05 ~ Mnie tam deszcz niestraszny

287 28 39
                                    

Marinette

Gdy tylko wróciłam do namiotu, momentalnie zasnęłam. Tym razem jednak, postanowiłam wejść do drugiego śpiwora, aby nam obojgu było po prostu wygodniej.

Nad ranem, obudził mnie dźwięk dużych kropel deszczu, które z coraz to większą siłą uderzały w ściany naszego namiotu. Otworzyłam oczy i obserwowałam liczne ich strumienie, które ścigając się, spływały w dół.

Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl jak bardzo zmienna potrafi być pogoda nad morzem. O świcie, te nieliczne chmurki, nie zapowiadały takiego załamania pogody, a tu proszę.

Sięgnęłam po telefon i spojrzałam na wyświetlacz, który wskazywał już godzinę w pół do jedenastej. Jęknęłam cicho i postanowiłam wstać i zacząć ogarniać jakieś śniadanie, dla nas obojga. Miałam ogromną ochotę, na świeżo upieczone croissanty z dżemem malinowym, ale niestety z braku piekarnika i innych potrzebnych rzeczy do ich przygotowania, nie będę mogła cieszyć się ich smakiem.

Sięgnęłam ręką do płóciennej torby, w której znajdowało się kilka produktów spożywczych, kupionych przeze mnie parę dni temu. Wyjęłam z niej płatki owsiane z suszonymi owocami. Nie jest to moje wymarzone śniadanie, ale lepsze to niż sama myśl, że musiałabym w tą ulewę iść do najbliższego sklepu po bułki.

Założyłam na głowę, białą czapkę z daszkiem, należącą do Adriena i szybko pobiegłam do naszego samochodu, aby wyjąć spod niego jogurt naturalny. Z braku lodówki, produkty mleczne trzymamy właśnie tam, ponieważ w upalne dni jest tam najchłodniej.

Zanim jednak cokolwiek z nim zrobiłam, postanowiłam obudzić Adriena, bo zdecydowanie za długo ostatnio śpi.
Kucnęłam przy nim i zaczęłam gładzić dłonią jego głowę. Ciekawe po kim nasze dziecko odziedziczy kolor włosów.
- Kotku. - wyszeptałam lekko ochrypniętym głosem. - Wstawaj. - dodałam nieco głośniej, a on przeciągnął się i spojrzał na mnie jednym okiem. Roześmiał się na mój widok, bo jakby nie patrzeć nadal miałam na sobie jego ubrania.
- Do twarzy ci w tym piękna. - uśmiechnął się zawadiacko, na co ja przewróciłam oczami.
- Pada, dlatego na śniadanie zamiast świeżych croissantów, będzie musli. - zmieniłam temat.
- Mnie tam deszcz niestraszny. - dodał jeszcze, po czym i on pozostawił nasze "łóżko" w nieładzie i poszedł za mną.

- Powiedz mi tylko, w co ja mam się w tej sytuacji ubrać? - powiedział patrząc na mnie roześmianym wzrokiem.
- Co prawda, doskonale zdaję sobie sprawę, że bez ubrań wyglądam najlepiej i ty również mnie takiego wolisz, ale mimo wszystko, wolałbym narzucić na siebie, coś ciepłego. - wtrącił, a ja byłam bliska wybuchnięcia głośnym śmiechem.
- Załóż to co wczoraj. - powiedziałam, gdy udało mi się opanować emocje. - Przynajmniej na razie, a teraz chodź zjeść, bo od czekania na ciebie, można zgłodnieć.

Adrien

Po zjedzeniu śniadania, usiadłem po turecku, na podłodze, tak jak mi nakazano i z zaciekawieniem czekałem na Moją Panią, która szukała czegoś w jednej z naszych walizek.
- Mam! - krzyknęła uradowana, po czym podeszła do mnie, kładąc mi na nogach karty UNO.
- Poważnie? - popatrzyłem się na nią wymownie.
- No co? Masz lepszy pomysł na spędzedzie czasu podczas deszczu? - spytała, jednak gdy ujrzała moją dwuznaczą minę, od razu pożałowała.

- Dobra, daj mi te karty, ktoś musi je przecież potasować. - wyrwała mi pudełko z rąk. - Rozdam po dziesięć, aby było ciekawiej. - dodała po chwili, a ja pokiwałem głową. - Zacznij sobie. - odparła, układając swoje karty w wachlarz.
- Przygotuj się na pierwszą porażkę w twoim życiu, bo za chwilę przegrasz z kretesem. - powiedziałem pewny siebie, kładąc dla niepoznaki, zieloną kartę z numerem dziewięć.
-Pff, to ty zaraz przegrasz, tyle, że może bez kretesu. - teraz to ona wyłożyła kartonik z cyfrą siedem, na co ja odpowiedziałem jej tą samą kartą, lecz w kolorze czerwonym.

- Ale heca, też mam taką kartę! - zaśmiała się i również wyłożyła czerwoną siódemkę.
- Dobra dobra, nie ciesz się tak, bo teraz stoisz! - położyłem kartonik na którym widniał symbol przekreślonego koła.
- Tak się składa, że nadal siedzę. - uniosła jedną brew do góry po czym oboje się zaśmialiśmy.

-Ejejej, ale co ty robisz? - oburzyła się.
- Dlaczego ty na żółte plus dwa, kładziesz plus cztery? Dobierasz dwie karty i bez dyskusji.
- Ależ Kropeczko, nie tak się w to gra. Na każdy plus, mogę się przecież czymś obronić.
- Co ty gadasz, na żaden plus nie możesz już niczego dołożyć, po prostu bierzesz jak przykazano w instrukcji i koniec tematu.
- Ale jak to, przecież... - zrobiłem duże oczy.
- No widzisz, całe życie w błędzie Kotku. Następnym razem po prostu doczytaj instrukcję do końca. - zachichotała, a ja dobrałem dwie karty.

- Uno! - krzyknęła.
- Nie tak prędko Moja Damo. - wyłożyłem na stół, a raczej na podłogę, zmianę koloru.
- Na niebieski. - powiedziałem szybko.
- To, że rozumiemy się bez słów, to wiedziałam od dawna, ale, żeby aż do takiego stopnia? - zaśmiała się i położyła niebieską czwórkę.
- To nie fair, bo zmieniłaś zasady w trakcie gry. - udałem obrażenie.
- Niczego nie zmieniałam, to nie moja wina, że nie czytasz ze zrozumieniem.

- Jeszcze jedna runda? - zapytała, a mój wzrok powędrował w stronę foliowego okna naszego namiotu.
- Mam ochotę na spacer. - powiedziałem.
- Uwielbiam taką pogodę.
- Jesteś chyba jedynym kotem, który lubi wodę, co? - dotknęła ręką mojego podbródka i zaczęła go delikatnie gładzić, tak jakbym faktycznie był jej kotkiem.
- To co? Idziemy? - spytała retoryczne, a ja odpowiedziałem jej chytrym uśmiechem.

Wybiegliśmy z namiotu w krótkich spodenkach i jedyne co nas ratowało to bluzy, które póki co, były jeszcze suche.

Złapałem Marinette za rękę i pociągnąłem w stronę niewielkiej jabłonki. Biegliśmy między drzewami śmiejąc się przy tym jak małe dzieci. W końcu dziewczyna zatrzymała się nie mogąc złapać oddechu, jednak na jej ustach wciąż widniał uśmiech. Podbiegłem do niej, chwytając ją za biodra i podnosząc do góry, na co wydała z siebie niezidentyfikowany pisk. Obróciłem się kilka razy w okół własnej osi i po wielu jej prośbach, odstawiłem ją na ziemię.

Spojrzałem się w górę. Niebo było całkowicie zasłonięte ciemnymi chmurami, czyli szanse na rozpogodzenie się były raczej znikome. Wróciłam wzrokiem na moją partnerkę i zauważyłem, że zaczęła dygotać z zimna.
- Wracamy już? - zapytała z nadal wyraźnym rozbawieniem na twarzy.
- Mhm, ale najpierw... - dotknąłem jej chłodne policzki i zbliżyłem się do niej jeszcze bardziej, tylko po to by po krótkiej chwili, móc ją pocałować. Ona zaś, przytuliła się do mojego torsu, aby choć trochę zaznać mojego ciepła.

- A-adrien, j-ja... - zaczęła.
- Ciii... - położyłem palec na jej wardze, która drgała z zimna. - Ja też cię kocham. - objąłem ją ramieniem i nie pozwalając wypowiedzieć nic więcej, zaprowadziłem do namiotu.

𝐖𝐞 𝐁𝐞𝐥𝐨𝐧𝐠 𝐓𝐨𝐠𝐞𝐭𝐡𝐞𝐫, 𝐌'𝐋𝐚𝐝𝐲 ~ Miraculous ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz