Rozdział 4 - to już nie w piwnicy?

399 23 8
                                    

Gdy tak się szarpałam olśniło mnie... zamknęłam oczy i przestałam się miotać, rozluźniając w jednej chwili wszystkie mięśnie. Czułam się słabo, ale na szczęście nie straciłam w całości przytomności... jednakże Peter o tym nie wiedział. 

Gdy tylko przestałam z nim walczyć westchnął ciężko. 

- A mogło to wyglądać inaczej... - szepnął, po czym uśmiechnął się i delikatnie pocałował mój policzek. Z trudem powstrzymałam strach i obrzydzenie, które łaskotały moje ciało, jednak nawet nie drgnęłam... Chłopak wziął mnie w ramiona i ostrożnie podniósł, po czym zaczął iść schodami w górę. Po chwili zatrzymał się. Usłyszałam jak wyjmuje klucze z kieszeni i otwiera nimi jakieś drzwi. Chciałam się wyrwać, walczyć z nim i znowu uciekać, jednak i tak nie wiedziałam, którędy mogłabym uciec... Nie wiedziałam nawet gdzie jestem! Jakiś opuszczony budynek? a może zwykła kamienica? - W sumie wątpię, bo jaki porywacz uwięziłby swoją ofiarę w miejscu, z którego mogłaby łatwo wezwać pomoc czy bez problemu uciec...

Wszedł do środka, zakluczył drzwi za sobą i schował klucz do kieszeni, po czym zaniósł mnie do jakiegoś pomieszczenia i położył na łóżku. Czułam jak chłodna pościel dotyka moje zmarznięte ciało, a gdy chłopak przykrył mnie kołdrą miałam ochotę się w niej schować... było mi tak bardzo zimno, ledwo powstrzymywałam ciało od drżenia. 

Peter gdy tylko mnie przykrył skierował się do drzwi. 

- Przyjdź do salonu, jak skończysz udawać lub jak odeśpisz. - odparł nawet na mnie nie spoglądając i wyszedł z pomieszczenia zanim cokolwiek odpowiedziałam. ... WIEDZIAŁ?! No dobra może go trochę nie doceniłam... ale dlaczego w takim razie mnie i tak nie obezwładnił?! Jest aż tak pewny swego, że nie dam mu rady?! Po chwili poczułam jak wymioty podeszły mi do gardła... wybiegłam przez drzwi i szybko się rozejrzałam. Dookoła spostrzegłam trzy pary drzwi: jedne przez które przed chwilą wybiegłam, drugie przez które prawdopodobnie weszliśmy do środka i trzecie, które musiały prowadzić do łazienki, ponieważ do sąsiedniego pomieszczenia prowadziło proste wejście bez drzwi, które raczej wyglądało na wejście do salonu. Wbiegłam do łazienki zapaliłam światło i zakluczyłam drzwi, gdy tylko usłyszałam jak Peter podbiega do drzwi. Wściekły zaczął nawalać w drzwi pięściami, jednakże nie bardzo się tym w tamtym momencie przejęłam. Szybko podniosłam klapę od toalety i zwróciłam całą treść mojego żołądka... Gdy usłyszał, że wymiotuję przestał uderzać w drzwi i zamilkł nagle... gdy tylko skończyłam, spłukałam wodę, wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było świeżo po remoncie... jasne płytki odbijały chłodne światło, a kawałek od toalety znajdowała się piękna  biała umywalka zainstalowana na czarnej szafce. Nad nią znajdowało się podświetlane lustro. Podeszłam się w nim przejrzeć... makijaż był rozmazany na boki, sweter delikatnie poszarpany, włosy potargane. 

- Po co mnie porwałeś? - zapytała siadając pod drzwiami, jednakże nie doczekałam się odpowiedzi. - Chcę wrócić do domu... - mruknęłam do siebie,  gdy zamknęłam oczy i odchyliłam głowę opierając ją o drzwi.

- Po co? Do współlokatorki która rucha Cię na kasę? a może do nadgorliwego i wrednego recepcjonisty...? - mówił lekko sfrustrowany. 

- a więc to tak...? Chciałeś mnie "chronić"? - zapytałam lekko rozbawiona, nie otwierając nawet oczu.

- Oni albo Cię wykorzystywali albo krzywdzili... - odparł. 

- A Ty niby co zamierzasz? Ty mnie nie skrzywdziłeś? Ty mnie nie zamierzasz wykorzystać? - zapytałam niewesoło, gdy zaczynało kręcić mi się w głowie. 

- Otwórz te drzwi bo je wyważę... - zagroził. 

- Nie wyważysz, pokój jest po remoncie, drzwi są nowe, a raczej nie wyglądasz na kogoś kogo stać na dwa remonty w tym samym miesiącu... albo mi powiesz prawdę Peter, albo nie wyjdę. - sprostowałam mu jego położenie, po czym uderzył pięścią z całej siły w drzwi i znowu ucichł, a ja usłyszałam jak siada pod drzwiami po drugiej stronie.

- Nie uciekniesz Lucie, a jeśli zniszczę te drzwi to wiedz, że przez nieokreślony czas będziesz żyła ze mną pod dachem i toaletą bez drzwi... - odparł po chwili rozbawiony a jego ton znów brzmiał jak wcześniej - wesoło i fircykowato. Przyznam, że trochę mnie to uspokoiło... "Uspokoiło...? Hahaha! No dobra" - pomyślałam. Nie siła mięśni, to psychika... Nie mogę uciec, nie mogę obezwładnić, ale być może mogę zrobić to okrężną drogą, wykorzystując jego uczucia...
Westchnęłam ciężko i odkluczyłam ostatecznie drzwi, na co chłopak od razu się zerwał i je otworzył.

- Kręci mi się w głowie, ale chyba nie będę już żygać... Źle się czuję... - odpowiedziałam lecąc do tyłu na plecy, ale w porę mnie złapał. Ledwo powstrzymałam obrzydzenie, które pchało się na moją twarz.

- Musisz to odespać... Mogę Ci dać jedynie krople żołądkowe, inne leki mogą źle reagować z nitrobenzenem. - westchnął. 

Your Boyfirend // let's pley! //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz