𝖵𝖨𝖱𝖨𝖣𝖨𝖳𝖸

352 45 6
                                    

naive innocence

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

naive innocence

– Przyjdzie, przestań się tak stresować – zarzucił Kaeya, upijając łyk wina z lampki, którą poruszał po chwili kolistymi ruchami.

– A jak nie? Minęło już tyle czasu... Może jest na mnie zły. – Nerwowo złapał się za głowę, nadal trzymając w jednej dłoni mały bukiet polnych kwiatków, związanych srebrną wstążeczką.

– Dałeś mu powód, by był? – Teraz odezwał się Diluc, opierający się o bar. Bard pokręcił głową, na co odrzekł: – Dramatyzujesz.

– Eh... – stęknął, czując jak łzy zbierają mu się w kącikach oczu.

Słońce zaszło już dawno temu, przestając ogrzewać swoimi ciepłymi, muskającymi promieniami, pozostawiając po sobie chłodno niebieskie niebo, obfite w migoczące gwiazdy. Och, ukochał przecież tę scenerię, wpatrując się w nią zawsze z niebywałym rozczuleniem, znajdując w niej często inspirację do kolejnych, długich ballad i słodkich wierszy – tak teraz w jego sercu gościło jedynie ciężkie rozgoryczenie, rozlewające się po całym organizmie i gasząc doszczętnie jego wcześniejszy dobry humor, kiedy jego turkusowe, zaszklone oczęta spotykały się z zimnym sklepieniem. Nie miał ochoty nawet pić, chociaż Diluc postawił przed nim butelkę, nie każąc oddawać mu pieniędzy, co nie zdarzało się często. Venti pogrążył się w przeokropnym przygnębieniu, oglądając ludzi przechadzających się beztrosko po ulicach miasta, chodzących od jednego kolorowego stoiska do drugiego. Puszczane przez dziewczęta, zdobne wianki dryfowały na tafli rzeki, a świeczki do nich przyczepione dodawały im tylko uroku, jednak bard nie potrafił dostrzec w nich czegoś więcej, jakiegoś, chociażby, ulotnego symbolu przemijającej młodości. Wszystko stało się nagle...przedziwnie nijakie. Może nie tyle bez znaczenia, co nieciekawe. Mdłe.

Tyle sobie obiecywali, że razem spędzą ten wieczór. Każdy plac pozastawiany był straganami ze słodkościami wszelakiej maści lub z czymś bardziej treściwszym, co i rusz dało radę znaleźć osoby wróżące za niewielkie sumy pieniędzy. Było tyle rzeczy do obejrzenia i zrobienia, że oboje zgodnie przyznali po przewidzeniu, że raczej nie uda im się oblecieć całości. Snuli co lepsze plany, jak dokładnie spędzą tę specjalną noc. Venti'emu rozgrzewała się pierś na samą myśl o tym, by chociażby spojrzeć na niego, w świetle lampionów, z wiankiem na głowie i odświętnym ubraniu, by zabrać go po wypiciu razem butelki drogiego wina w odosobnione miejsce, by coś mu przekazać – a na noc, ciepła, lipcowa, tak wychwalana jako czas radości i miłości, wydawała mu się odpowiednim na to momentem. A koniec końców...blondyn nie pojawił się. Było to oznaką zniechęcenia? Raptownego rozmyślenia?

Bard nie wiedział, co ma ze sobą począć. Opuściła go wszelaka chęć, by oglądać wesołych ludzi, śmiejących się do swoich partnerów, dzieci biegające z nowymi zabawkami. Nudziło go to. Każdy z osobna wydawał mu się taki sam. Identyczny. Do obrzydnięcia. I choć nie powinien wyolbrzymiać zaistniałej sytuacji do tego stopnia, by rozpłakać się z bezsilności, było mu bezsprzecznie przykro. Nie miał pojęcia, co było przyczyną absencji Aethera. Przecież rano, skoro świt, gdy go widział, wymienili czułe, poruszające spojrzenie. Nie pojawiłby się tylko z jakiegoś naprawdę poważnego powodu...

⟬✓⟭ Aesthete | Aether x Venti Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz