10

34 3 1
                                    

10

- Witaj synu – mężczyzna nawet nie spojrzał w stronę przybyłych. Jedynie nadal jadł owoce podane mu w złotym flakoniku. Jego ton był tak obojętny, że to aż nie do pojęcia.

- Witaj ojcze – Luka nie miał pewności, czy się przywitać czy siedzieć cicho jak mysz pod miotłą. Stresowało go jedynie to, czemu ojciec starszego wygląda jak jego kopia, a na dodatek tak jakby byli rówieśnikami. Jednak nie śmiał o to pytać, stał tylko i czekał na rozwój wypadków – To jest Luka – wskazał na dzieciaka, a ojciec odwrócił głowę i się uśmiechnął.

- Witaj w naszych progach kochanie. Miała być uczta na twą cześć, ale mój syn nie oddzwonił i nie dał mi wytycznych – te słowa uderzyły w starszego dość mocno. Wiedział, że o czymś zapomniał, ale nie mógł ogarnąć o czym. Aż do teraz. Było mu bardzo wstyd z tego powodu.

- Wiesz ojcze, nie miałem czasu podczas opieki nad nim.

- Tak, a co? Chłopak nie mógł siedzieć obok, jak byś dzwonił?

- Dobra, zapomniałem – odparł pokonany, po czym ojciec pokiwał niezadowolony głową.

- Jak tak nieodpowiedzialny dzieciak ma rządzić, powiesz ty mi?

- Wybacz. To się nie powtórzy – stary brzmiał na skruszonego, jednak ojciec przewrócił oczami.

- Nie mówię do ciebie. Pytam omegę.

- Coo? – Luka został wybity z tropu już zupełnie.

- Pytam czy wyobrażasz sobie, by mój syn był dobrym władcą – monarcha odwrócił się do niego i wyglądał na oczekującego.

Młodszy czuł, że jest pod jakąś ścianą. Nie mógł od tak palnąć, że nie zna Petrocka na tyle, by ocenić ani, że nie zna się na polityce. Bo choć jedno i drugie było prawdą, raczej nie pozwoliłoby mu wyjść z twarzą. Spojrzał na starszego szukając jakiejś pociechy czy ratunku, ale ten stał jak na szpilkach i nie wyglądał tak spokojnie, jak zawsze. Był lekko zmartwiony. Świetnie, już po przekroczeniu progu jest stawiany przed zagwozdką. Wypadałoby w sumie bronić starszego, tylko jakby nie wyjść na lizusa? On nigdy nie miał gadanego, więc musiał kombinować. Król na pewno nie chce zbyt długo czekać.

- Tak. Uważam, że tak... Jest cierpliwy i uparty, i sporo wie.To chyba dobre cechy – mówił pierwsze, co uznał za znośne. Mógł tylko się podlizywać, bo nie wpadł na nic lepszego.

Monarcha mruknął coś pod nosem, jakby do jednej z dziewczyn, po czym dodał:

- Bal jutro.

I machnął ręką tak, jakby odprawiał służbę.Petrock nie czekając na nic wziął chłopca za rękę i poszedł w stronę korytarza. Kiedy byli dość daleko od komnaty, warknął oburzony.

- Czemu on ma focha? Co ja mu zrobiłem, że teraz jest obrażony na mnie – warknął pod nosem lekko rozdrażniony, przez co z jego pleców wysunęły się ostre kolce, a ogon zaczął świecić. Kiedy jednak przypomniał sobie, że obok stoi Luka szybko się opanował.

Chłopak lekko odskoczył, gdy to zobaczył. Ale nie zamierzał tego komentować.

- Nie wiem. Może serio jest zły, że nie oddzwoniłeś – czuł, że stąpa po cienkim lodzie, jednak postanowił być szczery. Nie miał zamiaru się w to mieszać ale czuł, że obydwoje chcą, by objął stronę.

- Tak, tylko że powinien dać spokój jak powiedziałem, że się tobą zajmowałem. Tak jak kiedy moi bracia zawalają jakąś sprawę i tłumaczą, że siedzą z uległym?

Petrock był lekko podburzony niesprawiedliwością ojca, której nawet się nie spodziewał. Za to Luka poczuł się jak jakaś karta przetargowa, co było nie do końca miłe do zniesienia. Postanowił to przemilczeć i uznać, że znowu coś się mu zdaje. Starszy wziął klika głębszych wdechów, po czym zwrócił się do malucha – wybacz, że tak reaguję, ale to jest stresujące.

- Rozumiem – odparł beznamiętnie, przez to starszy niestety musiał powoli przemyśleć, co znowu zrobił nie tak. Ciężko mu było ogarnąć. Jest tak beznadziejnym właścicielem, że chłopcu ciągle coś nie pasuje i jest coś smutny czy lekko naburmuszony.

- Wszystko okej? – chciał brzmieć miło i troskliwie, ale lekko miał dość tych ciągłych humorków młodszego.

- Tak. Po prostu też się tym wszystkim denerwuję. Nawet chyba bardziej niż ty. Nie chcę być utrapieniem - mruknął szczerze, po czym zaczął mówić dalej, lekko się wahając – Ale weź mi powiedz, czy ty nie ściągnąłeś mnie tu tylko dla poklasku. By być podziwianym i by mieć wymówkę, jak coś zawalisz?

- Co, nie! Nigdy bym tak nie postąpił! To byłoby bezczelne. Janaprawdę chcę mieć kogoś do zaopiekowania się i kochania, a nie jak przepustkę – objął chłopca i cicho dodał – Przepraszam, że zawiodłem.

Młodszy usłyszał to i zrobiło mu się bardzo głupio. Czemu ciągle zakładał złą wolę starszego i to, że ma szczere intencje? Westchnął więc i odparł:

- To ja przepraszam za te ciągłe fochy i domniemywanie najgorszego.

- Boisz się, więc masz prawo być niepewnym.

- Robisz co możesz, by to zmienić. Ja ci utrudniam to ciągle nie mówiąc, co i jak, i doszukuję się złej woli wszędzie.

- Czyżby syndrom oblężonej twierdzy? – zapytał troskliwie, po czym dodał – w twoim przypadku to usprawiedliwione. Zostałeś porwany przez kosmitę.

- Poleciałem z własnej woli. Nie szczyć się porwaniem, które nie miało miejsca – podroczył się wesoło, szturchając starszego w bok. Ten poczochrał go.

- Dobra, dobra mała różnica







Ups! Żegnaj ziemioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz