1

14 3 2
                                    

Swędział mnie nos. Moja lewa ręka walczyła z tym, by nie podrapać się po drażniącym miejscu. Wirujące w powietrzu drobinki kurzu, spełniały swoją rolę, usilnie odwracając moją uwagę. Mózg wiedział jednak, jak bardzo zależy mi na tej robocie. Byle paprochy nie przekreślą moich dwudziestoletnich marzeń, co to, to nie.

Jedyną czynnością, którą w tym momencie mogłam zrobić było oddychanie - powolne wdychanie i wydychanie powietrza, tak by nikt nie zorientował się, jak rusza się moja klatka piersiowa. Bałam się nawet mrugać. Zamiast tego, zapatrzyłam się na chłopaka, ubranego w niebieską togę, który odwrócony do mnie plecami, szperał w swojej skrzynce z narzędziami i wesoło podśpiewywał pod nosem. Jeżeli się nie mylę, ta jego przykrótka sukienka, miała swoją nazwę... chiton? Tak to chyba nazywali w starożytnej Grecji. Coś tam jednak pamiętam z lekcji historii- pochwaliłam się w duchu.

Mężczyzna wykonał zwinny obrót i zanim się zorientowałam, stanął przy mnie. Musiał wejść jednak, na drewniany stołeczek, gdyż bez niego, sięgałby mi zaledwie do pasa. Ja natomiast stałam na niedużym, marmurowym podeście, którego chłód, rozchodził się po całym moim ciele- od gołych stóp, aż po ramiona.

Kiedy chłopak zbliżył się do mnie, tak, że czułam jego mocno leśne perfumy, poczułam gęsią skórkę na karku. Starłam się nie podnosić na niego wzroku. Patrzyłam przed siebie, napotykając po drodze, ustawione nierówno, jedna na drugiej, teatralne, greckie maski na półce. Miały powykrzywiane miny- niektóre z wyżłobionymi głęboko oczodołami, by potęgować wrażenie zdziwienia. Inne nienaturalnie uśmiechnięte usta lub wręcz przeciwnie - uformowane w podkowę grymasy. Sztuczne, ale jakże prawdziwie w sobie, żywe karykatury człowieka.

Poczułam ukucie w dolnej partii żeber
-Będziesz najpiękniejszą z moich dam! - kolejne uderzenie dłutem w brzuch. Nie tak mocne, jak poprzednie, ale siniak najprawdopodobniej zostanie - Uczynię cię moją muzą, moją królową, moją... boginią - ostatnie słowo wypowiedział lekko drżącym głosem, jednak z pewną nutą uwielbienia. Jakby bał się narazić na gniew, będąc przy tym pewnym swoich racji.
Ludzie o takich ambicjach długo nie pożyją. Albo oślepi i zgubi ich własna żądza, albo zrobią to ludzie postawieni wyżej, mający władzę. Obie alternatywy są tak samo przykre. Zginąć z ręki własnej czy wroga?

Mężczyzna patrzył na mnie głodnym wzrokiem, doglądając mnie z każdej strony. Byłam dla niego rzeźbą. Jego palce wędrowały po całym, moim ciele. O sekundę za długo zatrzymały się na talii, by płynnym ruchem przesunąć dłonie na moją twarz.

Nie wykonałam żadnego ruchu. Tępym wzrokiem wpatrywałam się w półkę z maskami, odliczając kolejne minuty, aby zakończyć tę całą farsę. Chłopak obrzucił mnie ostatnim spojrzeniem i wpił się w moje usta. Z przeciwległego krańca pomieszczenia, pusta maska, z wywalonym jęzorem śmiała się z mojej sytuacji, co tylko jeszcze bardziej mnie zirytowało.

Powoli zaczynało brakować mi powietrza, kiedy oboje usłyszeliśmy znany głos z megafonu:
-Cięcie!

***

Stanley, który siedział krzywo na czerwonym krześle widowni, przywołał nas do siebie. Robert podał mi rękę by pomóc, zejść z podestu. W międzyczasie jedna z pań odpowiedzialnych za stroje okryła mnie kocem, gdyż temperatura w sali teatralnej nie była zbyt przyjemna, a ja miałam na sobie tylko cieniutki kombinezon, w kolorze mojej skóry. Przylegał on bardzo ciasno do mojego ciała - miało to wywołać u widza wrażenie, że jestem naga.

-Dziś z tego co mi się wydaje, miały być eliminacje najlepszych z najlepszych, czyż nie? A co ja dostaję!? - Widać, że Stanley nie był w humorze. Niecierpliwie poprawiał swoją przewiązaną przez szyję, zielonkawą apaszkę. Jeżeli my nie doprowadzimy go do śmierci z nerwów, to za chwilę on sam się udusi.
-Za trzy tygodnie wystawiamy ''Muzę Pigmaliona'' a główny aktor nie potrafi właściwie odegrać swojej roli, choć tę samą scenę powtarzamy już trzeci raz! - Oboje z Robertem zastanawialiśmy się, które z nas nie spełniło oczekiwań Stanleya. Modliłam się w duchu, żeby cały gniew spadł na chłopaka.
Nie to, że go nie lubię, ale odkąd pamiętam marzę o pracy w teatrze. Wcielanie się w coraz to nowe postacie, nieprzewidywalne historie, występy na żywo, piękne kreacje i cała ta magiczna otoczka. Tak, tego pragnęłam. Spektakl jest o wiele bardziej wiarygodny niż film. Kino jest wciągające, to prawda, natomiast trzeba przyznać, że jest sztuczne. W teatrze, mimo wyuczonych na pamięć scen i reakcji, trzeba pokazać uczucia. Na te kilka godzin przenieść widza do innej rzeczywistości - tak, by poczuł się jej częścią. To właśnie mnie zachwycało. Niestety mój ojciec od zawsze był przeciwny temu pomysłowi. ''I jak będziesz z tego żyć?'' ''myślisz, że teatrzyki zapewnią ci dostatnie życie?'' ''nie rób głupich min do lustra, mam dość słuchania tych bzdur!''.

I tak o to jestem dziś na castingu w teatrze ''Variete", w tajemnicy przed moim tatą.

-Rovenie - Stanley wskazał palcem na chłopaka

-Proszę pana, ale ja mam na imię Robert...

-Robert, Roven co za różnica. I tak nie dostaniesz tej roli - ten drugi miał już ułożony w głowie monolog sprzeciwu, ale reżyser uciszył go machnięciem ręki - byłeś za bardzo przesadzony, nieprawdziwy. Rola Pigmaliona wymaga odpowiedniej techniki i czułości a ty, obu tych rzeczy nie posiadasz. Także dziękuję za zmarnowanie czasu, możesz już opuścić budynek - chłopaka zatkało. Z wymalowanym zdziwieniem na twarzy, pokierował się do wyjścia. - Natomiast ty - Stanley zwrócił się do mnie - Uważam, że stanie w bezruchu przez dwie godziny zasługuje na podziw. Zagranie rzeźby nie jest łatwe. Z początku myślałem, że szybko odpadniesz w eliminacjach, ale trzymałaś się dzielnie. Twarda z ciebie sztuka - na te słowa nieco się uśmiechnęłam - Widziałem cię również w innych scenach i muszę powiedzieć, że na tle pozostałych aktorek spisałaś się nieźle. We wtorek zrobimy próbę ostateczną ze wszystkimi zakwalifikowanymi. Póki co, masz tę rolę.

Nie mogłam powstrzymać entuzjazmu. To się dzieje, udało mi się!

-Przypomnij mi jeszcze raz swoje mię

-Marinella proszę pana


/////////////

Hejka 😊

Przychodzę do was z moją pierwszą książką.
Na początku rozdziały mogą wydawać się nudne i krótkie, ale obiecuję, że akcja się rozwinie.

Dodam jeszcze, że historia dopiero powstaje więc nie wiem w jakich odstępach czasu będą pojawiać się rozdziały. Ci co piszą, wiedzą, jak czasami bywa z weną i wolnymi chwilami.

Mimo to, mam nadzieję, że zostaniecie tu na chwilę. Mile widziane wszelkie uwagi i komentarze 😉


PetrichorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz