2.

26 2 14
                                    

W poprzednim rozdziale:
---------------------
Pomógł George'owi wejść na niego a sam wlazł na własnego.
— bądź przy mnie George, bo jeszcze się zgubisz!
— nie zgubię się, sam się zgubiłeś w zamku!?
—ale to był mój pierwszy raz w takim miejscu a ty nawet nie będziesz wiedzieć gdzie jesteś!
— spokojnie już mamo
---------------------

     Wyruszyli w drogę, długo to nie trwało ale dla George'a to był koszmar, nie cierpiał widzieć ludzi. Wszyscy go nazywali chłodnym nie znając go, jednak zgadzał się z tym. Zabijał przecież ludzi co złamali zasadę.

Jedyną osobą co chciała z nim zaprzyjaźni był sapnap, lekko uśmiechnął się na to stare i niewinne wspomnienie.

   Młody George jak zwykle przechadzał się po zamku, wszystkie panie sprzątaczki patrzyli na niego z strachem. Patrzyli z bojaźnią na 12 latka do momentu kiedy jakiś młodszy chłopak w niego wbiegł.
—przepraszam waszą królewską mość! Nie patrzałem gdzie przechadzałem się, proszę mi wybaczyć— George popatrzył się na młodszego

—nie zabije ciebie, sam nawet nie patrzałem gdzie idę, ile masz lat chłopcze?
— mam 11 lat, bardzo ciebie przepraszam
—było i się stało, nie cofniemy czasu, gdzieś mam ciebie zaprowadzić?— starszy uśmiechnął się do niego
—mam na imię Sapnap oraz muszę iść do sali tronowej ale zapomniałem gdzie ona jest— młodszy popatrzył się na drzwi, które były koło nich, miały one kolor ciemnego brązu oraz złote zawiasy przy tym o kolorze czerwonym ozdoby. Były cudowne.

—chodź ze mną— po tych słowach była duża cisza pomiędzy nimi jak szli wypełnionym korytarzem.

—hej! HEJ!—brunet podskoczył lekko i popatrzył na młodszego

 —u-uh? czego ty chcesz?— Sapnap popatrzył się na niego z papierowością 
—widzę, że jesteś w innym życiu— odpowiedział zażenowany sytuacją, która przyszła w tym momencie.
— czekaj, czy to ta piekarnia?— zapytał z zdziwieniem na młodszego. Zszedł z swojego konia i od razu wlazł do piekarni.
— witam waszą królewską mość!— przywitał go wyższy i ucieszony chłopak.
—dzień dobry

—witaj karl! Dawno się nie widzieliśmy od ostatniego dnia!— George popatrzył się na niego
— znacie się?— sapnap stanął koło niego i się do niego uśmiechnął.
—tak, jest moim najlepszym przyjacielem, może coś sobie kupisz?
—nie wiem... wszystko tak cudnie pachnie i wygląda smakowicie...
—polecam churros wasza królewska mość, dopiero co je zrobiłem— poprawił swoje ubranie i ciągle się uśmiechał
— mówi mi po imieniu, jeśli jesteś tego gamonia przyjacielem to trochę ci ufam— popatrzył się na niego z zaskoczeniem
— mogę wtedy te churros?
— jasne george! to jest taki zaszczyt!— wyższy zaczął wybierać trochę wypieków

—ile będzie kosztowało?— niższy się popatrzył na sprzedawcę
—możesz za darmo je wziąć
—nie, nie, nie, zasługujesz na zapłatę, nie jestem aż taką świnią— George wyjął kilka monet i mu dał
— ale za dużo dał-—uciszył się kiedy zobaczył minię starszego
—żadnych za dużo, mam ciebie widzieć jutro w moim zamku, daj mi kartkę i pióro— jego wypowiedź lekko zaczęła straszyć i szybko poszedł po te dwie rzeczy.

— co ty planujesz?!
— sapnap, nic mu nie będzie, po prostu chcę by pracował u mnie
— jednak nie jesteś chłodnym człowiekiem!— zaśmiał się i dotknął jego ramienia do momentu kiedy ktoś w kapturze wlazł
— witam waszą królewską mość— George tylko dotknął swojej głowy. Załamany człowiek. 
— kim jesteś?
—nazywam się Bad i jestem tutaj by dać Karl'owi mąkę i inne składniki
— ah okay— popatrzył się na miejsce gdzie miał się już pojawić karl. Wbiegł do miejsca i położył na drewno te trzy rzeczy, czyli pióro, atrament i kartkę. Jego zgrabne ręce chodziły i pisały po tej czystej kartce. Skończył pisać i podał mu kartkę z podpisem.

—wpuszczą ciebie wtedy
—chcesz mnie zabić>
—jeszcze nie planuje ciebie zabijać— wyjął jedną wypiekę i ją zjadł
— jakie to jest pyszne!
— dzięki, że tak myślisz i Bad możesz to zanieść do pokoju za mną? dzięki bardzo!— uśmiechnął do osoby co zaczęła nieść składniki na zaplecze.
— my musimy znikać, pa!— George znów był porywany przez Sapnapa. Po chwili już był na zewnątrz. Podeszli do koni i od razu na je weszli
— zaprowadź nas do jakieś rzeki
— ale george, to jest dość daleko!
— chłopie, czy to mnie obchodzi? muszę gdzieś umyć ręce.
—tylko nie bij mnie— zaśmiał się czarnowłosy.


Gilotyna |Dnf, Dreamnotfound| Królewskie AuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz