Rozdział 1 - Papierosy

473 21 8
                                    

Był to zwyczajny poranek jak każdy inny... Wstałam zaspana koło 7, wzięłam z szafy ubrania i pobiegłam do łazienki. Krótki prysznic, mycie zębów, suszenie włosów, ubieranie i malowanie, po czym do kuchni na szybkie śniadanie. Włączyłam niewielki telewizorek znajdujący się na kuchennym blacie i zaczęłam smażyć na patelni grzanki z jajkiem. Szybko zjadłam śniadanie w towarzyskie starych kreskówek i wróciłam do pokoju po moją torbę. Gdy już miałam wychodzić spojrzałam przelotnie w lustro. Pod piwnymi oczami, delikatnie pomalowanymi w odcieniach jasnego brązu, malowały się jeszcze worki od nauki po nocach, ale oprócz tego raczej mój wygląd nie miał sobie nic do życzenia - jasno różowy sweter z pro ekologicznym nadrukiem i czarne legginsy sprawiały, że wyglądam świeżo i schludnie, natomiast długie rozpuszczone włosy nadawały mi kobiecości. Wyszłam z mieszkania zamykając za sobą drzwi na klucz - moja współlokatorka jak łatwo się domyśleć nadal spała po wczorajszych "przygotowaniach do kolokwium" z naszym sąsiadem... Margaret nie jest złą osobą, chociaż trzeba przyznać - codziennie lub co tydzień sypia z innym gościem, ćpa i nie płaci czynszu... co niemal doszczętnie  obciąża mój biedny portfel, składający się tylko z tego, co zarobię w kawiarni. Samo to ledwo starczyło na mnie, choć nie wydawałam za bardzo pieniędzy - nie robiłam zbyt często zakupów, nie spotykałam się ze znajomymi i nie jadłam na mieście... W zasadzie za te pieniądze ledwo co opłacałam tylko czynsz, rachunki, studia i jedzenie, które sama gotowałam każdego dnia... ale co zrobić? Prosić rodzinę o pieniądze? - Wolne żarty, wolę wierzyć, że jej nie mam niż prosić kogokolwiek z nich o cokolwiek... Westchnęłam ciężko lekko poirytowana kierując się w stronę pobliskiego parku. Obawiam się, że jeśli Margaret znów nie zapłaci swojej części czynszu i połowy rachunków, choćby za ten miesiąc, będzie musiała szukać nowego współlokatora, a ja nowego mieszkania...

 Od poniedziałku do piątku siedzę praktycznie od rana do wieczora w pracy, ale zawsze przed nią lubię wyjść na krótki spacer w towarzystwie studenckich podręczników i fajek. Na skraju parkowego lasu, w cieniu brzóz jest skryty ogromny kamień, na którym bardzo często przesiaduję w samotności, pogrążona w myślach lub lekturze. Kocham to miejsce, jest przyjemne, ciche i rzadko kto tędy przechodzi. Trawa jest tu zawsze przystrzyżona i pachnąca, poza tym nie ma żadnych śmieci ani wrzeszczących dzieci. Jak dotąd spotkałam tu chyba tylko ogrodnika - całkiem sympatycznego chłopaka koło trzydziestki z lekkim zarostem, który z pozorów raczej wydaje się gburem.

Tak jak zawsze siedziałam po turecku i powtarzałam materiały z ostatnich wykładów, paląc cienkiego papierosa, gdy nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Podskoczyłam jak oparzona prawie przypalając mój ukochany sweterek.

- H-hej! uważaj! - odezwał się zmieszany męski głos, a gdy spojrzałam za nim ujrzałam jego właściciela - bruneta o przydługich włosach opadających delikatnie na jego oczy, ubranego w granatowy sweter i czarny bezrękawnik. Być może i nie był to mój "hot ogrodnik", jednakże on również był niczego sobie... choć było w nim coś niepokojącego... być może jego podkrążone oczy...? Wtedy trochę to zignorowałam, ponieważ przy dłuższym przyglądaniu się im zdawały się mieć coraz to łagodniejszy wyraz. 

- Żyje... - odparłam rozbawiona łapiąc oddech i przytrzymując jedną ręką książki, aby nie spadły na ziemię. - Jesu... a mnie wystraszyłeś. - odparłam z pretensjom w głosie spoglądając na nieznajomego ze zmieszanym uśmiechem. Miałam nadzieję, że po tym się wytłumacz - kim jest i czego chce, ale myliłam się. 

- Jestem aż tak straszny? - zadrwił chłopak z dziarskim uśmiechem i podał mi pudełko, które wypadło przed chwilą z mojej kieszeni. - Chyba wszystkie są przemoczone... - odparł niewinnie oddając mi zapałki. Spojrzałam smutnie za moim ćmikiem, którego tyle co odpaliłam, a już leżał na mokrej trawie. 

- I tak to był ostatni w paczce... - westchnęłam z lekką rezygnacją, po czym wstałam i schowałam go do pustej paczki - Rzadko kto tędy przechodzi, dlatego się już odzwyczaiłam od towarzystwa.  - wyjaśniłam siadając z powrotem na kamieniu. 

- Dbasz o środowisko, co? - rzucił zmieniając temat i spoglądając na nadruk na moim swetrze z zieloną planetą podpisany "Światowy Dzień Ziemi", po czym wyciągnął swoje papierosy i mnie poczęstował. Spojrzałam na nie niechętnie z jedną myślą "grube - meh" jednak ostatecznie wzięłam jednego.

- Cóż... trochę się udzielam w niektórych wydarzenia ekologicznych i sama ograniczam zużycie prądu czy wody, chociaż to raczej przez mój studencki portfel, ale to też nie tak, żebym kąpała się w wodzie po parówkach, czy żebym nie miała prawa jazdy. - odparłam zadowolona, że ktoś zwrócił uwagę na mój sweter. Chłopak tymczasem wyjął z kieszeni swojej bluzy zapalniczkę i mi ją podał. Pfff takiego to stać na własną zapalniczkę, a ja muszę podpierdzielać zapałki woźnemu. 

- Co racja to racja, ale palisz zapałkami. - zaśmiał się ironicznie wypuszczając dym z ust, a ja poczerwieniałam, czując się porównana do hipokrytki. Zanim zdążyłam odpowiedzieć jakąś błyskotliwą ripostą, zadzwonił mi telefon. 

- Chyba ktoś musi uciekać do pracy. - powiedział rozbawiony złośliwie delektując się na spokojnie każdym buchem świeżo zapalonego papierosa, podczas gdy ja wyłączyłam budzik na telefonie i kopciłam jak lokomotywa, aby jak najszybciej zgasić swojego peta, żeby zdążyć na czas do pracy. Powiedzmy sobie szczerze - szkoda mi pieniędzy, których i tak nie mam, na kupowanie fajek (o zapalniczce już nawet nie wspomnę), więc każdego papierosa nie zależnie od czasu, zawsze dopalałam do samego filtra. Gdy musiałam już iść chłopak uśmiechnął się i rzucił mi swoją paczkę w której znajdowało się jeszcze kilka papierosów i zapalniczka. 

- Weź na pamiątkę Pani ekolog. - uśmiechnął się po czym odszedł w przeciwnym kierunku. Sama przerzuciłam torbę przez ramię i pospiesznie poszłam w swoją stronę. Co to był za gościu...? Ja go znam...? 

... "ale palisz zapałkami"?! To trzeba mieć tupet! - pomyślałam czerwieniąc się ze złości, po czym zerknęłam na paczkę, którą ściskałam w dłoni. Gdy zajrzałam do środka, zobaczyłam wydrapany na zapalniczce numer telefonu. Uśmiechnęłam się zmieszana... w sumie to było miłe ale jednocześnie dziwne. Jestem pewna, że go nie znam, a rozmawiał ze mną jak z dobrą przyjaciółką, może zwyczajnie chciał zagadać? Poza tym skąd wiedział że idę do pracy? Nie widział mojego budzika, a z jego perspektywy, patrząc choćby na moje książki, raczej powiedziałabym, że idę do szkoły... może po prostu zgadł...?

Your Boyfirend // let's pley! //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz