FOURTH SIN

2K 197 154
                                    

Pożegnałem się z Xingqiu, życzyłem mu dobrej nocy, jednak sam nie czułem się ani trochę zmęczony. Prawdę mówiąc nie chodziło tylko o to, że przespałem cały dzień, ale także o usłyszane dzisiaj informacje. Po prostu nie potrafiłem wyrzucić w głowy teorii, jakoby młody Li próbował mnie wykorzystać, by dać pstryczek w nos swojemu ojcu, a wydawało mi się to bardziej niż prawdopodobne.

Dlatego też zgasiłem lampkę przy łóżku i wpatrywałem się w biały sufit, nawet nie starając się zasnąć. Pozwalałem swoim myślom swobodnie płynąć, a one wcale nie zamierzały się zatrzymać w jednym miejscu. O nie, dopiero się rozkręcały. Rzuciły się ku biednemu Xingqiu, który nieświadomy ich, najpewniej spał spokojnie w pokoju gościnnym. Tylko ja mogłem czuć ich obecność, znać ich treść.

Czy jeśli rzeczywiście Xingqiu wykorzystuje ten układ dla własnego celu, powinno mieć to dla mnie znaczenie? Nie. To nie jest prawdziwy związek, nie tak buduje się prawdziwą, solidną relację. Skoro nazywam to układem, tak pozostanie. Logicznym więc będzie, że obaj chcemy czerpać z tego korzyści...

Dlaczego więc poczułem się tak dotknięty? Zamknąłem oczy, czując gwałtownie nagły atak zmęczenia. Znam go zaledwie od kilku dni, dlaczego więc tak bardzo nie chcę dać się mu wykorzystać? To ja to rozpocząłem, więc mógłbym to potraktować jako karę... Ale moje emocje się wzburzają, dosłownie zacząłem słyszeć szum krwi w uszach. Spróbowałem wziąć głębszy oddech, przekierować strumień myśli ku komu czy czemu innemu. Bezskutecznie.

— Przepraszam.

Otworzyłem oczy by spotkać wzrok załzawionych bursztynowych oczu bruneta.

Wszystkie moje mieszane uczucia, wątpliwości zmartwienia....Wszystko to natychmiast się uspokoiło. Z początku się nawet przeraziłem gwałtowną ciszą i spokojem w mojej głowie, po chwili jednak postanowiłem wykorzystać chwilę stabilnego stanu, by przyjrzeć się uważniej twarzy chłopaka.

Wyglądał niczym zjawa, zmora jaka. Blade lico, błyszczące bursztyny wyrażające smutek głębszy niż powinny, policzki obsypane rumieńcem... Westchnąłem w duchu. Nie powinienem go opisywać jak potwora w Wiedźminie. Nie był strzygą czyhającą na moje życie, ja nie byłem nawet rycerzem, nie mówiąc nawet o srebrnowłosym łowcy. Byliśmy dwójką zwyczajnych nastolatków.

Podniosłem się do siadu. Przyciągnąłem do siebie nogi, a ten powoli, dosyć ociężale, zajął miejsce na materacu. Nie odrywał ode mnie wzroku, co z czasem stało się krępujące.

— Za co przepraszasz? — spytałem cicho, przypominając sobie kwestię bruneta wręcz wyjętą z jakiegoś horroru.

— Miałem sen. Koszmar znaczy się — zaczął cicho, a ja musiałem się zbliżyć, by zrozumieć jego słowa. — Nie chcę o nim mówić, nie chcę sobie o nim przypominać. Jednak nie mogę zaprzeczyć, że uświadomił mi coś ważnego... Czujesz się do tego zmuszony? Do tego układu.

Moje milczenie okazało się dla niego niewystarczające, bo ścisnął nagle moją rękę.

— Zwykle nie jestem taki dramatyczny. Być może nawet mógłbym wykorzystać swoje łzy, by wkraść ci się do łóżka... Ale po co? Po co, jeśli to cię będzie tylko odpychało? — Zaczął bawić się moimi palcami, a ja nie miałem odwagi mu ich zabierać. — Prawdę mówiąc, zacząłem o tobie myśleć. Po tylu godzinach snu nie mogłeś tak nagle zasnąć, dlatego nie kłopotałem się pukaniem.

Czekałem cierpliwie aż dojdzie do puenty, jednak im dłużej mówił, tym bardziej się od niej oddalał. Zmarszczyłem brwi i w końcu wypuściłem wstrzymywany przez ostatnią chwilę oddech. To zwróciło jego uwagę, bo zamilkł raptownie i wlepił wzrok szklanych oczu w moją twarz.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 05, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

oh boy [ XINGYUN ] zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz