Rozdział 5

2.4K 84 9
                                    

Tuż po lekcjach gdy wychodziłam z przyjaciółkami ze szkoły, dopadli nas Mat, Nigel, Marc i Chris.

- To co? Uciekamy? - szepnął.

- Jasne.

Objął mnie w pasie i ruszyliśmy w stronę naszej ulubionej kawiarni niedaleko szkoły - Mystery.

- Hej! Gdzie wy idziecie? - usłyszałam podejrzliwy głos Emmy za plecami, która jako pierwsza zauważyła , że oddalamy się od grupy.

Momentalnie się odwróciliśmy, nie było nam dane dojść nawet do parkingu.

- Do kawiarni, a co? - przyjaciel zmarszczył brwi w odpowiedzi na jej ton.

- Nie no, Chris, odpuściłbyś sobie już te żyrafę - dodał Matthew.

- To ty sobie odpuść, to że Ivy jest niemal tak wysoka jak my w niczym jej nie ubliża, a zwłaszcza w byciu piękną i inteligentną dziewczyną, więc ty też przestań, bo moja cierpliwość kiedyś serio się skończy i nic mi nie przeszkodzi, nawet to, że jesteśmy kumplami z drużyny w przemienieniu twojej gęby w krwawą jatkę - ostatnie słowa niemal wysyczał przed twarzą chłopaka.

- Chris, chodź już proszę - nalegałam ciągnąc go za rękę.

- W końcu umówiliście się na randkę? Super! - Izzy i Oliv w mgnieniu oka znalazły się tuż obok.

- Nie idziemy na randkę, po prostu chcieliśmy się spotkać - oznajmiłam.

- Och, coś się między wami dzieje i to od dawna, ale dalej sobie i nam wmawiacie, że nic nie ma - stwierdził Nigel.

- Mamy oczy i nie jesteśmy ślepi - wyznała Olivia.

- Jak nie chcecie się z nami podzielić szczęśliwymi wieściami to nie mówcie. Pa - Izzy nieco się oburzyła i cała paczka dołączyła do Emmy i Mata stojących już od jakiegoś czasu nieco dalej.

A my ruszyliśmy w stronę Mystery.

- Nie przejmuj się nimi - szturchnął mnie w drodze Chris.

- Ja się nie przejmuję, a ty? - spytałam z szerokim uśmiechem, który przyjaciel ochoczo odwzajemnił.

- Też nie.

- No i dobrze.

- To co dziś zamawiasz? Potrójną Americane?

- Tak, a ty pewnie Late Macchiato z migdałowym mlekiem.

- Jak ty mnie dobrze znasz - pocałowałam go w policzek.

- To idź zająć nasz stolik, a ja zamówię.

Jak zawsze do dwóch lat zajęłam dwuosobowy stolik pod obrazem na wpół zaćmionego księżyca. Christian przyniósł ciepłe kubki i usiadł na kanapie tuż obok mnie.

- Nie dajesz nóg? - spytał klepiąc się po udzie.

- Nie jesteśmy już na to za starzy?

- Byliśmy, gdy zaczęliśmy to robić, więc nie krępuj się.

Przełożyłam nagi przez jego kolano i nieco się nachyliłam, by przyjąć nieco wygodniejszą pozycję.

- To teraz opowiadaj.

- Ale o czym? - posłałam mu swoje niewinne spojrzenie.

- Ivy, obiecałaś mi że wszystko pięknie wyśpiewasz, więc nie karz się ciągnąć za język, tylko mów - stwierdził i dźgnął mnie lekko palcem z żebra na co się cicho pisnęłam.

- No dobrze - westchnęłam. - Nazywa się James i spotkaliśmy się w ten piątek w pączkarnii.

- Coś więcej?

- Oddał mi szal...

- Ten który porwał ci wiatr, jak go znalazł i skąd wiedział, że to twój?

- Pierwszy raz spotkaliśmy się właśnie w tedy, gdy go zgubiłam, a wiatr przywiał go prosto pod jego nogi.

- Zaraz to ile razy wy się już spotkaliście?

- Dwa.

- Ivy?

- Tak?

- Gdzie ty masz ten szal? Przecież to twój ulubiony, miałabyś go teraz przy takiej pogodzie przy sobie.

Zarumieniłam się i spuściłam wzrok.

- Ivy!

- Gdy się rozstawaliśmy, chciałam spojrzeć czy już odszedł i ponownie mocniej zawiało, a gdy go zobaczyłam, znów trzymał go w dłoniach, więc stwierdziłam, że odda mi go innym razem.

- Nie sądziłem, że z ciebie taka intrygantka.

- żadna intrygantka, po prostu miałam nadzieję i chyba się opłaciło, bo zaprosił mnie na kolację w piątek.

- Masz randkę!

- Na to wygląda - uśmiechnęłam się szeroko, a przyjaciel mocno mnie przytulił.

- A teraz opowiadaj jak wygląda.

- Och, ma niezwykle ciemno granatowe oczy - niemal się rozmarzyłam, przywołując mapę jego twarzy - nieziemski uśmiech, dźwięczny, niski głos, idealny nos, intensywnie brązowe włosy i delikatny zarost, ma mocne męskie ryzy twarzy, a gdy porusza żuchwą w swój charakterystyczny sposób, aż serce mi podskakuje. Poza tym musi być nieźle umięśniony - nieświadomie przygryzłam wargę, - i tak z trzydzieści centymetrów ode mnie wyższy.

- Ale ty na niego lecisz - zaśmiał się.

- Mówisz to tak, jakbym patrzyła tylko na jego wygląd zewnętrzny - spuściłam wzrok.

- Nie mówię to ponieważ widzę wyraz twojej twarzy, gdy o nim mówisz, a wiem że to nie wszystko. Kontynuuj.

- Nie wiem co się ze mną dzieje - wyznałam. - Gdy był blisko, niemal nie umiałam oddychać, serce mi waliło, słowa nie chciały przechodzić przez gardło, a teraz nawet gdy o nim mówię czuję jak się rozpływam, to nie jest normalne.

- Wiesz, to ma swoją nazwę.

- Daj mi lekarstwo, jeśli wiesz co mi dolega.

- Miłość skarbie i niestety na to lekarstwa nie ma.

- Nie żartuj sobie ze mnie - poprosiłam stanowczo. - Na to zdecydowanie za wcześnie, prawda?

- Ja wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia i wierzę, że teraz dopadła ciebie - ujął mnie pod brodę. - Musisz być odważna, by jej nie stracić.

- Ale co mam zrobić, przecież gdy się spotkamy nie wypalę z grube rury: hej James, najprawdopodobniej się w tobie zakochałam.

- Faktycznie, ale teraz skoro wiesz, że darzysz go uczuciem staraj się mocniej - starł niesforną łzę, która niespodziewanie spływała po moim policzku.

- Chyba wolałabym się zdystansować, a nie angażować, nie chce zostać zraniona - wyznałam, ściągając zaparowane okulary.

- Wiem, że przez to co teraz przeżywasz z ojcem, będzie ci trudniej się otworzyć, ale pamiętaj, że nie wszyscy faceci są tacy sami.

- Wiem, ty taki nie jesteś - uśmiechnęłam się do przyjaciela.

- No w końcu znajoma twarz.

- Ej - uderzyłam go wierzchem dłoni lekko w ramię.

- Uspokój się bokserze, bo zaraz nas stąd wyrzucą - zaśmiał się, - i lepiej powiedz do której szkoły chodzi obiekt twoich westchnięć.

Ponownie zagryzłam wargę i spuściłam głowę.

- No właśnie nie chodzi już do szkoły, tak na oko wydaje się z pięć, sześć lat starszy, może nawet więcej,

- O tym szczególe zapomniałaś wspomnieć.

- Dobrze, zejdź już ze mnie. Teraz twoja kolej, jak ci się układa...

SpotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz