Prolog

712 30 2
                                    

- Hej... Lucie... - słyszałam niewyraźnie czuły głos - ...pobudka skarbie... - kontynuował.
Po chwili gdy udało mi się w końcu otworzyć oczy, jego sylwetka zarysowała się jak rozmyta na szkle. Choć cały świat wirował i ledwo kontaktowałam, jednego byłam pewna - przede mną stał Peter. Chłopak przykucnął przy mnie, po czym delikatnie dotknął mojego ramienia i oparł moje plecy o oparcie krzesła.
- Tak chyba będzie Ci wygodniej. - sprostował z niewinnym uśmiechem spoglądając na mnie swoimi błękitnymi oczami, po czym wstał i odwrócił się do mnie plecami, a ja usłyszałam szczęk zapalniczki. Szarpnęłam się, żeby wstać, lecz zamiast tego poczułam tylko lekki, trący ból na nadgarstkach i kostkach.

- Nie szarp się... i tak nie ma sensu - rzucił z rozbawieniem wypuszczając dym z ust, a ja poczułam jak zapach jego charakterystycznych papierosów wypełnia całe pomieszczenie. Chciałam coś powiedzieć, lecz gdy tylko otwarłam usta zgięłam się w pół zanosząc się głośnym kaszlem, czując palący ból w gardle...

- Nitro-benzen... - sapnęłam gdy odzyskałam już oddech, po czym oparłam się i odchyliłam lekko głowę, aby skupić swój wzrok na niewielkiej żarówce, zwisającej z sufitu . Ledwo oświetlała pomieszczenie, lecz nawet to światło zdawało mi się teraz oślepiające, jednak wiedziałam, że jeżeli przyzwyczaję oczy do niego, szybciej zacznę rozróżniać wzrokowo przedmioty i obrazy. Chłopak po chwili znowu podszedł i przykucnął przy mnie przytrzymując jedną dłonią w ustach ćmika.

- Pff chyba jesteś doświadczona, co? To ilu przede mną Cię porwało? - zadrwił bezgrzesznie, a ja spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Przed oczami malowały mi się czarne plamy, charakterystyczne od zbyt długiego wpatrywania się w światło. Uśmiechnęłam się dziarsko. 

- Wiesz, że według psychologii robi ogromną różnicę jakiego środka odurzającego użył psychopata przy porwaniu? To pomaga profilerom w utworzeniu profilu osobowościowego mordercy. - wytłumaczyłam zachrypniętym głosem, obserwując każdą jego reakcję, a on zmarszczył lekko brwi i uśmiechnął się kpiąco, po czym wstał.

-  "psychopata"? "morderca"...? Ty serio prosisz się o lanie... - zadrwił, lecz nie byłam pewna czy to w przenośni czy raczej w formie groźby. Wiem że mordercy nie można podkreślać, że jest mordercą, ale gram w plusy minusy - najpierw musi pojąć moje rozczarowanie i przyjąć obelgi, a następnie "komplement" który doceni bardziej i być może nie uzna za formę przekupstwa czy błagania o życie.

- A Ty nie jesteś przypadkiem na psychologii? - znów ze mnie zakpił po dłuższej chwili, lecz nadal stał do mnie odwrócony tyłem. 

- Chłopak, którego poznałam wtedy na fajce wydawał się dobry i fajny, a ten który mnie porwał wydaje się złym psychopatą, z którym z nich się bardziej identyfikujesz? - zapytałam nie robiąc sobie zbyt z wiele z jego docinek. - Początkowo chciałam być profilerem. - wyjaśniłam odpowiadając na jego "pytanie" przyglądając mu się bacznie. Wciąż nie wiedziałam co się w zasadzie wydarzyło. Jeszcze wczoraj wieczorem odprowadzał mnie do domu, rozmawialiśmy i śmialiśmy się... a teraz? ja siedzę przywiązana do jakiegoś krzesła, chyba w piwnicy, wciąż otumaniona jakąś substancją...  Przez dłuższą chwilę stał odwrócony do mnie plecami, choć nie widziałam jego twarzy, byłam przekonana że nad czymś rozmyślał. Po chwili odwrócił się i podszedł do mnie. 

- To sporo wyjaśnia. -  uśmiechając się, po czym przykucnął i zgasił peta na ziemi. - Rozwiąże Cię i podam Ci wody. - mówił jak gdyby nigdy nic, spoglądając na szluga, którego wciąż "wkręcał" w ziemię. - ale jeden niewłaściwy ruch i znów wrócisz na krzesło... - powiedział wracając do mnie spojrzeniem, a jego głos nagle spoważniał. Jego oczy jakby pociemniały i choć twarz wciąż zdawała się wesoła i beztroska jak zawsze, teraz poczułam jak przechodzą mnie ciarki.
Peter wstał i podszedł do jednej z białych ścian pomieszczenia, po czym wyciągnąłjednym silnym ruchem wbity w nią głęboko nóż i wrócił do mnie. Czułam jak moją twarz opuszczają kolory, oddech przyspiesza a wszystkie mięśnie w moim ciele krępuje strach, gdy szedł w moim kierunku trzymając ostrze. 

- Oj no nie rób już takiej miny. - powiedział "błagalnie" spoglądając na mnie z zadowoleniem spod na wpół przymkniętych powiek. Przejechał wolno palcem wzdłuż mojej dłoni i ręki przywiązanej do oparcia krzesła, a ja drgnęłam czując ten przerażający dotyk. - chociaż... do twarzy Ci. - zaśmiał się prosto do mojego ucha, a ja poczułam jak wszystkie mięśnie nagle się spinają, gdy jego oddech delikatnie muskał moją szyję.

Przez chwilę pomyślałam, że mogłabym uderzyć go z główki, po czym wykorzystać to i rozciąć liny, jednakże problemy były co najmniej trzy: po pierwsze był ode mnie silniejszy, po drugie miałam związane również kostki, a po trzecie byłam tak bardzo nieprzytomna, że ledwo odróżniałam od ściany drzwi, choć pomieszczenie było niewielkie i białe a drzwi drewniane i pociemniałe... Westchnęłam zrezygnowana z dudniącym sercem nie wiedząc co zrobić... Ostatecznie gdy tylko poczułam, że mam wolne nadgarstki, złapałam gwałtownie za jego bluzę, przyciągnęłam i zajebałam mu z całej siły z główki w twarz. Usłyszałam jak chłopak upada na kolana i klnie zdumiony, a nóż ze zgrzytem uderza o podłogę. Nie oglądając się za siebie, szybko wyswobodziłam swoje kostki zdejmując buty, aby móc wyślizgnąć stopę spomiędzy węzłów, po czym rzuciłam się biegiem w kierunku drzwi. Usłyszałam nagle jak krzesło uderz i łamie się rzucone impetem o podłogę. 

- Stój! - zawołał Peter trzymając swoją dłoń w miejscu uderzenia, a spomiędzy jego palców wyciekła wciąż krew. Drzwi były zamknięte na kłódkę... 

- Przydałby się? - powiedział pokazując mi w drugiej dłoni klucz. Chciał mnie sprowokować abym go zaatakowała, ale ja doskonale wiedziałam, że w ogóle to nie wchodzi w grę. Dlaczego? Patrz problem pierwszy wyżej - był ode mnie silniejszy. Pewnie od razu by mnie obezwładnił. Pozostawały dwie opcje - zniszczyć kłódkę i rozwalić sobie rękę, lub wyważyć drzwi na tyle aby zamek wypadł ze starych desek... Zaczęłam z całej siły uderzać całą masą ciała w drzwi.
Peter chwiejnie wstał, wytarł twarz rękawem granatowej bluzy i zaczął iść w moim kierunku. Cały rękaw zrobił się aż ciemno czerwony... I nagle ku naszemu zdumieniu udało mi się! - stary kawałek metalu, który był przyczepiony do desek drzwi, wyrwał się z nich jak wyciągnięty gwóźdź , wisząc na przymocowaniu do ściany. 

- Kurwa. - zaklął i uderzył w coś pięścią, gdy tylko wybiegłam jak oparzona na korytarz. Serce waliło mi jak dzwon. Biegłam boso, a on wciąż mnie doganiał. Dookoła nie było żadnych okien, a korytarze ciągnęły się i skręcały tworząc słabo oświetlony labirynt. Oprócz tego było mnóstwo innych drzwi, przy których znajdowały się włączniki światła...! Biegnąc zaczęłam wszystkie po kolei wyłączać, natomiast chłopak nie trudził się ich ponownym włączaniem, próbując wykorzystać moje opóźnienie i mnie złapać. Na szczęście to znowu mi się udało i już po chwili obydwoje siedzieliśmy w ogromnym labiryncie bez światła. Skuliłam się w jednym z zaułków nasłuchując jego kroków i w przerażeniu wstrzymując oddech. 

- Luuuuuuucie~... - nawoływał mnie nie wiedząc gdzie się znajduję i krążąc po pustych, ciemnych piwnicach - No chodź... - mówił proszącym głosem - Nie zrobię Ci przecież krzywdy. - coś nie bardzo mu wierzyłam na słowo...

- Póki co to Ty mi rozwaliłaś nos... - rzucił ironicznie i się zaśmiał. -... nie mogłem zatamować krwawienia! nie myślałem, że jesteś aż tak silna... - powiedział jakby z uznaniem.

- Posłuchaj... drzwi i tak są zakluczone, więc sama stąd na pewno nie wyjdziesz, pewnie nawet nie wiesz gdzie się znajdują - tłumaczył powoli, szybkim krokiem chodząc po korytarzach. Pff kretyn, czy to nie jest oczywiste? Przecież cały czas przy nich krąży...! Nie miałam szans się do nich nawet zbliżyć... musiałam jakoś odwrócić jego uwagę... Zaczęłam rozglądać się dookoła, aż w końcu znalazłam odłamki lekko ukruszonej, betonowej ściany. - Ale jeśli teraz wyjdziesz, obiecuję, że nie przywiążę Cię już do krzesła, ani nie zrobię żadnej krzywdy... - prosił, lecz  ja nadal pozostawałam w bezruchu. 

- Dobra... - westchnął ciężko i podrapał się po głowie, po czym usłyszałam ponownie szczęk upuszczonego na ziemię noża. - nie wiem czy mnie widzisz, ale na pewno słyszysz. - gdy to powiedział  kopnął nóż, który posunął wzdłuż korytarzyka i uderzył w ścianę... tuż obok mnie! z trudem powstrzymałam się od wydania jakiegokolwiek dźwięku... 

- Nie bądź taka, proszę... - mówił idąc powoli w moim kierunku. Czułam się sparaliżowana, byłam niemal pewna że mnie widzi... zacisnęłam oczy i...

Taki wał - pora na polsat :) 


Your Boyfirend // let's pley! //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz