Tuż po lekcjach gdy wychodziłam z przyjaciółkami ze szkoły, dopadli nas Mat, Nigel, Marc i Chris.
- To co? Uciekamy? - szepnął.
- Jasne.
Objął mnie w pasie i ruszyliśmy w stronę naszej ulubionej kawiarni niedaleko szkoły - Mystery.
- Hej! Gdzie wy idziecie? - usłyszałam podejrzliwy głos Emmy za plecami, która jako pierwsza zauważyła , że oddalamy się od grupy.
Momentalnie się odwróciliśmy, nie było nam dane dojść nawet do parkingu.
- Do kawiarni, a co? - przyjaciel zmarszczył brwi w odpowiedzi na jej ton.
- Nie no, Chris, odpuściłbyś sobie już te żyrafę - dodał Matthew.
- To ty sobie odpuść, to że Ivy jest niemal tak wysoka jak my w niczym jej nie ubliża, a zwłaszcza w byciu piękną i inteligentną dziewczyną, więc ty też przestań, bo moja cierpliwość kiedyś serio się skończy i nic mi nie przeszkodzi, nawet to, że jesteśmy kumplami z drużyny w przemienieniu twojej gęby w krwawą jatkę - ostatnie słowa niemal wysyczał przed twarzą chłopaka.
- Chris, chodź już proszę - nalegałam ciągnąc go za rękę.
- W końcu umówiliście się na randkę? Super! - Izzy i Oliv w mgnieniu oka znalazły się tuż obok.
- Nie idziemy na randkę, po prostu chcieliśmy się spotkać - oznajmiłam.
- Och, coś się między wami dzieje i to od dawna, ale dalej sobie i nam wmawiacie, że nic nie ma - stwierdził Nigel.
- Mamy oczy i nie jesteśmy ślepi - wyznała Olivia.
- Jak nie chcecie się z nami podzielić szczęśliwymi wieściami to nie mówcie. Pa - Izzy nieco się oburzyła i cała paczka dołączyła do Emmy i Mata stojących już od jakiegoś czasu nieco dalej.
A my ruszyliśmy w stronę Mystery.
- Nie przejmuj się nimi - szturchnął mnie w drodze Chris.
- Ja się nie przejmuję, a ty? - spytałam z szerokim uśmiechem, który przyjaciel ochoczo odwzajemnił.
- Też nie.
- No i dobrze.
- To co dziś zamawiasz? Potrójną Americane?
- Tak, a ty pewnie Late Macchiato z migdałowym mlekiem.
- Jak ty mnie dobrze znasz - pocałowałam go w policzek.
- To idź zająć nasz stolik, a ja zamówię.
Jak zawsze do dwóch lat zajęłam dwuosobowy stolik pod obrazem na wpół zaćmionego księżyca. Christian przyniósł ciepłe kubki i usiadł na kanapie tuż obok mnie.
- Nie dajesz nóg? - spytał klepiąc się po udzie.
- Nie jesteśmy już na to za starzy?
- Byliśmy, gdy zaczęliśmy to robić, więc nie krępuj się.
Przełożyłam nagi przez jego kolano i nieco się nachyliłam, by przyjąć nieco wygodniejszą pozycję.
- To teraz opowiadaj.
- Ale o czym? - posłałam mu swoje niewinne spojrzenie.
- Ivy, obiecałaś mi że wszystko pięknie wyśpiewasz, więc nie karz się ciągnąć za język, tylko mów - stwierdził i dźgnął mnie lekko palcem z żebra na co się cicho pisnęłam.
- No dobrze - westchnęłam. - Nazywa się James i spotkaliśmy się w ten piątek w pączkarnii.
- Coś więcej?
- Oddał mi szal...
- Ten który porwał ci wiatr, jak go znalazł i skąd wiedział, że to twój?
- Pierwszy raz spotkaliśmy się właśnie w tedy, gdy go zgubiłam, a wiatr przywiał go prosto pod jego nogi.
- Zaraz to ile razy wy się już spotkaliście?
- Dwa.
- Ivy?
- Tak?
- Gdzie ty masz ten szal? Przecież to twój ulubiony, miałabyś go teraz przy takiej pogodzie przy sobie.
Zarumieniłam się i spuściłam wzrok.
- Ivy!
- Gdy się rozstawaliśmy, chciałam spojrzeć czy już odszedł i ponownie mocniej zawiało, a gdy go zobaczyłam, znów trzymał go w dłoniach, więc stwierdziłam, że odda mi go innym razem.
- Nie sądziłem, że z ciebie taka intrygantka.
- żadna intrygantka, po prostu miałam nadzieję i chyba się opłaciło, bo zaprosił mnie na kolację w piątek.
- Masz randkę!
- Na to wygląda - uśmiechnęłam się szeroko, a przyjaciel mocno mnie przytulił.
- A teraz opowiadaj jak wygląda.
- Och, ma niezwykle ciemno granatowe oczy - niemal się rozmarzyłam, przywołując mapę jego twarzy - nieziemski uśmiech, dźwięczny, niski głos, idealny nos, intensywnie brązowe włosy i delikatny zarost, ma mocne męskie ryzy twarzy, a gdy porusza żuchwą w swój charakterystyczny sposób, aż serce mi podskakuje. Poza tym musi być nieźle umięśniony - nieświadomie przygryzłam wargę, - i tak z trzydzieści centymetrów ode mnie wyższy.
- Ale ty na niego lecisz - zaśmiał się.
- Mówisz to tak, jakbym patrzyła tylko na jego wygląd zewnętrzny - spuściłam wzrok.
- Nie mówię to ponieważ widzę wyraz twojej twarzy, gdy o nim mówisz, a wiem że to nie wszystko. Kontynuuj.
- Nie wiem co się ze mną dzieje - wyznałam. - Gdy był blisko, niemal nie umiałam oddychać, serce mi waliło, słowa nie chciały przechodzić przez gardło, a teraz nawet gdy o nim mówię czuję jak się rozpływam, to nie jest normalne.
- Wiesz, to ma swoją nazwę.
- Daj mi lekarstwo, jeśli wiesz co mi dolega.
- Miłość skarbie i niestety na to lekarstwa nie ma.
- Nie żartuj sobie ze mnie - poprosiłam stanowczo. - Na to zdecydowanie za wcześnie, prawda?
- Ja wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia i wierzę, że teraz dopadła ciebie - ujął mnie pod brodę. - Musisz być odważna, by jej nie stracić.
- Ale co mam zrobić, przecież gdy się spotkamy nie wypalę z grube rury: hej James, najprawdopodobniej się w tobie zakochałam.
- Faktycznie, ale teraz skoro wiesz, że darzysz go uczuciem staraj się mocniej - starł niesforną łzę, która niespodziewanie spływała po moim policzku.
- Chyba wolałabym się zdystansować, a nie angażować, nie chce zostać zraniona - wyznałam, ściągając zaparowane okulary.
- Wiem, że przez to co teraz przeżywasz z ojcem, będzie ci trudniej się otworzyć, ale pamiętaj, że nie wszyscy faceci są tacy sami.
- Wiem, ty taki nie jesteś - uśmiechnęłam się do przyjaciela.
- No w końcu znajoma twarz.
- Ej - uderzyłam go wierzchem dłoni lekko w ramię.
- Uspokój się bokserze, bo zaraz nas stąd wyrzucą - zaśmiał się, - i lepiej powiedz do której szkoły chodzi obiekt twoich westchnięć.
Ponownie zagryzłam wargę i spuściłam głowę.
- No właśnie nie chodzi już do szkoły, tak na oko wydaje się z pięć, sześć lat starszy, może nawet więcej,
- O tym szczególe zapomniałaś wspomnieć.
- Dobrze, zejdź już ze mnie. Teraz twoja kolej, jak ci się układa...
CZYTASZ
Spotkanie
RomanceCzy ktoś uwierzyłby, że jedno przypadkowe spotkanie dwojga nieznajomych, będzie w stanie odmienić całkowicie ich życia? A jednak... Ivy jest uczennicą ostatniej klasy w jednej ze szkół niedaleko centrum Seattle. Początkiem roku, tuż po rozmowie o pr...