3.

20 2 7
                                    

W poprzednim rozdziale:

---------------------
— my musimy znikać, pa!— George znów był porywany przez Sapnapa. Po chwili już był na zewnątrz. Podeszli do koni i od razu na je weszli
— zaprowadź nas do jakieś rzeki
— ale george, to jest dość daleko!
— chłopie, czy to mnie obchodzi? muszę gdzieś umyć ręce.
—tylko nie bij mnie— zaśmiał się
---------------------

—jeszcze nie bije za byciem głupim
— dobra idź za mną— Konie wyruszyły w pogoń, byli w ruchu około 30 minut. George jedynie z poważną miną patrzał na otoczenie by się nie zgubić. Jeśli by się zgubili to i tak zbytnio nic się nie stanie, przecież będzie mógł polować na zwierzęta oraz potrafił przetrwać.

Zatrzymali się przy lesie, nie był zbyt ogromny ale było widać rzekę. Zeszli z nich a George podszedł do tego źródła wody. Woda miała cudowny kolor ale do momentu kiedy nie uszylaszł szelestu krzaków. Od razu wyjął swój miecz
— nie wiem kim jesteś ale pojaw się! Nie ukrywaj się, bo siłą ciebie znajdę!— wykrzyknął i jego uszy usłyszały dźwięk łamania patyków i szybkim ruchem odwrócił się przy tym zatrzymując miecz koło szyi wyższego od niego.

—imię
— po co ci?
— Podaj mi imię! Czego chcesz?!
— spokojnie gościu, możesz wziąć ten miecz od mojej szyi?
— nie, nie wezmę jej bo możesz mnie zaatakować a się nie dam
— dobry jesteś ale ja tylko chcę wziąć wodę
—sapnap— zawołał swojego przyjaciela
— co się dzieje
—przyjdź tutaj a nie!— popatrzył się jeszcze raz na mężczyznę, miał na sobie maskę z uśmiechem. Skrzywił się na ten wygląd.

—nie znasz mnie?
— czekaj... kolor włosów mi coś przypomina...— popatrzył się jeszcze raz na niego a w tym momencie wbiegł Sapnap
— jes- kim ty być?!— podbiegł i staną pomiędzy nimi, znaczy przed mieczem. Sapnap popatrzył się na niego, miał na sobie 
— JESTEŚ PRZYSZŁYM KRÓLEM?!— George wziął swój miecz od jego szyi i załamany położył swoją głowę na ramieniu Sapnap'a
— już na mnie się kładziesz widzę
— fuj, jesteś obleśny!— cofnął się od niego jak najdalej
— nie lubię już ciebie

— widzę, że chłodny książę ma uczucia przyjacielskie 
— czy ty mnie właśnie nazwałeś bez sercowym?
— tak, a co?
— widzę, że już do ciemności ci się śpieszy— Sapnap i nieznany mu gość za śmiali się za jego słowa i popatrzyli się na niego.

—zamknijcie ryje, ja nie chcę ani jednej chwili być z wami— powiedział i tak zrobił. Poszedł do swojego konia i wlazł na niego
—nie obrażaj się już!— dwójka mężczyzn pobiegła za księciem.
—Dream
—jaki dream?
— jesteś tempy? Mam tak na imię
—okay, mam nadzieję, że ciebie więcej nie zobaczę

—przyzwyczaisz się do niego, ma teraz swój okres
—nie jestem babą jakbyś chciał wiedzieć sap
—w sumie, widziałem ciebie nago~— wlazł na swojego konia a Dream patrzał się na nich
—nie widziałeś, jedźmy bo nie mam już czasu na twoje zabawy
—pa dream!
—pa!— Ruszyli w drogę.

Po kolejnych 20 minutach już byli blisko królestwa, George tylko popatrzył się ostatni raz w dzisiejszym dniu na krajobraz. Pełno pól, kwiatów, drzew oraz parę domków. Wyglądało to cudownie ale książe by nawet nie powiedział takich słów.

Nie chciał ukazywać słabości. Zamknął swoje oczy i odwrócił głowę od krajobrazu
— ile jeszcze będziemy biec?
— jeszcze tak 5 minut i będziemy
—możemy się zatrzymać?
—podobają ci się już te widoki?— zatrzymali się i zeszli ponownie z koni
—nie podobają mi się, nie wiem o co ci chodzi
—no nie kłam, bo szybciej zaufanie swoich ludzi stracisz

—jak nikt mi nie ufa, więc o co ci chodzi
— przepraszam
—nic nie szkodzi, to naturalne, jestem przecież potworem dla nich
—na pewno nie, kto by tak uważał
—ludzie? Przecież ja zabijam ludzi
—ale tych co coś zrobili a nie niewinnych ludzi, chłopie

George podszedł do Sapnap'a i na niego się spojrzał
— chcesz jutro zjeść ze mną śniadanie? Bez rodziców jak coś
—naprawdę?
—tak głąbie
—wezmę jeszcze Karl'a!
— przecież i tak jutro ma przyjść przed śniadaniem
—ah, zapomniałem

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra, macie tutaj rozdział, przepraszam, że jest słaby

Gilotyna |Dnf, Dreamnotfound| Królewskie AuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz