałem odbierać bo bylem przekonany że Scott mu powiedział o wszystkim. Wcisnąłem czerwoną słuchawkę a po chwili jakiś pajac na motorze zajechał mi drogę i musiałem  się zatrzymać.

-Ej uważaj jak jeździsz- krzyknąłem wkurzony wysiadając z auta.

-

Sory- powiedział nieznajomy zdejmując kask i zaczął zbliżać się do mnie.

-Scott?- zapytałem zdziwiony- Co tu robisz

-Szukałem cię.

-Po co?- zapytałem ze spływającymi łzami

-Nie zapytałem się ciebie o coś.

-Czyli...

-Chciałem wiedzieć czy będziesz moim chłopakiem.-powiedział Scott irozbeczał

Ej uważaj jak jeździsz- krzyknął wkurzony wysiadając z auta. Widocznie mnie nie poznał.

-Sory- powiedziałem zdejmując kask i zacząłem zbliżać się do chłpaka.

-Scott?- zapytał zdziwiony- Co tu robisz.

-Szukałem cię.

-Po co?- zapytał ze spływającymi łzami.

-Nie zapytałem się ciebie o coś.

-Czyli...

-Chciałem wiedzieć czy będziesz moim chłopakiem.-rozbeczałesię jak małe dziecko.

-Scott... Tak, tak będe twoim chłopakiem-powiedziałem po czym przytuliłem go a następnie złączyłem nasze usta w pocałunku.

-To co wracamy do domu?

-Tak-odpowiedziałem wsiadając do auta. W tym momencie do mojego pojazdu  podeszli łowcy.

-No no Scott-powiedziała ich przewodnicząca- Przyprowadziłeś nam kolegę. Zabrać go!- wydała rozkaz. Jeden z nich wstrzyknął mi coś w szyję i nic więcej nie pamiętam z tamtego wydarzenia.
***
Obudziłem się na zimnej posadzce w ciemnym i ciasnym pomieszczeniu. Na jednej ze ścian były kraty, tak jak w więzieniu. A na przeciwko stała kanapa i fotel, obok którego był schody. Zupełnie nie wiedziałem gdzie jestem. Może to była jakaś piwnica a może jakiś stary dom. Rozglądając się po pomieszczeniu usłyszałem czyjeś kroki.

-Jesteś Isaac, prawda?- zapytała cię ciemnoskóra kobieta.

-A ty Monroe?

- Nie uczyli cię że nie odpowiada się pytaniem na pytanie?

-Jakoś nie specjalnie. Moja edukacja skończyła się na 3 roku więc sama wiesz...

-Dobra ucisz się.- powiedziała po czym weszła do celi i podeszła do mnie przykuwając moje ręce do kraty.

-Co ty wyprawiasz- krzyknąłem.

-Zachowuje wszelkie środki ostrożności- uśmiechnęłam się a ja zaryczalem gdy założyła mi kolczasty opaskę na głowę i ją zacisnęła. Krew z głowy zaczela lecieć mi strumieniami a ciemnoskóra stała i śmiała się. Wyglądało to tak jakby mój ból dawał jej ogrom satysfakcji. Zamknąłem oczy i próbowałem się zregenerować gdy nagle uścisk na mojej głowie i rękach się rozluźnił. Otworzyłem oczy i odetchnąłem z ulgą jak zobaczyłem że łowczyni idzie na górę. Miałem nadzieję że to już koniec. Wysunąłem pazury i rozciąłem kawałek bluzki alby wytrzeć krew z twarzy i rąk. Złapałem się za tył głowy i oparłem o ścianę, zjeżdżając w dół. Leżąc tak na zimnyn rozmyślałem o Scotcie i o tym czy zdąży mnie uratować. Leżałem tak chyba kilka godzin, a gdy chciałem zasnąć przed twarzą pojawiała mi się Monroe. W ręku trzymała bat i paralizator.
-Zajebiscie- powiedziałem gdy kobieta mnie zaczęła podnosić. Na nowo przykuła mnie do kraty, tylko że tym razem zrobiła to samo z szyją i nogami abym się nie wiercił. Podniosła bat i zaczęła mnie nim bić. Bolało to w cholere, ale to nie to było najgorsze. Najgorsze było to że nie mogłem się uleczyć bo miałem kolczaste kajdanki. Z kolejnym uderzeniem czułem jak rozrywa mi się skóra i ucieka mi życie.
Gdy kobieta skończyła uderzać, wzięła paralizator i wstrząsała mną. Po kilku mocniejszych wstrząsach zemdlałem.

My Anchor|ScisaacOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz