∆ 17.

743 55 15
                                    

Liam siedział pogrążony w myślach, nie zauważając że Theo potajemnie mu się przygląda. Znowu. Szukał w nim odpowiedzi na pytanie "co się ze mną dzieje". Ciągle analizował tamtą sytuację, kiedy "nieświadomie" pocałował Dunbara w czoło. To przypomniało mu o tym niezręcznym momencie w windzie, gdzie podczas ich rozmowy, zjechał wzrokiem na usta Liama. Nadal nie był pewien co chciał wtedy zrobić. Pocałować go? Może zwyczajnie zauważył jakieś zabrudzenie. Wtedy wszystko działo się tak szybko. Zanim zdążył się obejrzeć, już walczyli z łowcami. Tutaj potrafił ze szczegółami opisać co robił. Jak przeczesał mu włosy, jak powoli zaczął się pochylać. Nie potrafił jednak nazwać tego, co wtedy czuł. Wydawało się, że to coś nowego, jakiś nowy bodziec. Na myśl o tym zaciskał szczękę.

- Myślisz, że zginiemy? - Odezwał się Liam, bawiąc się palcami.

- Ty pewnie tak. Nie jesteś za bardzo rozgarnięty.

- No tak. W końcu jesteśmy tutaj przeze mnie
- powiedział ciszej.

Theo wywrócił oczami.

- Teraz się chcesz nad sobą użalać? Trochę na to za późno. Tym bardziej, że nie mam zamiaru klepać cię po plecach i mówić "wszystko będzie dobrze". Zjebałeś to, Liam.

- Wiem - mruknął niewyraźnie, jakby coś stanęło mu w gardle.

Zapadła cisza. Reaken nie miał zamiaru jej przerywać. Lamenty Dunbara były naprawdę ostatnią rzeczą, której na tamten moment potrzebował.

*

Po kilku godzinach rozterek nad planem ucieczki, Theo poddał się, rzucając w eter wiązankę przekleństw. Nie mieli szans, by się stamtąd wydostać. Po domu na pewno krążyli łowcy, a ojciec Addison tylko czekał na ich ruch. Byli w szachu.

- Zakładam, że sytuacja nie wygląda za ciekawie - Liam zerknął na Reakena, będąc w gotowości natychmiast się zamknąć.

Theo natomiast tylko przytaknął, powstrzymując się od złośliwego komentarza.

- Musi być sposób... żeby chociaż jeden z nas się wydostał.

Reaken od razu na niego spojrzał.

- Ja przeprowadzę jakąś dywersję, a wtedy ty...

- Nie bądź śmieszny - przerwał mu. - Naprawdę myślisz, że to wystarczy? Oni są pewnie uzbrojeni po zęby, a ty chcesz ich wszystkich brać na siebie? - Prychnął. - Poza tym, twoje życie jest cenniejsze, niż moje - dodał cicho.

- W takim razie zostajemy tu razem.

Dunbar westchnął, odchylając głowę do tyłu. Reakenowi z kolei zapaliła się żarówka; jeden z nich opuści tę piwnicę.

*

Powoli zaczynało się ściemniać. Theo wiedział, że to był ostatni moment, aby zrealizować swój plan. Czuł natomiast lekki strach. Ta droga biegła wyłącznie w jedną stronę. Do jego siostry. Nie był nadal pewien, czy chciał to zrobić. Równie dobrze sam mógłby użyć Liama, jako przynęty. W końcu przez niego tam wylądowali. Kolejny raz potajemnie zerknął na jego twarz. Wyrażała zmartwienie, a powoli zaczęła również malować się na niej pustka, jakby umierał już w tamtej chwili. Theo wiedział, że dodatkowo zadręczają go wyrzuty sumienia - dla Liama coś typowego, zaś dla Reakena zupełnie obca sfera. Dlatego przełknął gule w gardle, cicho chrząknął i wziął głęboki wdech.

- Nie do twarzy ci z tym grymasem - zagaił.

- A mam się z czego cieszyć? Nie tak planowałem umrzeć.

- Miałeś plan na śmierć? - Theo zaśmiał się, kręcąc głową z politowaniem.

- Dotyczył wieku. Chciałem trochę jeszcze pożyć. Chociaż, jak patrzę na to z drugiej strony.
Z rodzicami mam koszmarny kontakt, stado wyjechało, więc zostałem sam.

Theo poczuł dziwny skórcz w żołądku.

- A co z Masonem?

- On ma Corey'ego. Dobra, to żałosne, ale naprawdę czuję się niepotrzebny. W rzeczywistości nie mam nikogo na stałe. Hayden mnie zostawiła, bo tutaj nie było bezpiecznie, a ja się zastanawiam, czemu ja tego nie zrobiłem. Dlaczego ja też nie wyjechałem.

- Bo lubisz to miasto. Beacon Hills to twój dom. Masz watahę, przyjaciół. To że nie ma ich tutaj teraz, nie znaczy, że już nimi nie są. Powinieneś o tym pamiętać.

- Jak na kogoś tak zepsutego, masz naprawdę dobrą gadkę. Bez obrazy oczywiście.

- Nie ma za co.

- Dzięki.

Obaj parsknęli.

- Cieszę się, że zmieniłeś swoje priorytety i nie chcesz nas już wszystkich pozabijać, ani wykorzystać. Myślę, że nawet Scott uwierzył w twoje nawrócenie.

- Nie mów tego na głos, bo jeszcze zmienię zdanie - zagroził, a kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze.

- Ciągle nie mogę uwierzyć w to, że odkąd...

Przerwał.

- Wyciągnąłeś mnie stamtąd...

- Odkąd wyciągnąłem cię stamtąd, cokolwiek się dzieje, my zawsze kończymy razem. Dosłownie. Jesteśmy na siebie skazani, czy to jakiś przypadek?

- Mam nadzieję, że przypadek, bo inaczej wolałbym już chyba umrzeć.

- Dzięki, Theo. To było bardzo typowe. Dobrze, że przypomniałeś o swojej wrednej stronie. Doceniam.

- Nie ma za co - uśmiechnął się kąśliwie, na co Dunbar wywrócił oczami.

- Ej, co to miało być? - Theo popatrzył na niego ze śmiertelną powagą wymalowaną na twarzy.

- Co masz na myśli?

- Oczy. Spapugowałeś po mnie. Tylko ja to robię w ten sposób.

- Robisz to przy mnie tyle razy, że nie mogłem się w końcu nie nauczyć.

- Jeśli jednak to przeżyjemy, skopie ci tyłek.

- Ja wtedy złamie ci nos.

- Tym razem ci się nie uda - rzekł pewnie, unosząc brew.

Theo był zaskoczony. Nie sądził, że Liam potrafił momentami nie być irytujący. Zignorował fakt, iż może zwyczajnie jego sposób bycia, zaczął mu wreszcie odpowiadać.

- Chciałbyś.

W tym momencie usłyszeli czyjś podniesiony głos. Spojrzeli szybko po sobie, przysłuchując się, jednak wszystkie dźwięki były dobrze tłumione przez ściany. 

___________________________________

Cóż, chciałem napisać Wam bardziej obszerny rozdział, ale byście musieli na niego dłużej czekać, więc uznałem, że je mimo wszystko podzielę.
Mam nadzieję, że się nie zawiedliście.

Do następnego!

~ Xeno ~

~ Verity | Thiam | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz