Rozdział 47

1.7K 56 7
                                    

Minął tydzień. Dziewczyny już się przyzwyczaiły do myśli, że seksowny prawnik jest już zajęty i zakopały zazdrość.

Dzisiaj mam zajęcia tylko z Jamesem, więc przyjechaliśmy jednym samochodem.

- James to łaskocze! - stwierdziłam śmiejąc się, gdy ukochany pocałował mnie w szyję.

Był grudzień, a na dworze panowała już sroga zima, niestety nie posiadałam już kurtki, która zapinałaby się na moim ogromnym brzuchu, więc temperatura dawała się odczuć dość mocno.

Przytulałam się do Jamesa jak tylko mogłam, by przejąć trochę ciepła.

- James? - za plecami usłyszałam znajomy głos O'Connell.

"Jak dobrze, że wczoraj miałyśmy ostatnie zajęcia."

To była pierwsza moja pierwsza myśl, gdy tylko ją usłyszałam.

- Witaj Nino. Mogę ci jakoś pomóc? - spytał uprzejmie ukochany, nie puszczając mnie z objęć.

- Liczyłam na jakąś kawę w porze lunchu - oznajmiła, - ale już chyba wiem dlaczego mnie ciągle zbywasz - zmierzyła nas wzrokiem.

- O co ci chodzi?

- Liczyłam, że nasza miłość odżyje, że z jakiegoś powodu znów się spotkaliśmy, ale ty wolisz przelotny romans z jakąś studentką i do tego w ciąży. Nie widzisz, że to zwykła karierowiczka! - rzuciła w moją stronę słowa pełne jadu.

- Uważaj co mówisz - ostrzegł ostro.

- Pewnie chce u ciebie tylko zaliczyć egzamin, albo znaleźć naiwnego tatusia dla swojego bachora.

- Nina! To nie żaden bachor, tylko moje trzy największe skarby - odparł ostro przyciągając mnie mocniej do siebie. - Natomiast Ivy jest moją narzeczoną, więc nie licz, że coś między nami będzie.

Odeszliśmy bez słowa więcej.

Nie wiem dlaczego, ale cały czas słyszałam w głowie jej słowa.

Czy ludzie naprawdę postrzegają mnie przez pryzmat tego, kim jest James - utalentowanym, przystojnym, dobrze zarabiającym adwokatem, a ja tylko potworem czyhającym na jego majątek?

Zdawałam sobie sprawę z tego, że niektórym będzie ciężko zrozumieć nasz związek, ale nie sądziłam, że kiedyś usłyszę te słowa prosto w twarz.

Moje maleństwa zaczęły się poruszać i kopać w każdym możliwym kierunku.

Powoli drugi wykład dobiegał końca, a ja czułam się coraz gorzej, ciężko było mi nabierać powietrze w płuca, oddech stał się szybki i niemiarowy.

- Ivy? - Melissa patrzyła na mnie z przerażeniem.

- Nic...

Znowu dostałam cios prosto w lewe żebro, dzisiaj już po raz piąty, nie byłam w stanie powstrzymać łez, kolejny raz łapiąc się za bok.

- Panie Johnson! - zawołała. - Z Ivy jest coś nie tak.

Ukochany w jednej chwili znalazł się u mego boku.

- Które? - spytał, doskonale wiedział, że tak reaguję na kopnięcia w żebra.

- Lewe - wyszeptałam.

- Pokarz - nakazał, wiedziałam, że nie mam nic do gadania.

Uniosłam rękę, by mógł unieść mi bluzkę.

- Masz cały siny bok - oznajmił, ze strachem w głosie. - Jedziemy do szpitala.

- Ivy! - usłyszałam głos przyjaciela.

SpotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz