Leżymy na kanapie przed telewizorem w mieszkaniu bruneta. Na ekranie leci powtórka jakiegoś meczu, który nas kompletnie nie interesuje. W głowie cały czas analizuję naszą wcześniejszą rozmowę i domyślam się, że chłopak robi to samo.
-Kai? -pytam, nie zaprzestając zabawy jego kręconymi włosami. Czuję na sobie jego błękitne tęczówki, którymi zadaje mi nieme pytanie.
-Przecież obydwoje wiemy, co musisz zrobić. -po chwili przerywam milczenie. -To dla Ciebie ogromna szansa, masz możliwość zagrania w jednym z najlepszych klubów Europy, przecież to twoje marzenie. Nad czym tak właściwe się zastanawiasz? -przez cały czas czuję na sobie wzrok mojego przyjaciela, a po chwili słyszę westchnienie.
-Masz rację tylko, że tutaj mam wszystko. Rodzinę, przyjaciół, dziewczynę, znajomych. Spędziłem tu całe życie, to trudne. -ciężko patrzeć na smutnego Kaia, on zawsze myśli pozytywnie, a teraz jest załamany.
-Gdzie się podziało twoje pozytywne myślenie, Havertz? W naszej przyjaźni to ja jestem od pesymistycznych myśli. -zaśmiałam się, a po chwili zobaczyłam ledwo widoczny uśmiech chłopaka.
-Nie masz co się przejmować rodziną, bo oni cię zrozumieją, zresztą tak samo przyjaciele, a Soph na pewno wyprowadzi się z Tobą. Praktycznie będziecie mogli przejść na wyższy etap w waszym związku. -podsumowuję swoją wypowiedź wymownym uśmiechem, na co brunet przewraca oczami.
-Wiem, że masz rację, ale nie wyobrażam sobie dnia bez Ciebie, Jule czy rodziców. -na jego twarzy ponownie pojawia się smutek.
-Będziemy siebie nawzajem odwiedzać, zobaczysz, jeszcze będziesz miał nas dość. Zanim się obejrzysz, a wtargnę do Twojego nowego mieszkania z całym składem Leverkusen i pokażemy londyńczykom jak się bawić. -zaśmialiśmy się.
*miesiąc później
-O proszę! Kto raczył zadzwonić? -pytam z udawaną złością bruneta na ekranie mojego telefonu.
-Nie chciałem Ci przeszkadzać. -mówi ze skruchą.
-Jakoś wcześniej nie miałeś z tym problemu i wpraszałeś się do mojego mieszkania. -śmiejemy się we dwójkę.
-Nigdy nie narzekałaś. -wzrusza ramionami.
-Przy tobie. -mówię cicho, ale tak, aby chłopak to usłyszał.
-O ty wredna zołzo. - udaje oburzonego, ale i tak widzę to rozbawienie w oczach.
-Dobra, a teraz opowiadaj jak tam w Londynie, a przede wszystkim jak wytrzymałeś tydzień bez mojej osoby?
-Potrzebowałem trochę odpoczynku od Ciebie, moje zdrowie psychiczne dużo na tym zyskało. -mówi z powagą.
-Tobie już nic nie pomoże. -słyszę w tle głos Sophie, a gdy widzę oburzoną twarz chłopaka, wybucham głośnym śmiechem.
-Dobra, dobra. A tak na serio to umierałem w trakcie lotu, nigdy więcej z wami nie piję. Dobrze, że lot był krótki.
-Weź, nic nie mów, ty się zmyłeś przed pierwszą, a to, co się działo później... -śmieję się na wspomnienie pożegnalnej imprezy dla piłkarza.
-Aaa słyszałem co nieco o tym. -śmieje się brunet.
-A tak zmieniając temat, widziałaś się może z moimi rodzicami? -pyta z zainteresowaniem.
-Tak, ostatnio wpadłam do nich na chwilę. -mówię, wspominając wizytę w rodzinnym domu Kaia.
-Jak sobie radzą? Wczoraj z nimi rozmawiałem, ale wiesz, jacy oni są. -chłopak kręci głową na boki.