Odcinek 5: Ogłoszenie

9 2 0
                                    


Następny dzień przyniósł ze sobą słońce i brak chmur na niebie. Jak na powoli się zbliżające do odejścia lato, owo nie zamierzało jeszcze w pełni opuścić ziem norweskich i posyłało ostatnie, ciepłe promienie słońca w stronę Walhalli oraz okolicznych terenów. Małe, puchate kotki należące do pani Frei, podobne nieco do skrzyżowanych ze sobą rysiów i żbików, którym natura nie poskąpiła żadną miarą skrzydeł, buszowały beztrosko w trawie. Niektóre natomiast wygrzewały się na dachu liceum, pomrukując cicho lub wylegiwały się w patio, mając cały raban i nerwy wokół nich gdzieś. Jak to koty. Część natomiast zakradała się na korytarze akademickie i licealne, domagając się głaskania i pieszczot. Nie było więc na to rady, licealiści musieli je wziąć na ręce albo się schylić, aby mruczki dostały to, czego chciały.
Astrid właśnie siedziała na korytarzu, z Wenedą siedzącą jej we włosach. Mruczący przyjaciele pielęgniarki Frei mogły wprawdzie wyglądać na wielkie kulki sierści, skłonne do lenistwa i adoracji, lecz gdy trzeba było, kocia armia stawała się niepowstrzymaną siłą gotową na jedno skinienie rozszarpać wrogów swej pani i władczyni zarazem na drobne strzępy. Zaprawdę, straszliwa była siła przynoszących szczęście pociesznych, uroczych i słodkich stworzeń. Zwłaszcza w momencie, gdy ulubieńcy Frei i ciągnący jej rydwan bracia Bygul i Trjegul, dwa błękitno-szare wielkie niczym lwy albo tygrysy zwierzęta o kłach niczym noże i nastroszonych, pasiastych grzywach. Całe szczęście nieuskrzydlone owe kocury nie były skłonne do atakowania każdego napotkanego wroga, chociaż by się mogło zdawać, że jak przystało na prezent od rudobrodego Thorentino, ich główną funkcją byłaby obrona Frei. Astrid sama przed sobą musiała przyznać, że z tymi dwoma na czele Wanaheimskiej Armii Kotów i magicznym dzikiem Hildisvinim ich pierwsza medyczka miała naprawdę wielką obstawę zwierzęcą, jak również całkiem pokaźny zwierzyniec.
- Pójdziesz ty, sierściuchu! Psik, psik! - usłyszała obok siebie głos. Zaraz spojrzała w prawo. Obok niej zmagała się z kotem osiemnastoletnia, całkiem do tego ładna dziewczyna, niewiele wyższa od niej. Cechowała ją wyrazista uroda, a spływające na plecy długie, brązowe pukle tylko działały na jej korzyść. W jej szczupłej twarzy osadzona zaś była para dużych, zielonych niczym szmaragdy oczu. Sylwetką podobna była do Aud, między innymi pod kątem silnych ramion i szerokich bioder, jak gdyby nie była to zwyczajna kobieta, ale wojowniczka z krwi i kości. Ubrana w czarne, podziurawione na kolanach i troszkę nadprute na prawym udzie dżinsy, martensy i czarną bluzę z kapturem, na szyi nosiła mały medalion ze zwiniętym w kłębek smokiem oraz odznakę w postaci kruka. Bez wątpienia była to jedna z tych ponurasów z Bathor.
- Toć weź go na ręce! - zaśmiała się Astrid.
Brązowowłosa na chwilę zastygła, spoglądając zdziwionym wzrokiem na Ast, która w odpowiedzi zarumieniła się lekko.
- Ech, ty jedna - w końcu jednak Norweżka odzyskała rezon, po czym bez oporów wzięła na ręce kota, który zaczął mruczeć i się do niej przymilać. Zaraz otrzymał porcję pieszczot i drapania za uszkiem, manifestując swe zadowolenie głośniejszymi pomrukami. Astrid uśmiechnęła się, po czym dała dziewczynie znak, żeby podeszła do niej bliżej. Ta zbliżyła się niepewnie i niezgrabnie nieco wyciągnęła rękę w stronę głowy zwierzaka. Ten zaś wystawił w jej stronę łebek i zamruczał. Tajemnicza zielonooka zaś zaczęła głaskać sierściucha, którego tak jeszcze niedawno chciała się pozbyć.
- Milusi - przyznała. - Twój?
- Nieee, cała populacja kotów w liceum należy do pani Frei, która jest tu wręcz naczelną kociarą i matką wszystkich kotów w okolicy. W ogóle to Astrid jestem. A ty? - zapytała.
- Erzebeth Tepes - przedstawiła się brązowowłosa.
- Erzie... Ładne imię - stwierdziła Ast. - A co to za odznaka?
- To symbol łowców cieni - wyjaśniła Erzebeth. - Wiesz, łowcy demonów i wampirów, pogromcy wilkołaków i tępiciele czarownic, tacy tam tropiciele.
- Uuu, ciekawe - przyznała Astrid, wypuszczając kota. - W ogóle, czemu tu jesteś? Czekasz na kogoś?
- Nie - przyznała dziewczyna. - Nie mam na kogo.
- To może przyłączysz się do mnie i do moich? - zaproponowała Ast. - Nie jesteśmy może jakąś jednolitą grupką, ale myślę, że znajdziesz z resztą tej grupy jakiś wspólny język.
- W sumie co mi szkodzi? - wzruszyła ramionami Erzebeth. - W ogóle, ty jesteś jakąś wiedźmą, szamanką?
- Bardziej to drugie, ze skłonnościami do łuku i trochę słabiej do miecza - odparła. - A czemu pytasz?
- Pachnie od ciebie magią - wyjaśniła dziewczyna.
Astrid zarumieniła się lekko.
- A, to się nie spodziewałam. Ale dobra, chodź ze mną - po czym wzięła ją za rękę. Podążyły w tłum uczniów.
Ekipę znalazły całkiem szybko, głównie po rudej czuprynie Ansgara oraz czarnej Scathy i białym roztrzepańcu Kalevy. Razem z nimi były Kirsten, Aud i Kerrian. Widząc Ast zbliżającą się do nich z nową znajomą, przerwali na chwilę rozmowę.
- Hallo, Astrid! A kogóż nam tu prowadzisz? - zapytała Kirsten, zaś w jej oczach pojawił się figlarny błysk.
- To Erzebeth, jest z Bathor. Erzie, poznaj moich przyjaciół. Owa gorąca blondyneczka, co przed chwilą zagadnęła, to Kirsten, nasza grupowa medyczka. Ten rudowłosy drągal to Ansgar. Mało mówi, ale jak już coś powie to lepiej go posłuchać, bo zawsze konkretnie. Ta ruda pieguska zaś to Kerrian, uczy się na druidkę. Obok niej jest Scatha, lokalny berserker i mistrz włóczni. Ta północna piękność, co go nie puszcza zaś, to Aud. Może wydawać się na zewnątrz trochę ostra i małomówna, ale to naprawdę miła i ciepła osóbka. A ten bielak, co się tak dziwnie patrzy, jakby nie miał wszystkich klepek to Kaleva. Nie martw się, on tylko tak strasznie wygląda, nie zrobi ci krzywdy - zapewniła.
- Miło was poznać - uśmiechnęła się lekko Erzebeth.
- Nam ciebie też - odezwał się Kaleva.
- Pachniesz jak czarnoksiężnik - wypaliła dziewczyna.
Wszyscy się roześmieli, zaś splantowany Kaleva zaczerwienił się. Nic nie zdążył jednak powiedzieć, bo zaraz zabrzmiał ostry, przeciągły dźwięk rogu, na którego odgłos wszyscy mieli się stawić w Wielkiej Sali. Zaraz udali się w ową stronę, zaś Astrid najwyraźniej zapomniała puścić rękę Erzebeth. Nie, żeby to w jakiś sposób dziewczynie przeszkadzało, czuła się nawet całkiem miło.
Dopiero, gdy znaleźli się w Wielkiej Sali, zobaczyli, że na środku, na do tego specjalnie przygotowanym podwyższeniu, stoi wielki złocony puchar, w którym to płonął wielki ogień. Wokół niego znajdowali się zaś uczniowie oraz nauczyciele, otaczając go kręgiem. Pod nim stali zaś dyrektor Odyn z razem ze swoją żoną i wicedyrektorką Frigg, dyrektor Dagda i wicedyrektor Morrigan, a także dwoje blondwłosych, bursztynowookich przedstawicieli Bathor. Wszyscy ubrani byli w dopasowane garnitury, przez co wyglądali jak jacyś agenci. Tylko przyciemnianych okularów brakowało.
Gdy zebrali się już wszyscy, Odyn wziął głęboki wdech.
- Uczniowie, nauczyciele, drodzy goście! - zaczął Odyn. - Chciałbym was tu obecnych powitać na kolejnej edycji Turnieju Trzech Szkół, organizowanego w tym roku przez Liceum Walhalla. Wraz z dyrektorami Dagdą i Aranym Atyą, a także wicedyrekorami Frigg, Morrigan i Istenayą chcielibyśmy przedstawić na dzień dzisiejszy skład drużyn, które będą brały udział w Turnieju! Uczestników prosi się o wystąpienie na środek!
- Liceum Alba jako uczestników zgłasza Scathę Aitkena, Eoghana Mac Coola, Kerrian MacRoth, Caylth Coriele i Suraadę Derc'hen! - zaczęła czarna jak kruk albo wrona Morrigan. Zaraz do niej podeszli Scatha, Kerrian, rudy jak marchew Eoghan, brązowowłosa Bretonka Caylth i czarnowłosa Suraada. Na wokandę odprowadziła je burza oklasków.
- Liceum Bathor jako uczestników zgłasza Nikitę Oltianu, Dorin Bojko, Radu Popescu, Istvana Heder i Erzebeth Tepes! - kontynuowała Istenaya, której włosy były jasne niczym kłosy jęczmienia. Zaraz pojawili się ruda Nikita, Dorin o włosach ciemnych jak heban, czarnowłosy Radu, blondwłosy Istvan i Erzie. Ich także oklaskiwano.
- Liceum Walhalla jako uczestników zgłasza Astrid Amundsen, Ansgara Oxenstiernę, Kirsten Jensen, Aud Ragnarsdóttir oraz Kalevę Rokkainena! - całe wytypowanie zakończyła wicedyrektor Frigg. Drużyna spojrzała na siebie, nie kryjąc zdziwienia. Podeszli jednakowoż do wicedyrektor Frigg, odprowadzani oklaskami swoich kolegów i koleżanek.
Astrid co prawda nie chciała przed sobą tego przyznać, jednak czuła, że już wkrótce stanie się coś złego. Nawet bardziej, niż mogłaby się spodziewać.

RagnarokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz